Szukaj:
Strona Forum   Wybierz
Wybierz
Uwaga! Przeglądasz stronę jako gość!      Zaloguj się      Załóż nowe konto

×

Gdzie Indziej
Tomek_btn Użytkownik jest offline
Postów: 210
Ostrzeżenia: 0%  
Tomek_btn
3409 Wysłany: 06 Cze 05 15:13 • Temat postu: Gdzie Indziej
By Maggie:
Oto opowiadanie pisane przeze mnie, Lunę i Tomka btn. Odcinki będą
wklejane na zmianę, zależnie od tego kto z nas będzie pisał i z czyjego to będzie punktu widzenia.
Od razu mówię, że Kaśka to iwani, Aśka to Luna, Dolina Tęczy i Ogrody Lutarien, to miejsca nazwane tak przez nas, istnieją one naprawdę. Bydluś to pies Luny (dokładniej suczka). Tomek jest oczywiście Fallainem, zwanym inaczej Faluś.

Gdzie Indziej


Wreszcie nadeszła sobota. Już nie mogłam się doczekać, kiedy pojadę do Zalasowej. Przeczuwałam, ze wydarzy się coś ciekawego. Miałam rację.
Kiedy dojechaliśmy, Aśka z Madzią już na nas czekały. Był piękny letni dzień, więc od razu postanowiłyśmy, ze idziemy na wyprawę. Poszłyśmy w dół Doliną Tęczy. Zabrałyśmy oczywiście Bydlusia. Szłyśmy dość długo i już powinien się pokazać dom koleżanki Aśki, ale nic takiego się nie działo. Wreszcie las się skończył. Wyszłyśmy w zupełnie innym miejscu. Podejrzewałam, ze po prostu gdzieś po drodze skręciłyśmy jakoś w bok.
Tymczasem to dziwne miejsce zaczęło nas fascynować. Wszystko wyglądało normalnie, ale tak jakoś nienormalnie. To głupio brzmi, wiem, ale tak było. Szłyśmy dalej. Bydlusiowi chyba nie podobało się to miejsce. Na wszelki wypadek zapamiętywałam, koło czego przechodzimy. Więc minęłyśmy wielkie drzewo (ale naprawdę wielkie i grube), które gdy się odwróciłam, jak poszłyśmy dalej zniknęło. Później był jakiś strumyk, który z daleka wyglądał na płytki, a okazał się głęboki, i który przeskoczyłyśmy. Była też bagienna dolinka, gdzie Madzia o mało nie wpadła w jakieś błoto.
Na końcu dotarłyśmy do takiego dziwnego miejsca, gdzie las tworzył ścianę. Naprawdę. Nie można się było przez nią przebić (próbowałam). Skoro nie mogłyśmy iść dalej, to musiałyśmy zawrócić. Było jeszcze wcześnie, ale dobrze zrobiłyśmy, że tak szybko ruszyłyśmy w drogę powrotną.
Było jakoś dziwnie, jeszcze dziwniej niż przedtem. Wracając nie napotkałyśmy bagnistej dolinki. Musiałyśmy pokonać tylko niewielkie wzgórze porośnięte gęstym lasem. Szłyśmy inną drogą, a ja wiedziałam, ze idziemy tą samą co przedtem. Potem natknęłyśmy się na problem. Mały strumyk zniknął, a za to była duża rzeka (a jednak byłam pewna, że to ten sam strumień). Przez chwilę rozważałyśmy sposoby jej przebycia. Kaśka twierdziła, że trzeba poszukać mostu, a Madzia Mała protestowała, bo nie chciało jej się iść nie wiadomo jak daleko. Aśka stwierdziła, że możemy ją przepłynąć. Ja nic nie mówiłam, tylko podeszłam na brzeg. Jakaś myśl zaczęła się tworzyć w mojej głowie. Wracając widziałyśmy wszystko odwrotnie. Strumyczek wydawał się płytki, ale okazał się głęboki. Może tak samo będzie z rzeką?
- Chodźcie tu!; zawołałam. ; Przejdziemy z łatwością. Tu jest bardzo płytko.
- Faktycznie! ; powiedziała Aśka. ; A z daleka wydawało się głęboko! Bardzo tu dziwnie, nie sądzisz Madziu?
- Tak. To jakieś zwariowane miejsce. odpowiedziałam.
Zdjęłyśmy buty i skarpetki i przeszłyśmy rzekę w bród. Kiedy znalazłyśmy się na drugim brzegu obejrzałam się. Za nami został mały strumyk, dokładnie taki, jaki minęłyśmy idąc w przeciwną stronę. Upewniłam się, że moje przypuszczenia są prawdziwe.
Potem już prawie nic nam się nie przydarzyło, przeszłyśmy tylko obok niewiarygodnie małej miniaturki drzewa. Mogłabym przysiąc, że wyglądało identycznie tak samo jak tamto duże w pomniejszeniu. A kiedy je minęliśmy i się odwróciłam, ujrzałam olbrzyma, którego liśćmi delikatnie poruszał wiatr. CO? Wiatr? Przecież nie było wiatru! Jak to możliwe? Pomyślałam, że nie będę się tym zajmować, bo zgłupieję i przestałam się dziwić czemukolwiek.

Edytowany przez: Tomek_btn 2005-06-06 15:14:22

____________________

Płomienie strzelą znów z ogniska,
mrok rozświetlą błyskawice,
złamany miecz swą moc odzyska,
król tułacz wróci na stolicę.
Reklamy
Tomek_btn Użytkownik jest offline
Postów: 210
Ostrzeżenia: 0%  
Tomek_btn
3410 Wysłany: 06 Cze 05 15:51 • Temat postu: Re:
By Maggie:
***

Gdy znowu znalazłyśmy się w Dolinie Tęczy opowiedziałam dziewczynom, co myślę o nowo poznanym miejscu.
- Wygląda na to, że trafiłyśmy gdzie indziej niż zwykle - stwierdziłam.
- To Gdzie Indziej jest naprawdę cool - Aśce najwyraźniej podobał się nowo poznany kawałek świata. - Zawsze chciałam znaleźć się w miejscu magicznym.
Pozostałym też bardzo przypadł do gustu nowy zakątek. Nagle Madzia Mała zauważyła, że jest już późno i musimy się pośpieszyć. Miała rację, ściemniało się. A byłam pewna, że kiedy dotarliśmy pod mur, było jeszcze przed południem. Najwyraźniej do muru szło się dwa razy krócej niż z powrotem!
Doprawdy dziwny jest ten świat, skoro można na nim znaleźć takie miejsca jak to Gdzie Indziej. Dziwne drzewo nazwałyśmy Małym Olbrzymem, rzekostrumyk Potokiem Złudzeń, a dolinkę, która potem była pagórkiem Doliną Wzniesienia. Wszystkie nazwy dobrałyśmy tak, by dobrze oddawały charakter miejsca.
Żegnając się z Aśką i Madzią postanowiłam, że następnym razem też pójdziemy do Gdzie Indziej.
Kiedy w kolejną sobotę wyruszyłyśmy na wyprawę w dół Doliną Tęczy nie trafiłyśmy do Gdzie Indziej (może dlatego Bydluś znów z nami poszedł, bo następnym razem nie chciał iść). Nie wiem czemu normalnie po dziesięciu minutach ujrzałyśmy dom koleżanki Aśki. Rozczarowane wróciłyśmy do domu i aż do wieczora grałyśmy w siatkę. Dopiero tydzień później znalazłyśmy się w niedawno odkrytym przez nas miejscu.
Właściwie to doszłyśmy tam tylko dlatego, że Madzia Mała zauważyła coś dziwnego. Dwa drzewa rosły sobie w średniej odległości od siebie, ale u góry miały zrośnięte kilka gałęzi i tworzyły jakby bramę. Kiedy przez nią przeszłyśmy i las się skończył, trafiłyśmy do Gdzie Indziej. Widocznie poprzednim razem nie wiedząc o Bramie ominęłyśmy ją.
Kiedy stanęłyśmy przed Murem pomyślałyśmy, że jesteśmy głupie. Przecież ostatnio jak tu doszłyśmy mogłyśmy iść wzdłuż Muru i poszukać przejścia! Tym razem nie zmarnujemy szansy -powiedziałyśmy sobie. Poszłyśmy w lewo. Mur ciągnął się i ciągnął, wydawało się, że bez końca. Nagle Aśka zawołała:
- Patrzcie! Już tędy przechodziłyśmy! Pamiętam ten dziwny korzeń. Kręcimy się w kółko - roześmiała się. Aśka zawsze miała talent do śmiania się (i z tego co śmieszne, i z tego co nie śmieszne). No cóż, ja nie uważałam sytuacji za śmieszną. Nie za bardzo uwierzyłyśmy w kolistość Muru. Przecież się ciągnął daleko idealnie prosto!
Na wszelki wypadek postanowiłyśmy zapamiętać to miejsce i idąc dalej patrzeć czy się nie powtarza. Po kilku minutach okazało się, że Aśka miała rację. Choć Mur ciągnął się prosto, kręciłyśmy się w kółko. Zrezygnowane znalazłyśmy miejsce, z którego rozpoczęłyśmy wędrówkę wokół Muru i ruszyłyśmy w drogę powrotną.
Pomyślałam, że źle robimy. Trzeba było wrócić całkiem. To znaczy zrobić tyle okrążeń wokół Muru w prawo, co zrobiłyśmy w lewo i dopiero wtedy iść do domu. W tej krainie wszystko jest przecież możliwe. Możemy nawet nigdy już nie wrócić!
Na szczęście moje przypuszczenia okazały się płonne.
Zdziwiła mnie jedna rzecz. Kiedy wróciłyśmy okazało się, że od naszego wyjścia minęła zaledwie godzina! Jestem pewna, że chodziłyśmy dłużej, moje nogi mogą to potwierdzić.
Zauważyłam, że każda wyprawa czegoś nas uczy o nowo poznanym miejscu. Pomyślałam, że nigdy nie przestaniemy się uczyć, w końcu Gdzie Indziej ciągle działo się coś dziwnego i niezwykłego.


O tym, co krył Prosty Okrągły Mur.

W kolejną sobotę padało i nie mogłyśmy się nigdzie wybrać. Za to siedząc w domu wymyśliłyśmy parę rzeczy. Przede wszystkim zastanawiało nas, dlaczego ostatnio wróciłyśmy tak wcześnie. W końcu doszłyśmy do wniosku, ze ma to jakiś związek z Murem i z naszym spacerem wokół niego. Postanowiłyśmy też, że w przyszłą sobotę pójdziemy w drugą stronę, czyli w prawo.
Kiedy tydzień później dotarłyśmy do Muru poczułyśmy, że wreszcie odkryjemy jego tajemnicę. Poszłyśmy w prawo i już po pięciu minutach znalazłyśmy wejście. Miało kształt łuku ostrego. Nie było żadnej bramki ani furtki, ale i tak nie dało się zobaczyć, co jest w środku.
- Wchodzimy? - zapytałam.
- No nie wiem - Kaśce wyraźnie nie podobała się tajemniczość tego miejsca. - Może jednak tam nie idźmy. Nie widać co tam jest, możemy wyjść niewiadomo gdzie.
- A co tam, ja wchodzę - powiedziała Aśka. - Bez ryzyka nie ma zabawy. Jak nie wejdziemy to nie dowiemy się co tam jest.
I pierwsza przeszła przez bramę. Zachęcone tym, ze nic się nie stało też weszłyśmy. Aśka stała tuż przy wejściu i błyszczącymi oczami patrzyła przed siebie. Byłyśmy w pięknym ogrodzie. Rośliny miały tu nieskazitelny odcień świeżej zieleni, dookoła pełno było kwiatów: niebieskie, różowe, czerwone, złociste, pomarańczowe, fioletowe, nawet zielone, czarne i tęczowe. Ziemię pokrywał zielony dywan miękkiej trawy.
Nagle Madzia ruszyła przed siebie i poszła ścieżką wyłożoną kamykami, prowadzącą przez girlandy fioletowych i błękitnych kwiatów. Kaśka ruszyła prosto i po chwili zniknęła w czerwieni i złocie. Ja i Aśka ruszyłyśmy równocześnie, ja w stronę kwiatów białych, a Aśka czerwonych, czarnych (?) i... jakby srebrnych?
Straciłam dziewczyny z oczu, ale wcale się tym nie przejmowałam. Szłam ścieżką przed siebie. Dokoła mnie rozciągał się piękny, gesty las. Ziemia i okoliczne krzewy całe były usiane białymi kwiatami, zauważyłam, że nie były to zawilce ani czeremcha. Ścieżka wiła się wśród drzew i krzewów prowadząc mnie nie wiadomo gdzie. A ja szłam i czułam się tak lekko, jakbym nie dotykała ziemi, tylko frunęła. W końcu ścieżka skończyła się.
Wyszłam na maleńką polankę, pośrodku której stała altanka opleciona roślinami i obsypana białym kwieciem. Weszłam do niej i znalazłam mały stoliczek jakby upleciony z roślin. Na stoliczku leżał dziwny medalion. Na zielonym rzemyku połyskiwał biały symbol: taka jakby łódeczka, albo łuska; wyglądała jak łezka, której spadziste boki ktoś zagiął do środka. Wiedziałam, że ten medalion jest przeznaczony dla mnie, leżał tu i czekał tylko aż przyjdę. Wzięłam go i zaczęłam biec z powrotem ścieżką, jakbym się bała, że ktoś mi go zaraz zabierze.
Kiedy dobiegłam do wejścia zatrzymałam się. Aśka, Kaśka i Madzia właśnie wybiegały ze swoich ścieżek. Też trzymały w rękach dziwne symbole. Aśki wyglądał jak srebrny karciany dzwonek na czarnym sznureczku, Kaśki przedstawiał złoty listek, a Madzi niebieską broszkę w kształcie łezki.
Kiedy wyszłyśmy okazało się, że jest już późne popołudnie. Za namową Aśki postanowiłyśmy zaryzykować i obeszłyśmy Mur trzy razy w lewo. Rzeczywiście, słońce jakby się cofnęło. Był teraz wczesny ranek. Spokojnie, powoli wróciłyśmy do domu. Dopiero tam przerwałyśmy to dziwne i niezwykłe milczenie, które trwało już od przekroczenia Muru. Rozgadałyśmy się, a każda z nas chciała opowiedzieć pierwsza, co widziała. Żeby się nie pokłócić pociągnęłyśmy losy.
Madzia mówiła pierwsza:
- Poszłam tą ścieżką, bo coś mnie ciągnęło. Tam były takie piękne kwiaty! Szłam przez rzadki lasek, brzegiem strumienia. Ścieżka raz się od niego oddalała, a raz zbliżała, była taka... zakręcona. A na końcu był taki malutki domek. Jak do niego weszłam, to zaraz zobaczyłam na krzesełku tą broszkę. Zabrałam ją i pobiegłam z powrotem. Cały czas mi się wydawało, że mi ją ktoś zabierze.
- Mi też! - Kaśka miała mówić druga. - Ze mną było tak samo. Tylko że ja szłam przez takie jakby wrzosowisko. Najpierw były te krzewy, a potem zostały już tylko kwiaty i takie niezwykłe trawy. To było trochę dziwne, bo ścieżka mogłaby iść prosto po tych pagórkach, które tam były, ale nie. Ona szła dolinkami, okrężną drogą. W końcu dotarłam do takiej jakby groty utkanej z traw. Jak tam weszłam, to zaraz rzucił mi się w oczy fotel, a na tym fotelu ten listek. A dalej, to było jak u Madzi. Też uciekałam i też się bałam, że ktoś mi go weźmie.
Potem opowiadałam ja. Przekazałam im jak szłam, jak dotarłam do altanki i uciekałam z medalionem. Kiedy opowiedziałam im jak się czułam, kiedy szłam, to stwierdziły, że przeżywały to samo.
Ostatnia mówiła Aśka. Ona szła ścieżką, która po pewnym czasie weszła w góry. Tam znalazła jaskinię, a w niej Symbol leżący na występie skalnym. Później tak jak my uciekła.
- A zauważyłyście, że tam było siedem ścieżek a nie cztery? -zwróciłam im uwagę. - Na pewno jeszcze trzy osoby muszą lub musiały tam trafić.
Stwierdziłyśmy, że następnym razem poszukamy Gdzie Indziej jakiejś innej istoty niż my. Miałyśmy nadzieję, że będą to te trzy brakujące osoby.


Edytowany przez: Tomek_btn 2005-06-08 22:05:23

____________________

Płomienie strzelą znów z ogniska,
mrok rozświetlą błyskawice,
złamany miecz swą moc odzyska,
król tułacz wróci na stolicę.
Tomek_btn Użytkownik jest offline
Postów: 210
Ostrzeżenia: 0%  
Tomek_btn
3411 Wysłany: 07 Cze 05 15:30 • Temat postu: Re:
O tym, jak poszłyśmy Byle Gdzie.

W następną sobotę próbowałyśmy zrealizować nasze zamiary i po drodze skręciłyśmy w bok. Ale po pewnym czasie trafiłyśmy do miejsca, z którego wyruszyłyśmy. Szłyśmy prosto, a kręciłyśmy się w kółko. Krajobraz się powtarzał.
Było tak jak z Murem: poszłyśmy w lewo, czas się cofał. Poszłyśmy w prawo, czas przesuwał się w przód. Byłyśmy tego pewne, bo tym razem zabrałyśmy ze sobą zegarek, a jego wskazówki wyraźnie zmieniały położenie, kiedy poruszałyśmy się w bok, a nie prosto.
Mimo starań nie znalazłyśmy innych ludzi niż my. Przeczesałyśmy dokładnie cały teren, ale nie spotkałyśmy nawet zwierzątka. Jedynymi istotami Gdzie Indziej byłyśmy my i Bydluś, który oczywiście poszedł z nami (chyba przeczuwał, że nie wydarzy się nic niezwykłego). Wracając do domu stwierdziłyśmy, że znamy już wszystkie sekrety Gdzie Indziej.
Jedyną rzeczą, której nie wiedziałyśmy była kwestia trzech innych ścieżek. Madzia wysunęła nawet propozycję, żeby pójść i je sprawdzić, ale nie zgodziłyśmy się. Żadna z nas nie chciała wracać za Mur, bo tam było coś, co mogło nam zabrać Symbole, a bardzo się do nich przywiązałyśmy. Rzadko je ściągałyśmy i nie chciałyśmy się z nimi rozstawać. Czułyśmy się tak, jakby były one częścią nas.

***

Podczas kolejnej wyprawy stwierdziłyśmy, że nie pójdziemy Gdzie Indziej.
- Chodźmy byle gdzie, tylko nie Gdzie Indziej.- zaproponowała Aśka.- Tam już wszystko znamy, znudziło mi się tamto miejsce. Może poszukajmy innych Bram?
- Dobra. Ale najpierw odwiedzimy Ogrody Luthien, na pewno w tej chwili jest tam pięknie.
Poszłyśmy w stronę Piekła. Kiedy dotarłyśmy do Ogrodów Luthien aż nam dech zaparło. Wszędzie było pełno kwiatów; nie były one tak piękne jak w Ogrodzie Za Murem, ale ich widok też cieszył oczy.
Nagle Kaśka zawołała:
- Patrzcie, Brama!
Faktycznie, na końcu Ogrodów Luthien znajdowały się dwa drzewa zrośnięte razem górnymi gałęziami. Bez wahania przeszłyśmy pod nimi i... zniknęłyśmy. Kiedy znalazłyśmy się po drugiej stronie, stałyśmy się niewidzialne. Przed nami znajdowała się ścieżka podobna do tych, którymi biegłyśmy w Ogrodzie Za Murem. Przypuszczalnie znów znajdowałyśmy się w czyimś ogrodzie.
Poszłyśmy tą ścieżką i po chwili nasze przypuszczenia się sprawdziły. Spotkałyśmy jakąś staruszkę. Nie widziała nas, ale nas usłyszała.
- Kto tu jest?- zapytała--. Przyszliście zza Bramy?
- Tak - odpowiedziałam. - Ale jesteśmy niewidzialne. Nie wie może pani jak możemy to odwrócić?
Staruszka uśmiechnęła się.
- Pewnie że wiem. Tak jak inni, którzy tu przeszli ze Świata Za Bramą musicie pójść do elfa Fallaina, on na pewno wam pomoże.
- A jak możemy się do niego dostać? Po czym go poznamy?
- Idźcie tą ścieżką, a potem polną drogą w lewo, a dojdziecie do innego, piękniejszego ogrodu (westchnęła). Poznacie Fallaina na pewno, jego nie da się nie poznać.
Podziękowałam i ruszyłam ścieżką.
- Czemu się nie odzywacie?- spytałam dziewczyn.- Sama musiałam wszystko załatwić.
- Wiesz, no... my nie mogłyśmy ci pomóc, bo nie rozumiałyśmy co wy gadacie- odpowiedziała Aśka. - Hej, gdzie jesteś? Nie widzę cię. Idziesz gdzieś?
- Tutaj jestem. Tak, ta miła starsza pani powiedziała, żebyśmy poszły tą ścieżką, a potem w lewo.
- Dlaczego ty ją rozumiesz, a my nie? - pytała Kaśka.
- Nie wiem. Wszystko się wyjaśni jak dojdziemy do Fallaina.
- A kto to? – pytała Aśka. - Albo co to?
- To elf. Powinien nam pomóc.
- Nie gadajcie, tylko patrzcie – przerwała nam Kaśka.
Przed nami był piękny ogród. Staruszka miała rację; był piękniejszy od poprzedniego. Powiedziałabym nawet, że tak piękny, jak Ogród Za Murem. Było tam wiele ścieżek, my ruszyłyśmy tą najszerszą i po kilku minutach przed nami ukazał się domek. Przed domkiem, na ławeczce siedział sobie przystojny elf i jakby na coś czekał. Kiedy wyszłyśmy zza drzew wstał i podszedł do nas, jakby nas widział.
- Witajcie- powiedział- Dobrze, że już jesteście. Mam na imię Fallain, i chyba mogę wam pomóc.
Elf uśmiechnął się. Wyglądało na to, że wie o nas wszystko. Pomyślałam, że wygląda dokładnie tak jak mój ideał. Ale w końcu jestem tylko człowiekiem.
Cisza przedłużała się, jakbyśmy wszystkie zaniemówiły z wrażenia. Tak naprawdę, to nie wiedziałyśmy co powiedzieć. Fallain jakby o tym wiedział.
- Wejdźcie - wskazał na otwarte drzwi do domku.-Napijemy się czegoś.
Pomyślałam, że teraz będzie cyrk, bo pewnie nie widząc siebie wejdziemy jednocześnie i zderzymy się w drzwiach. Dlatego przezornie nie ruszałam się, w moim mniemaniu czekając aż dziewczyny przejdą przez drzwi.
Nagle Fallain roześmiał się.
- Czemu nie wchodzicie? -zapytał.
Usłyszałam śmiech Aśki i Kaśki, i natychmiast zrozumiałam. Dziewczyny też chciały uniknąć zderzenia, i też czekały aż -reszta wejdzie najpierw-
- No dobra, ja idę pierwsza - powiedziała do nas Kaśka.
- Ja druga - powiedziały jednocześnie Madzia i Aśka i roześmiały się.
- No dobra idź druga -; pozwoliła Aśka.
- Trudno. Pójdę ostatnia - powiedziałam.
Weszłyśmy w wyznaczonej kolejności śmiejąc się. Ostatni wszedł Fallain, z dziwnym uśmiechem na twarzy. Po chwili zrozumiałam dlaczego. W domku, w pokoju gościnnym było pięć krzeseł, foteli i stołków, każdy inny. Pomyślałam, że znowu będzie zabawa w mówienie co się robi, ale szybko wyleciało mi to z głowy, bo zobaczyłam pleciony z wikliny fotelik. -Jeśli Fallain na nim nie siądzie, to ja go zajmę- - powiedziałam sobie. Fallain wybrał jednak krzesło z oparciem i siedzeniem wyłożonym miękkim materiałem.
- Ja zajmuję... - zaczęłyśmy wszystkie cztery równocześnie, i równocześnie przerwałyśmy śmiejąc się.
- Siadajcie gdzie wam się podoba -powiedział elf. -Gwarantuję, że żadna z was nie wybrała tego samego co inne.
Usiadłam i zaczęłam się zastanawiać, co wybrały dziewczyny. Moje rozmyślania przerwał Fallain, wstając i oznajmiając, że idzie przygotować coś do picia. Zniknął na chwilę, a ja przyjrzałam się pozostałym krzesłom. Był miękki fotel, zwykły okrągły stołek i krzesło z rzeźbionym oparciem. Byłam pewna, że stołek zajęła Aśka, krzesło Madzia, a fotel Kaśka.
Chwilę później przyszedł Fallain i postawił na stole pięć szklanek. W każdej było co innego. Przede mną postawił zielony napój, przed stołkiem jasnofioletowy, przed fotelem czerwony, a przed krzesłem czarny. Pomyślałam, że jednak byłam w błędzie. Na stołku siedzi Madzia, na krześle Kaśka, a na fotelu Aśka.
Fallain znów się roześmiał.
- No już, przestańcie się wreszcie zastanawiać, co wybrały pozostałe. Po prostu wypijcie wasze napoje, a znów staniecie się widzialne. Potem wam opowiem coś o was.
Zdziwiłam się. Jak to: -opowiem wam coś o was-Przecież o mnie to chyba najwięcej wiem ja!
- No wypijcie, to naprawdę nie jest trucizna -powiedział elf uśmiechając się z pobłażaniem.
Popatrzyłam na szklanki dziewczyn, które dalej stały w miejscu, potem spojrzałam na szklankę Fallaina, która już prawie opróżniła się z napoju o kolorze cytryny. Powoli wzięłam szklankę, i wypiłam jej zawartość. Zobaczyłam jak szklanki dziewczyn też się podnoszą. Zajęta patrzeniem na pojawiające się dziewczyny nie zauważyłam, że sama też się pojawiam. W całości pierwsza pojawiła się Kaśka. Wyglądała normalnie, tylko nieco się zmieniła. No i miała na sobie inny strój. Była teraz ubrana w ładną czerwoną sukienkę ze złotymi dodatkami.
Druga pojawiła się Aśka. Też wyglądała normalnie, tylko jej cera jakby lekko zbladła. Miała na sobie czarną dżinsową spódnicę i kurtkę, oraz krótką białą bluzkę pod spodem.
Madzia Mała pojawiła się ostatnia i chyba wywołała dość spory podziw, bo miała skrzydła. Malutkie, ale jednak. Nosiła ciemnoniebieską, zwiewną sukienkę, która wydawała się być utkana z pajęczyny.
Spojrzałam na siebie. Wyglądałam normalnie, ale mój strój był bardzo elfiasty. Miałam sobie krótką brązową spódniczkę i zieloną bluzeczkę z krótkim rękawem. W mojej głowie zrodziła się myśl: -Może jestem elfką- Ale szybko odrzuciłam tę możliwość. To zbyt piękne, by było prawdą. Popatrzyłam na Fallaina. Na jego twarzy igrał ten sam tajemniczy uśmiech. Znów pomyślałam, że byłby on idealny dla mnie. Odruchowo założyłam włosy za ucho. Wtedy zauważyłam dwie rzeczy. Moje włosy były dłuższe, a moje ucho... było spiczaste! Nie mogłam uwierzyć. Byłam elfką!
Spojrzałam na Fallaina znowu i uśmiechnęłam się. I odniosłam wrażenie, że on mnie zrozumiał! To było takie dziwne. Nagle wszystkie jego zachowania wydały mi się normalne, tak jakbym rozumiała go bez słów.
Niespodziewanie zauważyłam, że dziewczyny się na mnie patrzą. Pomyślałam, że jednak się zmieniły. Na pierwszy rzut oka wyglądały normalnie, ale na drugi się zmieniły. Zaczęłam się zastanawiać jak, ale moje rozmyślania przerwał elf.
- Hmm, pewnie chcecie wiedzieć coś więcej o was, co?
Nie odzywałyśmy się więc kontynuował.
- Ty masz na imię Katarzyna, prawda? - zwrócił się do Kaśki. - Nie wiem, czy cię to ucieszy, ale i w tym świecie jesteś człowiekiem, tyle, że nieco niezwykłym. Tutaj masz na imię Elline i jesteś uznawana za najlepszą wojowniczkę wśród ludzi. Nie bezpodstawnie. Świetnie władasz mieczem. A jeśli już o broni mowa, to mam tu coś dla ciebie.
Fallain wstał i wyszedł na chwilę. Kiedy wrócił trzymał w rękach dziwny miecz, który mienił się wszystkimi kolorami tęczy. Aśce wyrwał się okrzyk:
- Achhhh, to Diamentowy Miecz! Najtwardszy i najostrzejszy miecz we wszechświecie!
- Trafna uwaga - potwierdził elf. - Niewiele osób może go używać. Jedną z nich jesteś ty. A ja mam tyle szczęścia, że mogę go chociaż dotknąć. Ale gdybym go chciał użyć zginąłbym natychmiast. Ty możesz go używać - podał miecz Kaśce, a raczej Elline. Broń natychmiast po zetknięciu się z jej dłonią rozjarzyła się ognistym blaskiem, ale przygasła kiedy schowała miecz.
Przyszło mi do głowy, że będzie ciężko zapamiętać, że teraz pewnie będziemy mieć inne imiona, ale po chwili stwierdziłam, że jednak nie. Nowe imię po prostu pasowało do Kaśki. Nawet bardziej niż Katarzyna.
- Pewnie zauważyłaś, że wyglądasz teraz nieco inaczej, co? -odezwał się znów Fallain. -W tym świecie wszystko jest nieco inaczej. Tu widać prawdziwą naturę i postać ludzi, a raczej istot. Zachowałaś niektóre cechy twojego wyglądu, jedne znikły, a inne się wyostrzyły. Nie wiem jak wyglądałaś wcześniej, sama powinnaś zauważyć zmiany.
Przyjrzałam się dokładniej Elline. Miała nieco inne włosy. Zachowały swój kolor, ale inaczej się układały. W ogóle jej wygląd był inny, w pierwszej chwili nie mogłam wyłapać dlaczego, ale w końcu zauważyłam. Elline wyglądała bardziej wojowniczo i dojrzale od Kaśki.
Fallain zwrócił się teraz do Aśki:
- W tamtym świecie miałaś na imię Joanna. Tutaj jesteś Luna.
- Och jak super, skąd wiedziałeś, że to moje ulubione imię?
- Nie wiedziałem. Po prostu tak cię tutaj nazywają.
- Nazywają? To ja jestem tutaj znana?
- Tak, o was wszystkich już tutaj słyszano. Z przepowiedni.
- A jaka jest ta przepowiednia? Uwielbiam przepowiednie.
Aśka nie mogła się powstrzymać, żeby nie zadawać pytań. Przez moment sądziłam, że elf straci cierpliwość, ale on tylko się uśmiechnął.
- To taka przepowiednia o Siedmiu Wielkich. Nie pamiętam dokładnie jej treści, ale mam gdzieś książkę z przepowiedniami, to ci za chwilę pożyczę. A wracając do tematu, pewnie się ucieszysz. Jesteś lunarem. To ty wymyśliłaś tą rasę, prawda? Na razie niewielu jest jeszcze lunarów, ale ciągle ich przybywa. Twoja rasa jest ostatnimi czasy coraz popularniejsza. Aha, żebym nie zapomniał, ty też masz swoją broń, i też ją sama wymyśliłaś. Poczekaj chwilkę.
Fallain znów wyszedł, a jak wrócił niósł sanad, miecz i książkę.
- Masz, tylko teraz nie czytaj. Potem będzie na to czas. Chyba wiecie co to jest sanad? - widząc nasze przytaknięcie kontynuował. - Niestety nie jestem w stanie dać ci też pocisków, sama musisz je zrobić. Podziwiam cię, że wymyśliłaś ten rodzaj broni, bo jest ona naprawdę świetna. Miecz jest na wszelki wypadek, bo pewnie więcej będziesz używać sanadu. To zwykły porządny miecz wykuty przez krasnoludy. Myślę, że ci się przyda mimo wszystko.
Fallain uśmiechnął się i zwrócił teraz do Madzi. Czemu ja mam być na końcu? Kiedy zaczął zauważyłam, że mówi teraz inaczej niż przedtem. Ja rozumiałam, Madzia rozumiała, ale Luna i Elline najwyraźniej nie.
- Jesteś Magdalena Młodsza, ale tu będą mówić ci Irma. Chyba ci się podoba, nie? -Madzia kiwnęła głową. Dziewczyny poruszyły się lekko. - Może pójdziecie na dwór, skoro nie chcecie słuchać dalszego ciągu rozmowy? - zapytał je elf.
Zapytał normalnie, zwykłym językiem. Teraz zrozumiałam. Fallain mówił raz jednym językiem raz drugim, więc Elline i Luna nie mogły wszystkiego zrozumieć. Zaproponował im wyjście a dwór, żeby się nie nudziły.
Kiedy wyszły powiedział:
- Mógłbym do was też mówić językiem ludzi, ale jednak wolę elfie dialekty. Irma, jesteś odmianą elfa, którą nazywamy elaine, to jedyna odmiana elfów posiadająca skrzydła. Ludzie nazywają was też nimfami lub rusałkami, bo lubicie leśne strumienie i jeziora, i tam najłatwiej was spotkać. Nie masz broni. To znaczy masz, ale ja jej nie mam. Sama odkryjesz co to za broń. Elaine mówią własnym językiem zbliżonym do elfiego. Dlatego łatwo rozumiemy się nawzajem, choć mogą powstać rozbieżności. Nie muszę już wspominać, że wszystkie znacie mowę ludzką. Niestety język elaine w ostatnim czasie bardzo zbliżył się do ludzkiego. Nie na tyle, by cię zrozumiał człowiek, ale jednak. Dlatego wy przestajecie nas rozumieć, a was rozumieją tylko elfy, które znają też mowę ludzi. Co za utrudnienia w tych czasach - dodał jakby do siebie.
Zamyślił się na moment, ale już po chwili odezwał się:
- Teraz porozmawiamy z ostatnią osobą z tej czwórki -wiedziałam, że mówi po elficku i zwraca się do mnie. Elen po chwili też wyszła, bo nie rozumiała prawie nic z tego co mówił. - Tam mówią na ciebie Magdalena, a tu masz na imię Irenne. Zdecydowanie ładniej. Pewnie się domyślasz, że jesteś elficzką.
Uśmiechnęłam się.
- Mam dla ciebie też broń. To łuk i kołczan ze strzałami. Oraz oczywiście miecz. Zaraz przyniosę.
Po chwili miałam już w ręku łuk z niewiarygodnie białego drewna, kołczan pełen białych strzał z białymi lotkami i niewielki mieczyk. Podobały mi się. Lubię białe rzeczy.
- Przepowiednia mówi, że jesteś świetną łuczniczką. Zaraz to sprawdzimy. Ten łuk kołczan są zaczarowane. Możesz ich używać tylko ty. Kołczan jest zawsze pełny, niezależnie od tego ile strzał wystrzelisz. Przydatna rzecz. Może wyjdziemy na dwór, reszta już się pewnie niecierpliwi, albo posądza nas o nie wiadomo co-powiedział z figlarnym uśmiechem
Poszliśmy. Dziewczyny czekały na zewnątrz. Luna pogrążyła się w lekturze, a Elline bawiła się z Irmą w berka. Tylko że elaine latała sobie, a Elline próbowała jej dosięgnąć. Usiedliśmy na ławeczce obok Luny i zaczęliśmy rozmowę. Na początku mówiliśmy o zwykłych rzeczach, potem przeszliśmy na magię.
- Jesteś wiedzącym, prawda?
- Skąd wiedziałaś?
- Domyśliłam się. To znaczy, że jesteś elfem-czarodziejem?
- Można tak powiedzieć. Ale nie do końca jest to prawda. - Fallain uśmiechnął się. Pomyślałam, że naprawdę ładnie wygląda, kiedy się tak uśmiecha, zawsze tajemniczo.
- O co to chodzi z tą przepowiednią? -; zapytałam po chwili milczenia.
- Wiesz, istnieje taka przepowiednia, która mówi o siedmiu osobach, które mają przybyć z innego świata. Jest w niej mowa o tym co mają wykonać i jak ich rozpoznać.
- I co, to faktycznie jest o nas?
- Wygląda na to, że tak. Macie medaliony Wielkich -to mówiąc dotknął mojego medalionu.
Gdy poczułam jego dotyk na moim Symbolu przebiegł po mnie dziwny dreszcz. Doszłam do wniosku, że jednak coś mnie z nim łączy. Może też jest kimś ważnym. Może o nim też była przepowiednia?
- Tak, ja też jestem w tej przepowiedni wspomniany. Przynajmniej raz. A czy więcej to się okaże - powiedział odpowiadając na moje nie zadane pytanie.
Rozumie mnie bez słów! I znów to samo uczucie! On wie o mnie wszystko! Ale nie, po chwili odrzuciłam od siebie tę myśl. Wie wiele, ale nie wszystko. Może też jest jednym z tych Siedmiu?
Elf uśmiechnął się.
- Łatwo odczytać o czym myślisz. Nawet z twojej twarzy. Koniecznie musisz nauczyć się nie okazywać uczuć.
-To pozostałość po życiu jako człowiek - odpowiedziałam i sama zdziwiłam się słysząc swoje słowa. Roześmiałam się.
Popatrzyłam na siedzącą obok nas Aśkę, a raczej Lunę. Była pogrążona w książce od Fallaina. Najwyraźniej czytała coś niesamowitego, bo miała na twarzy wypieki. A przecież była istotą księżycową! Książka była gruba, ale Luna doczytała już do jednej czwartej. Pewnie ją wciągnęło, zawsze lubiła przepowiednie. Niech czyta, pomyślałam, potem okaże się pewnie skarbnicą wiedzy na temat wróżb.
- Opowiedz mi coś jeszcze - powiedziałam. - Może być o tym świecie, o Bramach, o Ogrodzie Za Murem albo o czym chcesz. A najlepiej o wszystkim.
- Dobrze. No więc trafiłyście najpierw do Świata Ogrodu. Tam jak się domyślam, zdobyłyście wasze Symbole. Trochę wam to zajęło, spodziewałem się was tutaj już od trzech tygodni.
- Zatrzymały nas problemy techniczne. - wyjaśniłam.
- Teraz jesteście w naszym świecie. Nie wiem jak go nazwać, bo to jest normalny świat, najnormalniejszy ze wszystkich.
- Jak to? Myślałam, że to Ziemia jest normalna!
- Nie, Ziemia jest najmniej normalna ze wszystkich światów. Tam wszystkie istoty bez wyjątku są ludźmi, nie spotkasz tam elfa, czy lunara, ani nawet krasnoluda. To dlatego, że kiedyś do waszego świata przybył pewien czarodziej. Nie chciał on różnic między rasami, dlatego sprawił, że wszyscy należeli do rasy ludzkiej i nie mieli żadnych mocy. Poza tym mógł wtedy panować nad wszystkimi. W owym czasie było wielu czarodziejów potężniejszych od niego, ale ktokolwiek dostawał się na Ziemię, natychmiast stawał się człowiekiem. Nikt nie mógł go pokonać. Dopiero pewien człowiek go przechytrzył. Stwierdził, że gdyby czarodziej przekroczył granicę między światami, to sam zamieniłby się w człowieka. Oczywiście było to kłamstwo, ale naiwny mag pokazał mu to wychodząc ze świata w którym panował. No i oczywiście został tam zabity przez lepszych od siebie. Ale czar pozostał, wasz świat jest światem ludzi.
- A jak to się stało, że moja siostra jest człowiekiem, a ja elficzką? – zapytałam. To pytanie nurtowało mnie już od dłuższego czasu.
- Po prostu macie inną naturę. To samo jest z Luną i Irmą, mam rację? Tak dokładnie, to jeszcze nikomu nie udało się tego wyjaśnić. Może dlatego, że niewiele osób wie o istnieniu takiego świata jak Ziemia. Bardziej rozpowszechnione są Finewilk i Fantazjana. Ale istnieje wiele teorii na temat różnicy między zmienionymi ludźmi. Co jeszcze chcesz wiedzieć?
- Przepowiednia mówi o Siedmiu Wielkich. Wiesz coś o pozostałych?
- Nie, tylko tyle, że już przebywają w tym świecie. Opowiadał mi o nich mój przyjaciel, on pilnuje innej Bramy. Oczywiście jest ich troje. On spotkał jednego. Nie wiem do jakich ras należą, na pewno do innych niż wy. Jeśli je spotkacie, to je rozpoznacie po Symbolach.
Przerwaliśmy rozmowę, bo wyczuliśmy coś dziwnego. Po chwili okazało się, że Elline i Irma przestały się bawić, a zajęły się podsłuchiwaniem. Roześmiałam się patrząc na Elen fruwającą sobie nad nami z wyrazem skupienia na twarzy. Jej zadaniem było zrozumieć jak najwięcej i przekazać Aline, która siedziała w dalszej części ogrodu. Nie miały absolutnie złych zamiarów, po prostu znalazły sobie nową zabawę.
Kiedy usłyszeliśmy od Elline co do niej z naszej rozmowy dotarło, śmialiśmy się jeszcze bardziej. Z tego czego dowiedzieliśmy się od niej wynikało, że jesteśmy jakimiś czubkami, mówiącymi bez sensu. Tak to bywa, kiedy się nie zna innego języka, tylko zbliżony i próbuje się tłumaczyć.
Spojrzałam na Lunę. Dalej siedziała nieruchomo i czytała. Przegapiła całą scenę, ale dochodziła już do końca książki. Ze zdumieniem stwierdziłam, że albo Luna czyta z ogromną szybkością, albo już dość długo rozmawiamy. Uznałam, że dość już tego siedzenia i gadania. Wstałam i poszłam przejść się po ogrodzie. Chodziłam chwilę po ogrodzie i podziwiałam kwiaty. Były niesamowicie piękne. Wróciłam po dziesięciu minutach.
Luna właśnie skończyła książkę. Kiedy podeszłam do ławeczki już zadawała pierwsze pytanie Fallainowi.
- Czegoś nam nie powiedziałeś. Ta przepowiednia o której mówiłeś traktuje o wojnie. Ta wojna już trwa, czy dopiero będzie?
Fallain przestał się uśmiechać i westchnął.
- Chciałem wam o tym powiedzieć na końcu, bo to niemiła sprawa. Tak, ta wojna już się zaczęła. To wojna między ludźmi i nieludźmi. Ludzie chcą pozbyć się elfów, krasnoludów, lunarów, elaine, larixów i wszystkich innych ras. Dlatego wybuchła wojna. Chwilowo nieludzie, czyli my, prowadzimy. Uważam, że macie obowiązek wziąć udział w tych walkach, ze względu na wasze zdolności. Ale to od was zależy, po której stronie się opowiecie.
Wszystkie jak na komendę spojrzałyśmy na Elline. Było jasne, że jesteśmy za nieludźmi. Ale co wybierze jedyny człowiek spośród nas?
- Jeśli chcesz... - zaczęła Luna.
- Nie chcę - odpowiedziała szybko Elline. - Dobrze wiecie, że zawsze jestem z wami. Nigdy z tego nie zrezygnuję.
Z naszych piersi dobyło się westchnienie ulgi. Najtrudniejsza ze spraw (tak mi się wydawało) została załatwiona.
- Mądra decyzja - powiedział elf i na jego twarz powrócił cień tego tajemniczego uśmiechu co przedtem.
- Powiedziałeś, że jesteś w tej przepowiedni przynajmniej raz wspomniany - zaczęła znów Luna po krótkim milczeniu. - Gdzie? Nie zauważyłam cię.
- Nie powiem ci. Przepowiednie mają to do siebie, że często stają się jasne dopiero gdy się spełnią. Ale myślę, że wkrótce zrozumiesz jedną wzmiankę.
- Jeszcze jedno. Kim był ten, kto napisał tę książkę? Musiał być bardzo mądry. Na okładce pisze -Rainel z Tallairu- To człowiek, elf, czy ktoś jeszcze inny?
- Elf. Rzeczywiście jest bardzo mądry. Słynie z tego, że zna na pamięć wszystkie przepowiednie, jakie zapisał. A ciągle ich przybywa. To najnowsze wydanie jego książki, ale pewnie za kilka miesięcy już będzie nowe.
- A...
- Jest po stronie ludzi - odpowiedział Fallain uprzedzając pytanie. - Szkoda, bo to naprawdę dobra rzecz, mieć kogoś, kto zna wszystkie przepowiednie.
- No dobra, przepraszam, że się wtrącam do tej jakże miłej rozmowy, ale mam istotne pytanie - powiedziała Irma. Zauważyłam, że Madzia zmieniła się dość porządnie, skoro odważyła się coś takiego powiedzieć w takim, a nie innym stylu. -Jest południe, jak mamy wziąć udział w wojnie, skoro mamy tylko jeden dzień?
- Dobre pytanie. Możecie tu zostać ile tylko chcecie. Jeden rok tu, to sekunda w waszym świecie i odwrotnie. Jeden rok tam, to sekunda tu. Wracając do różnych światów pojawiacie się tam w takim wieku, w jakim wyszłyście z nich. Możecie więc przebywać tu nawet przez wiele lat. W waszym świecie może to być minuta lub dwie. No to co, obiecałem Irenne, że będziemy prezentować nasze zdolności, może tak mały pojedynek?
Cały czas do wieczora spędziłyśmy na walkach na miecze, wyścigach, zawodach łuczniczych i sanadowych (oczywiście wcześniej każda z nas musiała odkryć i wykonać swój rodzaj pocisków). Rzucaliśmy także do celu, i w ogóle zrobiliśmy sobie mały turniej. Fallain oczywiście nam towarzyszył.
Stwierdziłam, że wszystkie nieźle władamy mieczem, ale najlepsi była Elline i Fallain. Mi też szło całkiem nieźle. Elf szepnął mi w tajemnicy, że wszystkie cztery jesteśmy nieprzeciętne we władaniu mieczem. Irma jak okazało się podczas zawodów w rzucaniu do celu najlepiej rzucała kamieniami nawet na duże odległości. Kto by pomyślał, że nasza Madzia Mała jest taka silna. Luna była najlepsza jeśli chodzi o sanad. Nawet Fallain był dużo gorszy. Ale w końcu to Aśka wymyśliła tę broń, ma więc prawo być najlepsza. Elf miał rację, ja okazałam się świetnym łucznikiem. Strzelałam najcelniej i najdalej. Ale była to też zasługa moich strzał i łuku.
Kiedy zaszło słońce, siedzieliśmy jeszcze przez chwilę na ławeczce, a potem Fallain zaprosił nas do siebie, gdzie już miał przygotowany średniej wielkości pokoik dla nas. Był to przytulny kącik, stały w nim dwa piętrowe łóżka i cztery maleńkie szafki. W nich znalazłyśmy jeszcze parę idealnych dla nas ubrań. Elline i Irma poszły spać na górne piętra łóżek, a ja i Luna na dolne. Zasnęłyśmy szybko.



Edytowany przez: Tomek_btn 2005-06-08 22:03:22

____________________

Płomienie strzelą znów z ogniska,
mrok rozświetlą błyskawice,
złamany miecz swą moc odzyska,
król tułacz wróci na stolicę.
Maggie Użytkownik jest offline
Postów: 389
Ostrzeżenia: 0%  
Maggiehttp://irenne.blog.interia.pl
3412 Wysłany: 07 Cze 05 16:59 • Temat postu: Re:
Dobra, ja wiem, że to jest trochę długie, ale błagam, niech to ktoś chociaż zacznie czytać!!
OK, dość tych dramatyzmów, czytać i już. Nie będę pisać następnych części tylko dla Luny, Tomka, iwani i Madzi Małej (siostry Luny). Albo nie. I tak będę dla nich pisać. Nawet jak inni nie przeczytają.

____________________

Nie no lol :P
Jestem lekko szurnięta. Lekko.
Luna Użytkownik jest offline
Postów: 175
Ostrzeżenia: 0%  
Lunahttp://www.chibistar.prv.pl
3413 Wysłany: 07 Cze 05 22:08 • Temat postu: Re:
Na mnie możesz liczyć! (czyba już to robisz...) Teraz ja mam dalej pisać tak?? Acha, bądź na gg, tylko ja przychodzę ze szkoły koło 3, nie wcześnej raczej... Albo później...
To nie jest Spam...
Mam taką nadzieję... :aniol: :aniol:

____________________

www.chibistar.prv.pl
Tomek_btn Użytkownik jest offline
Postów: 210
Ostrzeżenia: 0%  
Tomek_btn
3414 Wysłany: 07 Cze 05 22:13 • Temat postu: Re:
Brawo!!Taka postawa mi się podoba!!

P.S.To nie był Spam

____________________

Płomienie strzelą znów z ogniska,
mrok rozświetlą błyskawice,
złamany miecz swą moc odzyska,
król tułacz wróci na stolicę.
wujek_kolacz Użytkownik jest offline
Postów: 1408
Ostrzeżenia: 0%  
wujek_kolacz
3415 Wysłany: 08 Cze 05 08:43 • Temat postu: Re:
o kurcze aleście sie napisali no całkiem całkiem nawet mi sie podoba jedno co mnie denerwuje to to że wklejace to z worda i powstają te śmieszne znaczki troche to denerwuje

____________________

[obrazek]
Królik Użytkownik jest offline
Postów: 388
Ostrzeżenia: 0%  
Królikhttp://www.dj-krolik.blog.pl
3416 Wysłany: 08 Cze 05 16:58 • Temat postu: Re:
No co ty to specjalnie dla tomka_btn żeby miał co poprawiać i w ogóle (mnie tez troche to denerwuje ale czy to nie błąd na stronie ??)

____________________

[obrazek]
Maggie Użytkownik jest offline
Postów: 389
Ostrzeżenia: 0%  
Maggiehttp://irenne.blog.interia.pl
3417 Wysłany: 08 Cze 05 18:29 • Temat postu: Re:
Tak to błąd forum. Tomek wklejał, bo ja najpierw wkleiłam wszystko i było tego trochę dużo. Zniechęciłoby was od czytania. Tomek pociął. Ale prawdą jest, że wcześniej sprawdził. On będzie pisał z punktu widzenia Falusia, ja ze swojego, a Luna ze swojego. W najbliższym czasie prześlemy następne odcinki, pracujemy nad nimi.

Każdego denerwują te głupie znaczki.

____________________

Nie no lol :P
Jestem lekko szurnięta. Lekko.
iwani Użytkownik jest offline
Postów: 50
Ostrzeżenia: 0%  
iwani
3418 Wysłany: 08 Cze 05 19:10 • Temat postu: Re:
nooooo może i ja coś napiszę z mojego punktu myślenia??
co ty na to moja siostrzyczko??
boję sie jednak że mogłabym całkowicie obrzydzić wam czytanie
co po pewnym zastanowieniu bylo by głupie
chociaż meggie uważaj żeby mnie nie wnerwić no bo sie to może głupio zakonczyć (to był bardzo poważny szantaż ]:-> )

____________________

Kochać bez reszty to tracić siebie, żeby odnaleść się bogatszym...
Tomek_btn Użytkownik jest offline
Postów: 210
Ostrzeżenia: 0%  
Tomek_btn
3419 Wysłany: 08 Cze 05 22:04 • Temat postu: Re:
No ,trochę mi to zajęło,ale te wszystkie $879$#@ zostały poprawione,więc możecie już sobie spokojnie czytać.

____________________

Płomienie strzelą znów z ogniska,
mrok rozświetlą błyskawice,
złamany miecz swą moc odzyska,
król tułacz wróci na stolicę.
eloo_gosciu Użytkownik jest offline
Postów: 665
Ostrzeżenia: 0%  
eloo_gosciu
3420 Wysłany: 08 Cze 05 22:14 • Temat postu: Re:
Ooo...tururu...Gdzie indziej znajdziemy tą miłość ,te serce,znajdziemy telenoweleee...będziemy hepi jak mali idioci bedziemy cieszyć michee...ojeeeee...bo Gdzie Indziej najlepsze jeeeeeeeeeest!!OJEEEEE!!<chorałek upośledzonych dzieci> gdzjie jindziej najlepsiejsie jeśt!!łuuu!!

NAstępna telenowela...ale przypomina mi to troche Chrestomanciego i Abarat więc to plus ale tak...szybko sie rozpadnie to opowiadanie :> ja to wiem!!

____________________

[obrazek]
Luna Użytkownik jest offline
Postów: 175
Ostrzeżenia: 0%  
Lunahttp://www.chibistar.prv.pl
3421 Wysłany: 09 Cze 05 14:49 • Temat postu: Re:
Eloo, czy tobie płacą przypadkiem za dobijanie ludzi?! ]:-> ]:->
I żadna telenowela!!!!!! Po za tym "tele" to jest jak coś leci w telewizji, a nie...

Abarat i Chrestomanci to fajne książy (słusznie), a to opowieść się nie rozpadnie!!!!!! :aniol: :aniol:

____________________

www.chibistar.prv.pl
Eerion Użytkownik jest offline
Postów: 811
Ostrzeżenia: 0%  
Eerion
3422 Wysłany: 09 Cze 05 16:43 • Temat postu: Re:
Czytałęm całe i szczerze nie spodobało mi się.
Naprawdę nie było żadnego prawdziwego opisu, przypomina mi to tajemniczy ogród, dodatkowo wsyzstko ejst totalnie cukierkowe, niedokładne i pobieżne.
Moja ocena
4/10
Nie psotaraliscie się za bardzo nad tym...
Pisać- można, ale trzeba jeszcze parę rzeczy po tym zrobić
Tomek_btn Użytkownik jest offline
Postów: 210
Ostrzeżenia: 0%  
Tomek_btn
3423 Wysłany: 09 Cze 05 16:45 • Temat postu: Re:
Ja jestem szczerze nastawiony na proponowane udoskonalenia,więc Eer!on słucham,co proponujesz?

____________________

Płomienie strzelą znów z ogniska,
mrok rozświetlą błyskawice,
złamany miecz swą moc odzyska,
król tułacz wróci na stolicę.
Eerion Użytkownik jest offline
Postów: 811
Ostrzeżenia: 0%  
Eerion
3424 Wysłany: 09 Cze 05 16:48 • Temat postu: Re:
1. Więcej opisów
2. Przeczytajcie all i zoabczycie
3. Mniej cukeirkowatości - więcej sensu - są szalone śwaity owszem, ale wsyzstko musi być przedstawione tak żeby zcłowiek rozumiał (cokolwiek ;P)
4. OPISY!!!
5. Pamiętajcie o opisach...
Tomek_btn Użytkownik jest offline
Postów: 210
Ostrzeżenia: 0%  
Tomek_btn
3425 Wysłany: 11 Cze 05 12:43 • Temat postu: Re:
-Hmm,zastanawiam się,czy powinienem jej powiedzieć?Jest jeszcze młoda i takie brzemię może być dla niej zbyt cieżkie....sam nie wiem co mam robić- głośno rozmyślał Fallain i wyszedł na dwór ogarnięty myślami,aby zaczerpnąc nieco powietrza.
Na zewnątrz domu ktoś już jednak był...emanowała od tej postaci lekka łuna,niczym poświata księzyca...
-Luna,to ty?-zapytał nieco zaskoczony.
-A jak myślisz,w końcu jestem lunarem, twoja noc to mój dzień-odpowiedziała uśmiechnięta Luna.
-Wydaje mi się,że musimy porozmawiać,pamiętaj jednak,że nie możesz tej tajemnicy nikomu zdradzić.Jeśli to zrobisz spadnie na ciebie wielka kara-a na widok wystraszonej miny dodał- dotyczy ona Przepowiedni o Wielkich......


***
-Oooo ,naprawdę musimy już iść?Po raz pierwszy od bardzo dawna porządnie się wyspałam-rzuciła Elline mocno się przeciągając.
-Tak,ale nie martwcie się ,odprowadzę was tak daleko,jak tylko będę mógł.Iri bardzo ładnie dziś wyglądasz-zaśmiał się Fallain na widok rozmierzwionych włosów Irenne
-No co -odpowiedziała uśmiechnięta-myślicie,że tak łatwo jest się przyzwyczaić do spiczastych uszu?
-Jakie śmieszne zdrobnienie:Iri-rzuciła Irma
-No więc ruszajmy w drogę-zaproponowała Luna-tylko gdzie?
-Najpierw musimy wyjść z Lasu,a potem obierzecie właściwą drogę-
-A więc naprzód przygodo!!-krzyknęła Irenne

____________________

Płomienie strzelą znów z ogniska,
mrok rozświetlą błyskawice,
złamany miecz swą moc odzyska,
król tułacz wróci na stolicę.
iwani Użytkownik jest offline
Postów: 50
Ostrzeżenia: 0%  
iwani
3426 Wysłany: 12 Cze 05 12:30 • Temat postu: Re:
JA SIE WCALE NIE PRZECIĄGAM !! :cry:
dlaczego wszyscy pokazujecie mnie w świetle wielkiego śmierdzącego lenia, to maggie śpi do 11.00, a nie ja... ja zawsze wstaje wcześnie, nawet w soboty i niedziele :zzz: :zzz: :cry: :cry:

____________________

Kochać bez reszty to tracić siebie, żeby odnaleść się bogatszym...
Luna Użytkownik jest offline
Postów: 175
Ostrzeżenia: 0%  
Lunahttp://www.chibistar.prv.pl
3427 Wysłany: 23 Cze 05 12:16 • Temat postu: Re:
Soki, że to tak długo trwało...
No, nie wiem... Zacznę może od tego, że tutaj jest całkiem fajnie... Raczej SUPER... Fajny świat... Co prawda nie mam zielonego pojęcia, jak się nazywa, ale jakoś to przeboleje.
A dalej to może powiem tak: zrobiliśmy6 tak, jak mieliśmy w planie zrobić. Czyli: Elf, o całkiem elfim charakterze, tj. tajemniczy, stosunkowo ładny itp. Tak się składa, że było mu na imię Falluś. A raczej Fallain. I, właściwie to nie ma się nad czym rozwodzić, bo wszyscy już wszystko wiedzą.
Więc, przechodząc do rzeczy, elf ów zaprowadził nas do końca lasku. Jeśli kogoś to obchodzi las ten rósł sobie zapewne od wieków nieopodal domu Fallusia. Szliśmy tak więc, nie bardzo się do siebie odzywając... Zdaje się, że za sprawką Iri. Również elfa. I za sprawą Fallusia też. Ja, jako osobnik z gatunku lunar, nie rozumiem elfów. Zazwyczaj. Co prawda nie wszystkich... Iri, np. rozumiem wspaniale. A Fallusia nie bardzo. A tu, patrzcie... obydwoje rozumiem... Zakochani, i tyle... Rozstać się zapewne trudno... Ja, co prawda, nie byłam chyba tak naprawdę zakochana, bo chłopakom raczej daje kosza, niż pozwalam się całować...
No, cóż, czekam na mojego Wilka... Eh... Coś powiem o tym moim Wilku... Opiszę go, bo mi smutno. Trochę. Więc to jest tak, że ja dokładnie sama nie wiem, czy go spotkałam, czy też nie... Nikt tego nie wie. Ale wiadome jest jedno. Wiemy o sobie i znamy się.
Wilk ma dość długie (choć nie bardzo) czarne włosy. Żółto- zielone oczy. Zwykle lubi się wygłupiać, jak ja... i jest zabawny, ale jak czasem go coś napadnie to... i mnie razem z nim to zamienia się w jakiegoś filozofa i wtedy gadamy na filozoficzne tematy. W zasadzie cała moja wypowiedź, czyli to co jak dotąd napisałam z niewiadomych przyczyn jest takie jakieś niespójne i do niczego niepodobne.
Ale przechodząc do sedna sprawy, szliśmy jak na pogrzebowym korowodzie. Smutno, cicho i tak dalej... las kończył się dziwnie szybko. No, właśnie, już przez konary tych zadziwiających drzew nieznanych mi wcześniej gatunków prześwitywała poświata wolnej przestrzeni. Lunary lubią wolną przestrzeń. A szczególnie już taką usianą gwiazdami. Elfy chyba wolą las... Ludzie to różnie, zależnie od upodobań.
W końcu las się skończył. Mimo wszystko przechodzenie przez niego zajęło trochę czasu. Więc w tej dokładnej chwili, nadszedł czas pożegnania.
-No, więc, na razie pa, Fallusiu.- zaczęłam.
-Cześć!- dodała Imi (czyli Irma.)
-Do zobaczenia...- raz jeszcze dodała Eli.
Następne na czas niejaki zostawiliśmy ze sobą dwa smutne elfy, aby pożegnały się tak, jak elfy się żegnają. Największe z nas trzech pozostałych pojęcie o tym miała Imi, bo ani lunary ani ludzi nie znają się aż tak bardzo na elfach. Może na szczęście, może niestety.
Nagle, wśród tej ciszy usłyszałam coś. Jakby świst... Za chwilę skojarzyłam. Strzała. Najnormalniejsza, zwykła strzała... ale skąd...? O, kurcze...
-Padnij!- to była jedyna rzecz, którą mogłam w tej chwili zrobić. Nie wiem właściwie nawet, czy reszta załapała, czy też nie... W każdym bądź razie, nagle nad głową usłyszałam świst strzały. A potem, ku mojej wielkiej trwodze, usłyszałam jeszcze jeden odgłos. Jakby strzała... wbiła się coś. Miałam nadzieję, że ta rzecz nie była żywa, kiedy to w nią trafiło...
Odwróciłam się do tyłu... Moje nadzieje rozwiały się w pył, kiedy zobaczyłam osuwającego się na kolana elfa. Był do mnie odwrócony tyłem. Pewnie dlatego nie do końca zrozumiał o co biega...
-Dostał?- spytała Eli.
-Taaak.- potwierdziłam, kiedy podeszliśmy bliżej- pytanie tylko w co...
-Gdzie strzała?- zapytała Imi.
-W tym problem właśnie...- odwróciliśmy go na plecy.
-Nie ma jej- wyszeptała Iri- zniknęła. Widziałam to...
Na jego zielonych spodniach pojawiała się powoli czerwona plama, gdy nagle dookoła zatańczyło kilka jasno niebieskich iskierek. Wiedziałam. Magia...
Elf otworzył oczy.
Zadziwiające, ale pierwszą rzeczom, jaką się zajął, były moje uszy...
-Co z nimi nie tak...?- zapytałam.
-On ma rację...-dodała Iri. Dotknęłam rękami głowy.
-Oups...
Intuicja człowieka to jedno. Intuicja lunara, to drugie. Intuicja elfa, to trzecie (jak na razie najlepsza). Intuicja elfa, który żegna się po elfiemu jednak, jest to całkiem inna sprawa... Znacznie gorsza, powiem z bólem...
Ale na szczęście, jest też coś takiego jak intuicja kocia. Tak się składa, że miałam Talent. Można powiedzieć magiczny. Uświadomił mnie w tym Wilk. Talent ów polegał na tym, że byłam kotem. Dość niezwykłe to nie jest. Ale to nie wszystko... Mogłam być też tylko trochę kotem. Na Finewilku zawsze wszystko działało bez zarzutu, ale... tutaj, to ja nie wiem, ale coś mi się włączyło przez przypadek... Znaczy się... można to tak ująć, że podrosła mi w mig intuicja, i uszy się trochę zmieniły. Najlepiej ową zmianę ujmuje słowo: skociły się (proszę nie mylić z okoceniem).
-Eeee... Wiesz, co się stało?
-Nooo, już raz tak miałam, na Finewilku... To znaczy...
Przywołałam na myśl kota. I poczułam mrowienie... jejciu... pomyślałam... ale ja nigdy tego jeszcze nie robiłam...
Chociaż...
Dziwne uczucie...
-I jak?- zapytałam. I tak nic nie zrozumieli...
Dla nich to brzmiało-miał- albo podobnie...
Zmieniłam się z powrotem.
-No, to fajnie...- skomentowała Imi- A uszy?
Dalej miałam kocie uszy? Dotknęłam czubka głowy. Tak- zamknęłam oczy i się skoncentrowałam. A raczej próbowałam się skoncentrować...
Bo znowu usłyszałam strzałę...
Otworzyłam oczy i ostrzegłam:
-Znowu strzała...
Falluś, który dalej siedział, wystawił prawą rękę do przodu.
Odwróciłam się i zobaczyłam zatrzymaną strzałę w locie.
Ale nie to przykuło moją uwagę...
-Są tam...
Na świeżo zielonej trawie stali ludzie. Albo też inna rasa? Z daleka trudno było powiedzieć. Było ich ok. 30...
Czarna strzała, zatrzymana w locie rozsypała się w pył.
-Coś mi mówi, że oni nas nie lubią...
No, bo próbowali nas ustrzelić przecież.
Wyciągnęłam miecz. Zwykły, prosty, który lśnił metalicznym blaskiem w promieniach słońca.
-Ruszamy.- wyszeptała Iri.
Pobiegliśmy po trawiastym zboczu. Wszyscy, Falluś też.
Trawa mieniła się pod stopami tysiącem odcieni zielonego koloru. Smutno było pomyśleć, że za chwilę będzie tu czerwono i lepko od krwi.
Byliśmy na miejscu, na polu bitwy... i ruszyliśmy do walki. Stanęłam nad pierwszą swoją ofiarą. Uniosłam miecz i... Nie, nie opuściłam go. Nie mogłam. Ten chłopak miał takie przerażone oczy... Decydowanie o czyimś życiu i śmierci mi się nie podobało... Ale chłopak ów, był inny. Zostałabym najprawdopodobniej w dwóch kawałkach, ale Eli przybyła mi z pomocą. Zatańczyła z mieczem. Mordując w ten sposób chłopaka o przerażonych oczach, ochlapując krwią soczystą, zieloną trawę.
-Co ty wyprawiasz?! Chcesz, żeby jakaś wojskowa oferma cię zaszlachtowała?!
-Nie, nie chcę. Ale zabijać też nie bardzo mam ochotę...- pomyślałam.
Eli okręciła się raz jeszcze. Z mieczem radziła sobie świetnie. Kolejny żołnierz padł. Uboższy o głowę.
Zobaczyłam kolejnego. Tym razem nie patrzyłam mu w oczy. Po prostu machnęłam raz mieczem. Upadł.
Rozejrzałam się dookoła.. Eli, jak już mówiłam, radziła sobie świetnie. Imi i Iri też. Falluś? Nie, żebym miała jakieś wątpliwości dotyczące tego, czy umie się bić. Jest w tym świetny, ale...
Ale jak 20 ludzi napada cię na raz, to dobrze nie jest. Ruszyłam w jego kierunku, ale 5 kolejnych ludzi zastąpiło mi drogę. Wywijałam z mieczem jak mogłam. I jak mogłam, unikając ich wystraszonych spojrzeń. Krew lała się dookoła. Biedna trawa z zielonego zmieniała kolor na szkarłatny...
-Nie chcę...- myślałam, odrąbując przedostatniemu z tych pięciu rękę... Popatrzyłam na niego. Wyglądał, jakby miał zwymiotować. Ale tylko przez chwilę. Cienka strużka krwi popłynęła mu z ust, jęknął i upadł na ziemię, plamiąc wszystko na czerwono. Kątem oka zauważyłam uciekiniera. Z tymi pięcioma już kończyłam, przecież... Iri pomagała Fallusiowi, razem sobie poradzą.
Przez tę chwilę zastanowienia nad sytuacją zostałam zraniona w rękę. Nie za specjalnie głęboko. Nie zauważyłam, przez kogo, ale pewnie przez tego piątego. Ale zbieg uciekał. Po prostu pobiegłam...
Mijając Iri powiedziałam:
-Idę za zbiegiem.
Ona kiwnęła głową i wróciła do walki.
Pobiegłam w las. Znaczyłam swój szlak czerwonymi kropkami. Nie wiem jak, ale byłam pewna tego, gdzie ten tchórz uciekł. Znalazłam go na polanie.
Leżał, wydawało się, ze spał... Uniosłam miecz...

***
Byłam bardzo śpiąca, wychodząc z tej polany.
Z pięknej, zalanej popołudniowym słońcem polany, gdzie rosły kwiaty, jakich nie widziałam nawet w ogrodzie Fallusia... Były też róże, czerwone, czarne i jakie się chciało i... no, tak, moje ulubione kwiatki... Czarne tulipany.
Wyszłam z polany i zmęczenie jakoś mi minęło.
Wracałam po śladach krwi. Ale las robił się jakiś taki ciemniejszy... A na brązowych pniach drzew malował się czerwony odblask, jakby zachodzącego słońca, albo... pożaru...?
A potem usłyszałam jeszcze jakiś odgłos... Jakby śpiew... Cichy, jak kołysanka... I to chyba była kołysanka...
-Niriatue, Mirielitiel. Niriatue, Mirielitiel.
Śpij, koteczku, śpij, koteczku. Śpij...
Ol Merdiam, w ciemnościach.
Ol saniti teira
W lesie ogromnym, w ciemnościach.
Niriatue, Mirielitiel. Niriatue, Mirielitiel.
Sitar etsa.
Śpiewa ktoś Lilaj... kołysankę.
Dla ciebie, ol Merdiam Neferi
Niriatue, Mirielitiel
Śpij, koteczku...
Niriatue, kaa Neferi...
-Wow...- wyszeptałam.
Nagle w oddali zobaczyłam ognisko. Podchodząc bliżej doznałam olśnienia. Kołysanka była do mnie... Tak jakby... Nie wiem, czemu, ale ją rozumiałam, tak przy okazji.
Znowu olśnienie- język lunarów... To musiało być to!
Podeszłam do ogniska, które rzucało rozmigotane cienie na wszystko wokoło.
Dookoła tańczyli ludzie. Nie, nie ludzie... Lunary...
Jeden/ jedna z tańczących podszedł/ podeszła do mnie...
Ona.
-Choć, Luna...
-Co to za miejsce?
-Królestwo Lunarów! No, chodź!
-Ja nie mogę...- wyszeptałam- muszę wrócić do siebie!!!
-CO?
-Przepraszam, Icia, ale muszę- tak... Icia, drugi lunar na ziemi... to ona? Tak, ona.- Naprawdę muszę... Ale zobaczysz, powstanie kiedyś królestwo lunarów... Na jawie...
Co ja mówię?! To sen- brawo dla mnie, już trzecie olśnienie tego dnia...
A potem wróciłam...

***
Ziewnęłam i otworzyłam oczy. Na de mną stało wiele osób. Bynajmniej nie zmartwionych... Raczej zniecierpliwionych.
Iri chodziła w tę i z powrotem. Eli tupała nogą. Irmi latała w kółko. Falluś siedział na pieńku i wymownie patrzył w niebo. Wyglądał na zmęczonego. Ech, w końcu magia jest wyczerpująca.
Wstałam. Jak zauważyłam, rękę miałam już zdrową. Pewnie znowu magia...
-No, nareszcie- ucieszyła się Irmi- możemy iść?
Falluś i ja kiwnęliśmy głowami. O nas chodzi? No, cóż, ruszyliśmy.
-Jeszcze chwileczkę!- poprosiłam. Skupiłam się. Jak przypuszczam, otoczył mnie balet kolorowych światełek. Otworzyłam oczy. Kocie uszy znikły.
-No, ruszajmy!
Iri mnie zapytała:
-Hej, Lunuś!, co ci się stało? Nie mogliśmy cię dobudzić...

Nooo, skończone... :marysia: :marysia:





Edytowany przez: Tomek_btn 2005-06-23 13:49:27

____________________

www.chibistar.prv.pl
Maggie Użytkownik jest offline
Postów: 389
Ostrzeżenia: 0%  
Maggiehttp://irenne.blog.interia.pl
3428 Wysłany: 24 Cze 05 18:55 • Temat postu: Re:
To teraz mój fragment, mam nadzieję, że choć jedna osoba poza naszą trójką go przeczyta...

***
Ruszyliśmy dalej. Przez tego uciekiniera musiałyśmy iść dłuższą drogą, ale wcale nam to nie przeszkadzało.
Luna opowiedziała nam o dziwnym zdarzeniu, które jej się przytrafiło, a potem przez dłuższy czas szliśmy w milczeniu. Było wiele rzeczy do omówienia, ale nikt z nas nie chciał zacząć rozmowy. Myślałam skąd oddział ludzi wziął się tak blisko domu Falusia. Może chcieli go zabić? Pytania mnożyły się jak króliki na wiosnę i po pewnym czasie zaczęłam mieć dość ciszy. Zapytałam Lunę o tę przepowiednię, ale chyba nie miała ochoty rozmawiać. Wymówiła się szybko. Coś mi mówiło, że to jednak tylko temat jej nie pasuje. Wydawało mi się, że chce jednak ze mną porozmawiać. Zagadnęłam ją więc:
- I popatrz, kiedyś tak bardzo chciałyśmy znaleść miłego elfa, dostać się gdzieś, do innego świata. Nasze marzenie się spełniło.
- Masz rację. Mam tylko nadzieję, że nie spełnią się te wszystkie przygody, które sobie wymyśliłyśmy, bo stąd nie wyjdziemy żywe.
Po chwili rozmowa rozwinęła się. Przypominałyśmy sobie jakie wydarzenia mają nas spotkać, jeśliby spełniły się nasze marzenia.
- Przyznam się, że nie wiem co jest gorsze: echo, czy ta stara czarownica - powiedziałam do Luny. - Chyba echo. Jeśli nam się to przydarzy to może być źle. Wciąż nie wymyśliłyśmy dla siebie ratunku.
Stara czarownica i echo to były elementy dwóch z naszych wymyślonych przygód. Pierwsza opisywała napad jakiejś wiedźmy na nas, a druga zabawę z echo i pościg Armii Jeźdźców Echo za nami. Rozmawiałyśmy o tym prawie przez całą drogę. W końcu stwierdziłyśmy, że najlepiej będzie zwiewać jeśli tylko zobaczymy podobną sytuację. Później okazało się to niemożliwe.
Szłyśmy szerokim traktem, który biegł daleko do przodu prosto. Dookoła ciągnął się las mieszany. Nie wyglądał jak zwykły las, prócz zwykłych roślin były takie o liściach w dziwnym kształcie. Zdziwiłam się, kiedy zauważyłam, że wystarczy się skupić i już znam ich nazwy. Uznałam, że to jeszcze jedna cecha elfa.
Łatwo było zobaczyć nadjeżdżających z przeciwka. Nagle przed nami ukazał się spory oddział konnych. Był jeszcze daleko, dlatego nie widziałyśmy kto to może być.
- Schowajmy się - powiedziała Irma. - To nie są nasi przyjaciele.
Nie wiem skąd o tym wiedziała. Ukryliśmy się w popliskich krzewach. Kilka minut później na drodze pojawili się ludzie.
- Muszą gdzieś tu być - mówił jeden z nich. - Przepatrzyć ten lasek. Wyraźnie ich widziałem. Mamy rozkaz wiedzieć o wszystkich istotach jadących tym traktem. Jeśli nam ktoś ucieknie okryjemy się hańbą.
Jacyś żołnierze powoli zbliżali się do naszej kryjówki. Nie było czasu.
- Nie patrzą, uciekamy - szepnęła do nas Elline. - Szybko.
Ale było już za późno. Dobyliśmy mieczy.
- Nie sądzisz, że jest ich trochę za dużo?
- No może... - zawahała się Luna.
- Dla mnie żadna ilość nie jest za duża stwierdziła Elline z uśmiechem.
Nie było czasu na dalsze rozmowy. Już nas znaleźli.
- Tu są! - wykrzyknął jeden z żołnierzy. Sekundę później już nie żył. Ale zdążył ściągnąć na miejsce innych. Dobrze przynajmniej, że nie mogli wjechać w las końmi. Tylko dowódca stał sobie z boku i patrzył. Najwyraźniej nie chciało mu się walczyć.
Odpierając atak jakiegoś człowieka kątem oka patrzyłam na resztę. Elline już miała na swoim koncie dziesięć trupów, Luna trzy. Część żołnierzy uciekła na widok miecza Elline, który rozjarzył się teraz ognistym blaskiem. Fallain walczył z boku i właśnie przebił mieczem jednego razem ze zbroją. Używał na zmianę magii i miecza. Irmy nigdzie nie widziałam.
Zajęłam się walką. Jeden leży, drugi leży, trzeci leży. A spadaj, powiedziałam do jednego z żołnierzy, który sam mi się nabił na miecz i który nie chciał z niego zejść. Idź się wypchaj, usłyszał z kolei tuż przed śmiercią następny atakujący, którego rozprułam na dwie części. Nawet pasuje, pomyślałam i uśmiechnęłam się lekko. Ależ oni są zabawni. Zupełnie inaczej mi się walczy niż przedtem. I wtedy zdałam sobie sprawę jaki makabryczny musiałam przedstawiać sobą widok. Natychmiast przestałam gadać do atakujących.
Pole walki przesunęło się na pobliską polanę. Niestety żołnierzy przybywało. Ciekawe jak to się skończy... Rozważałam w myśli wszystkie kolejne możliwości zakończenia tego incydentu. Żadna nie pasowała do tej sytuacji. Nie pokonamy ich wszystkich. Czemu ich przybywa? przemknęło mi przez głowę. Magia? Nie, to niemożliwe. I dlaczego oni się w ogóle z nami biją? Mogliby po prostu zapytać kim jesteśmy i po krzyku. No tak, ta opcja nie wchodzi w rachubę... To myśmy pierwsi zaatakowali. Ale klapa...
Zastanawiając się machinalnie rąbałam mieczem i robiłam uniki. Już nawet nie zwracałam uwagi na to co robię. I chyba w ten sposób zrobiłam wrażenie na tych ludziach. No tak, zobaczcie sobie elfkę, która rąbie mieczem na lewo i prawo i kosi ludzi z dziwnie zamglonymi oczami zapatrzonymi gdzieś poza przestrzeń. Trochę oszałamiający widok. Znów przestałam robić to co robiłam. To trochę nie fair zbytnio przerażać przeciwnika.
Zaraz zaraz, magia? My możemy użyć magii. Ale Faluś chyba nie da sobie rady z taką ilością. Oj, jest źle.
Nagle zobaczyłam Irmę. Latała nad moją głową i coś mi chciała przekazać, ale nie wiedziała jak. Nie chciała, by ludzie zrozumieli. Popatrzyłam jej w oczy. Przez chwilę znów walczyłam machinalnie, potem całkiem zapomniałam o bitwie.
- Nie masz czym rzucać? - zapytałam po elficku z akcentem elaine.
Kiwnęła głową. Chyba mnie zrozumiała.
- To masz.
Sięgnęłam do kołczanu, rzuciłam jej garść strzał. Drewno zawirowało w powietrzu. Irma złapała je i wtedy nagle białe lotki zmieniły kolor na jasnoniebieski. Znowu magia. Strzały. Właśnie, czemu ja ich nie używam? Bo nie mam skąd strzelać. Rozejrzałam się. Dookoła polanki było mnóstwo drzew, ale jedno się nadawało. Akurat to nade mną, całe szczęście, że walczyłam na skraju. Tylko jak ja się na nie dostanę? Na początek podskoczyłam. I bardzo dobrze, bo zapomniawszy o walce prawie dostałam. A tak to tylko mnie drasnęło poniżej kolana. Coś wysoko skaczę pomyślałam, bo wystarczyło się podciągnąć i już byłam na drzewie. Wspięłam się wyżej i nie czekając stanęłam pewnie na gałęzi robiłam to wiele razy, nawet jako człowiek, ale nigdy bez oparcia. Zaczęłam strzelać. Nawet nieźle mi szło. Co jakiś czas rzucałam Irmie nowe strzały, którymi ciskała w ludzi, niczym oszczepami. Wspaniały ten kołczan i łuk, myślałam, dobrze, że nigdy nie skończą się strzały.
Ale i tak było źle. Falusia okrążyli, Luna i Elline stały razem oparte o siebie placami. Komu najpierw pomóc? Ryzyk-fizyk, mogę ich zranić, ale niech będzie. Sięgnęłam do kołczanu i wyjęłam dwie strzały. Nałożyłam je na cięciwę i wystrzeliłam. Obie dotarły do celu. To cud! Przy odrobinie skupienia mogłam strzelać dwoma strzałami na raz. Bez przerwy już to robiłam. Sytuacja powoli stawała się mniej krytyczna. Ale kosztowało mnie to wiele wysiłku. Walka przesunęła się nieco na prawo ode mnie i żołnierzy częściowo osłaniały teraz drzewa przed moimi strzałami. Mimo to, chybiłam do tej pory tylko raz. Strzelając przeważnie z prawej przesunęłam bitwę na lewo.
Biliśmy się już około godzinę. Zaczynałam się obawiać, że nie wytrzymam tak długiej bitwy, bo ręce zaczęły mnie boleć od ciągłego strzelania bez chwili wytchnienia. Małą mam wprawę, stwierdziłam, po czym doszłam do wniosku, że ci na dole mają gorzej. Oni walczą cięższą bronią, i muszą jeszcze wciąż parować ciosy. Czemu Luna nie przyjdzie do mnie i nie użyje sanadu? Wiem, że ma jeden pocisk, który może nie wrócić jeśli źle go wystrzeli, ale mogłaby w ten sposób choć trochę odpocząć. Luna myślała chyba o tym samym, bo przesunęła się powoli w moją stronę. Kiedy stała już pod drzewem pojawił się nowy problem. Jak ją wciągnąć? Zawiesiłam łuk i kołczan na mniejszej gałęzi i zawisłam na tej na której stałam. Trzymałam się tylko nogami w pozycji tzw. nietoperza.
- Podskocz i się chwyć - powiedziałam do Luny. Tylko nie wiedziałam , czy ją utrzymam.
Ryzykując życie swoje i moje Luna podskoczyła, chwyciła się moich rąk. Zabolało mnie pod kolanami. Dobrze, że nie jest cięższa, pomyślałam i siłą rozpędu podciągnęłam ją tak, że znalazła się na niższej gałęzi. Widziałam jak Luna przygotowuje już sanad do strzału.
Chciałam się sama podciągnąć, ale już nie zdążyłam. Jakiś wyższy żołnierz skorzystał z okazji i pociągnął mnie za ręce w dół. Przez chwilę stawiałam mu opór, myślałam, że mi zaraz nogi rozerwie w kolanach. Potem poczułam się tak jakbym była gałęzią. I moment później już wiedziałam co czuje taka urywana gałąź. Próbując się uwolnić rozdrapałam żołnierzowi ręce do krwi, ale nie wytrzymałam. Rąbnęłam o ziemię z dużą siłą, bo dryblas, który mnie ściągnął prawie mnie o nią rzucił. Przez moment myślałam, że połamał mi wszystkie kości. Już podczas lotu wiedziałam, że nie zdążę dobyć miecza i się ochronić, a nawet jakbym zdążyła, to nie sparowałabym kilku ciosów jednocześnie leżąc na ziemi. No to koniec. Zamknęłam oczy i czekałam. Ale nic się nie działo. Powoli otworzyłam oczy. Dookoła nie było nikogo.
Luna schodziła z drzewa, Faluś i Elline biegli do leżącego na ziemi dowódcy żołnierzy, których już nie było. Natychmiast zrozumiałam. To wszystko było iluzją, biliśmy się z magią, a jej źródłem był ten człowiek.
Powoli podniosłam się z ziemi. Wyglądało na to, że jednak nie jestem cała, bolała mnie noga i ramię, na które spadłam. I pod kolanami miałam zdartą skórę.
- Ała. Żyje? - zapytałam Lunę, która właśnie stanęła koło mnie.
- Nie. Jestem pewna, że go zabiłam - machnęła mi przed nosem pociskiem.
- Dzięki za uratowanie życia.
- Nie ma za co. Ale gdybyś mnie nie wciągnęła pewnie wszyscy już byśmy nie żyli. Ten facet musiał być jakimś potężnym magikiem...
Luna jeszcze o czymś ględziła, ale przestałam jej słuchać. Brzoza, muszę znaleźć brzozę. Myśl wybijająca się na pierwszy plan była dziwnie bezsensowna, ale miała dla mnie jakieś ogromne znaczenie. Mimowolnie ruszyłam w las. Brzoza, tego szukam. Jest.
Nad niewielkim stawem wdzięcznie pochylając liście stało poszukiwane przeze mnie drzewo. Odcinało się wyraźnie na tle ciemnych liści drzew o nazwie nig*. Nie zwracając uwagi na ból pod kolanami podbiegłam do niego i przyłożyłam ręce do kory. Pomóż, pomyślałam. Na chwilę złączyłam się z drzewem. Poczułam płynące przeze mnie nowe, nieznane siły. Czerpałam z nich ile się dało. Dziękuję, powiedziałam po chwili i oderwałam się od drzewa. Odwróciłam się i zobaczyłam resztę drużyny. Luna patrzyła na mnie ze zdziwieniem w oczach, Imi się najwyraźniej nudziła, Elline udawała, że patrzy gdzieś indziej. Faluś przyglądał mi się uważnie. Pierwszy raz z jego oczu udało mi się coś odczytać. A było to... zainteresowanie.
- Co? - zapytałam, patrząc na nich.
- Nic, wiesz, to, że sobie stoisz przy drzewie od kilkunastu minut, nie reagujesz i wyglądasz jak nie wiem co, to nic - usłyszałam odpowiedź Luny. - Co ty robisz?
- Przyjrzyj się - powiedział Faluś. - I jej, i tej brzozie.
Luna popatrzyła na mnie jak na ducha.
- Wyleczona? - zapytała. - A brzoza?
- Zieleńsza - dokończył elf. - To coś jak chwilowa symbioza. Muszę przyznać, że nigdy czegoś podobnego nie widziałem. Skąd wiedziałaś, że drzewo może cię wyleczyć?
- Nie wiedziałam. Albo nie tak. Wiedziałam podświadomie. To jest takie jakieś skomplikowane... Brzoza jest moim drzewem i może mi pomóc - dodałam po chwili wahania.
Zabrzmiało to jak jakiś absurd, ale wiedziałam, że mówię prawdę. Imi oddała mi mój łuk, który szczęśliwie zabrała ze sobą.
- Wszystko z wami ok.? - zapytałam.
- Tak - odparła Eli. - Tylko Imi była zadraśnięta. Ale Fallain ją wyleczył. Możemy iść.
Ruszyliśmy w drogę. Po kilku minutach milczenia dziewczyny zasypały mnie pytaniami. Cierpliwie odpowiadałam na wszystkie, na które umiałam odpowiedzieć. Faluś nie pytał, ale przysłuchiwał się rozmowie. W końcu jednak chyba mu się znudziło, bo został nieco z tyłu. Męczyła mnie ta rozmowa, z ulgą przyjęłam zmianę tematu. Jak się okazało przedwcześnie.
- Myślicie, że każda z nas coś takiego potrafi? - pytała Imi. - Ciekawe jakie jest moje drzewo.
- Wątpię - powiedziała Luna. - popatrz, ja mam kocie zmysły jeśli chcę, a Iri prawdopodobnie jest jakoś połączona z brzozami. Nie ciesz się tak. Ale ty też na pewno coś masz.
Odłączyłam się od grupy. Nie chciało mi się słuchać rozmowy o moich i Luny zdolnościach. To takie... ludzkie. Szłam teraz z boku, brzegiem drogi. Zajęłam się obserwowaniem otoczenia i nawet nie zauważyłam jak podszedł do mnie Faluś.
- Masz - podał mi liść brzozy. - Wydaje mi się, że powinnaś to przy sobie nosić. Wiem, że kiedy uschnie nie będzie tak użyteczny jak wtedy gdy jest żywy, ale może się przydać. Brzoza nie jest tu popularnym drzewem.
- Dziękuję - powiedziałam, choć już wiedziałam, że uschnięty liść brzozy ma mniej magii niż stara skarpetka. Ale mimo to schowałam go do kieszeni. Na swoją zgubę, a później szczęście.
- Może chodźmy do reszty? - zaproponowałam, by przerwać dziwne milczenie.
Dołączyliśmy do dziewczyn. Dobrze, że już przestały rozmawiać na głupie tematy, pomyślałam. Ruszyliśmy do Kwatery Głównej Armii Nieludzi. Na szczęście już bez przygód.

*nig - zimozielone drzewo. Posiada ciemnozielone, podłużne, ząbkowane liście, o bardzo ostrych krawędziach. Rośnie we wszystkich strefach klimatycznych, od równikowej, do podbiegunowej. Po zmieleniu używane jako tania i łatwo dostępna przyprawa.


Edytowany przez: Maggie 2005-06-24 19:07:31

____________________

Nie no lol :P
Jestem lekko szurnięta. Lekko.
© 2003 - 2024 HMT. Design & Code by gnysek.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.