Szukaj:
Strona Forum   Wybierz
Wybierz
Uwaga! Przeglądasz stronę jako gość!      Zaloguj się      Załóż nowe konto

×

Cykl
Eerion Użytkownik jest offline
Postów: 811
Ostrzeżenia: 0%  
Eerion
16509 Wysłany: 28 Wrz 06 19:02 • Temat postu: Cykl
Postanowiłem tutaj podrzucić swoje opko - jeżeli zostanie olane to nic więcej tutaj raczej nie wrzuce bo po co?
Zainteresowani dostaną link gdzie indziej ;)
Postanowiłęm dać wsio


A co jeśli czas zatacza kręgi?
Świat stoi w miejscu, a ty robisz to co robiłeś w tym samym momencie kilkaset lat temu?
Popełniał te same błędy i osiągał wciąż to samo…
Kujesz swój własny los? Nie rozśmieszaj mnie, robisz tylko to co pozwolili ci zrobić, a ty nie zdajesz sobie z tego sprawy. Twoja wolna wola jest kłamstwem, tak jak wolność. A co najgorsze – nie ma nikogo kto nami rządzi.
Nie mamy winnego którego moglibyśmy osądzić i stracić.
Sytuacja patologiczna?
Tak już tu jest.
Witaj w świecie który rządzi za nas i który od początku swego istnienia staram się zniszczyć.
Witaj w „Idealnym świecie” – witaj w Cyklu…


Karczma była zatłoczona jak zwykle. Wypełniona po brzegi i jak przystało na centrum rozrywki okolicznych wsi zbierała zarówno chłopów jak i podróżnych przemierzających trakty w sobie tylko znanych celach.
- Wchodzimy do środka? – mruknęła postać przed budynkiem
- Musimy. Potrzebujemy odpoczynku, konie też, a jutro musimy być wypoczęci. Sam dobrze o tym wiesz – odrzekł mu drugi
- Ta, ale stąd cuchnie przepoconym chłopstwem na kilometr!
- Jak w każdej karczmie! Weź przestań zachowywać się jak rozpuszczony Książe, Ishida – jak chcesz to śpij za wioską, my wolimy tutaj – odezwał się trzeci
- Dobra, już dobra, ale to wy wszystko załatwiacie – Ishida spasował – tylko jeszcze przynieście mi kufel piwa.
- Pff… Chyba zgłupiałeś. Zaraz dopowiesz jeszcze żebym ci je postawił. Dap – załatwisz co trzeba?
- Żaden problem. Jeszcze załatwię nam jak zwykle zniżkę – czwarty z wędrowców uśmiechnął się tajemniczo.
- No to do środka włazić szybko, bo nie coraz zimniejsze ostatnio, a ja już jestem przemarznięty konną jazdą..
Wejście do karczmy kolejnej osoby zazwyczaj wiązało się ze zwróceniem na siebie uwagi – i w tym samym momencie na wyrobieniu sobie pozycji. Im większa broń i muskuły tym wyżej byłeś w drabinie karczemnej. Jeżeli miałeś na sobie płaszcza i nie można było zobaczyć twojego uzbrojenia – stałeś na szczycie i mogłeś być pewien, że nikt trzeźwy na ciebie nie wpadnie. Tak było i tym razem. Czterech mężczyzn ubranych w długie, dość obszerne płaszcze podróżne wkroczyło do stali. W tym momencie wszyscy jak na komendę odwróciło wzrok – to był najpewniejszy sposób by nie mieć problemów.
- Jak za dawnych lat – mruknął jeden z nich – na oko trzydziestoletni białowłosy mężczyzna. Jego płaszcz w odróżnieniu od ciemnej tonacji reszty był jasnoszary, w dodatku poprzecinany srebrnymi nićmi układającymi się w nieznany wzór lub obraz.
- Bierzemy czwórkę? – spytał się jeden z nich
- Ta – odrzekł drugi wciąż tajemniczo się uśmiechając. Dajcie mi tylko chwile – rzekł po czym ruszył w kierunku karczmarza.
- Jak Dap idzie coś załatwić, to wprawdzie powinniśmy się cieszyć, że będzie taniej, ale… Żal mi ludzi – choćby ten karczmarz, wygląda tak przyjaźnie… - mruknął białowłosy.
Reszta przytaknęła…


- Dap co żeś mu powiedział?
- To co zwykle, oraz mały dodatek o mojej pozycji, nakazie wspierania wojska przez ludność i wizyta tutaj mojej kompanii. Oczywiście wszystko za pieniądze ludu który musi wspierać armię. A czemu pytasz Ignatiuk?
- Aha... Bo wyglądał jakbyś mu groził co najmniej spaleniem karczmy, a jemu powolną śmiercią – odrzekł młody postawny blondyn.
- Nom trochę. Przywiązany był zapewne do karczmy – oto dlaczego. A i bym zapomniał! Za chwilę nam przyniosą piwo – oczywiście na koszt państwa. Na uboczu wam powiem tyle że to po to bylebym, nie sprowadzał do niego żadnej kompani… - rzekł po czym uśmiechnął się promiennie.
- Eh… Jutro będzie ciężki dzień… - Białowłosy momentalnie stracił humor.
- Chodzi ci o bitwę czy o generała? – odpowiedział mu Ignatius uśmiechając się od ucha do ucha – A weź daj sobie spokój Eer. Co z tego że mieliśmy się stawić przy przeglądzie armii 2 dni temu? Nie wybiczują nas z dwóch powodów: Pierwszy to, dlatego, że jesteśmy dobrymi dowódcami. Drugi, ponieważ przed samą bitwą to byłaby głupota. Więc licz na ostry opieprz, ale nic poza tym. No i… - przerwał słysząc pukanie do drzwi.
- Oho! Piwo przyszło – Dap stwierdził radośnie, po czym wstał i ruszył, by otworzyć drzwi.
- Dap… przesadziłeś – mruknął Ishida widząc ilość małych beczułek wnoszonych do ich pokoju
- Nie marudź. Za parę godzin będziesz mi dziękował! – odpowiedział Dap z przekorą
- Ale my mieliśmy się wyspać… - stęknął Eerion…


Świt był słoneczny, choć mroźny. Trawę pokrył delikatny szron. Pięć postaci opuściło karczmę i milcząc udało się do znajdującej się niedaleko stajni. Wędrowcy powoli zaczęli siodłać konie, a gdy skończyli dosiedli ich.
- Polecam się na przyszłość- mruknął niechętnie karczmarz
- Na pewno skorzystamy – odrzekł ciemnowłosy Dap szeroko się uśmiechając.
A potem ruszyli na północ…


***

Pędzili traktem ihvarskim.
Monotonny krajobraz pełen olbrzymich pól rolnych zdawał się w ogóle nie przesuwać i tylko coraz większe kłęby pary buchające z nozdrzy koni, oraz pęd powietrza zapewniały że nie stoi się w miejscu.
- Mam złe przeczucia – Ishida przekrzykiwał wiatr – A co jak się już zaczęło?
- Wątpię! Mimo to, że nasi przeciwnicy są kim są nie zaatakowaliby w nocy – to im się nie opłaca, bo nawet nie ma jak na takim terenie sensownie uderzyć z ukrycia – nasze umocnienia by nam dały zwycięstwo! – odparł Dap
- Tak? A wiesz kto dowodzi Katarczykami?! – Honorowy Razen!
- Kurwa… Jest źle… Musimy się pospieszyć panowie! Porzucamy konie? Będzie szybciej! – Dap wyraźnie się zdenerwował
- Nie możemy przesadzać! Musimy być przygotowani na to wszystko i w doskonałej formie! Nie wiemy czy oni nie będą w przeciwnej armii! – Wtrącił Eerion
- Oni… Sarnitari… - Ishida wyraźnie się zamyślił
- Dobra już! Pojedziemy konno, ale musimy tam dotrzeć jak najszybciej – choćbyśmy mieli je zajechać! – Ignatiuk przejął inicjatywę
- No to dajemy panowie! Nie możemy przegrać tej bitwy!! – Zakończył Dap
Gdzieniegdzie można było już dojrzeć pojedyncze drzewa. Powoli zaczęła podnosić się mgła.
- Gdzie oni są do cholery?!
- Nie wiem panie generale. W obozie ich nie ma, wartownicy także nikogo nie wypuszczali w nocy, zatem musieli jeszcze nie przybyć.
- Jak to Kurwa nie przybyć?! Wytłumacz mi to bo ja tego nie rozumiem!! Wróg szykuje się do natarcia, a dowódcy raczyli NIE PRZYBYĆ!?
- To zaprawdę godne potępienia panie generale
- GODNE POTĘPIENIA?! JA TYCH GNOJKÓW POWYWIESZAM JAK ICH DORWĘ W SWOJE RĘCE! A teraz ruszaj na pozycje i przygotuj wszystkich do obrony i stwórz zaplecze do kontrnatarcia. Ale już!
- Tak jest pa… - adiutant nie zdążył dokończyć
- ALE JUŻ!

Mgła się podnosiła. Rozległ się odgłos rogu. Kawaleria wroga ruszyła…


- Zdążyliśmy! Znaczy się… Bitwa się dopiero rozkręca – mruknął Dap
- Żołnierzu – składaj raport z sytuacji! – Eerion krzyknął do biegnącego na zbiórkę żołnierza
- Generał chce was za jaja powywieszać panie dowódco! – Odkrzyknął nie przerywając biegu
- No to pięknie… Tylko ostry opieprz, tak Ignatius?
- dobra, nie będziemy mu się pokazywać, to będzie dobrze. Panowie! Lecimy do swoich oddziałów i nie przesadzajcie ze swymi zdolnościami, chyba że spotkacie Sarnitari. No i… Nie dajcie się zabić – Rzekł Ishida
- Jasne. Nawzajem – A teraz ku zwycięstwu! – Krzyknął Dap
- Ku zwycięstwu… Mruknął do siebie Eerion dojeżdżając do swego oddziału. – Ku… przetrwaniu naszej grupy chłopaki…



Mgła zaczęła powoli gęstnieć. Ograniczała widoczność i zniekształcała dźwięki kreując wrażenie odległości od starcia, czy nawet rzeczywistości. Na polu bitwy zapanował chaos. Drugi oddział wielozadaniowy pod dowództwem Dapa Galothija powoli maszerował we mgle. Po utraceniu kontaktu z dowództwem oddział ruszył w bezpośredni bój szukając łupów i chwały…


- Co tu się dzieje do cholery – Dap był wyraźnie zdenerwowany
- Melduję posłusznie, że utraciliśmy kontakt z dowództwem! Także posłańcy nie wracają. Podejrzewam, że wróg pod osłoną mgły zdobył wzgórze z którego wydawało rozkazy nasze dowództwo! – Odrzekł jeden z podoficerów
- Kurwa… Pod osłoną mgły powiadasz… Więc oni tu są – mruknął sam do siebie
- słucham?
- nic, nic. Nieważne. – przerwał – ogłoś stan zwiadowczy, przejście na starcie bezpośrednie i wymarsz. Byleby jak najciszej. Od teraz ja jesteśmy uniezależnieni od rozkazów wydanych przez kogokolwiek spoza naszego oddziału.
- Tak jest – odrzekł żołnierz i odszedł
= A więc jesteście tutaj gnojki. Uważajcie na siebie chłopaki. Nie dajcie się zabić… = pomyślał.
A potem ruszyli


= Co tu się dzieje? Co tu się do cholery dzieje!? Mgła stała się tak gęsta, że nie mogę zobaczyć nikogo kto stoi dalej niż czterdzieści stóp ode mnie! Taka mgła nie może być naturalna! Nie w tak pogodnym dniu jak dzisiejszy! Ale kto… Przecież oni nie mają tyle mocy by stworzyć coś takiego na całe pole bitwy = Dap krzyczał w swoich myślach.
Oddział zaginął we mgle, przy nim zostało tylko dwóch podwładnych. Porzuciwszy konie błądzili we mgle. Co dziwniejsze, pomimo odgłosów bitwy dobiegających ze wszystkich stron, nikogo żywego nie byli w stanie spotkać – czy to przyjaciela czy wroga. Jednak w odgłosy bitwy coś powoli i delikatnie wplatało nutę strachu i paniki, a następnie odrobinę po odrobinie wzmacniało ją. Na skraju widoczności co chwila można było zauważyć mknące, wychudłe postacie zachowujące się niczym asasyni. W pewnym momencie Dap schowawszy miecz wyciągnął łuk
= Przecież w mojej armii nie ma zabójców! = pomyślał po czym rzekł
- przygotujcie się – mruknął do podwładnych.
Nałożył strzałę na cięciwę i naciągnął łuk. Podwładni poprawili uchwyty rękojeści mieczy. Dowódca przysunął broń do oka, zaklinając strzałę. Kątem oka złowił kolejny ruch i wypuścił strzałę. Nie rozległ się żaden krzyk choć trafił – czuł że trafił. Miniaturowy ruch wiatru wskazywał, że trafił. Dodatkowo specjalnie celował niżej, by wziąć wroga żywcem, w celu zdobycia informacji. Mimo to wróg nie wydał najbłahszego nawet dźwięku. Mało! On ledwo zwolnił w momencie uderzenia.
= kim oni są… Cholera jasna – pomyślał – przecież to nie mogą być ludzie. Żaden człowiek by nie potrafił czegoś takiego zrobić. =
- Panowie ruszamy zobaczyć co z naszym trafionym – dodał po chwili ciszy – zachowujemy się jakbyśmy mieli ogon
- tak jest – odrzekli, jednak bez salutowania. Na polu bitwy nie ma czasu na takie rzeczy.
Przeszli parę metrów mijając po drodze ciała żołnierzy obu armii. Spośród trupów wyłowił fragment brązowego płaszcza – symbolu jego oddziału. Podszedł do niego – i widząc, że leżał na brzuchu obrócił go. Żołnierz miał paskudna ranę na gardle – zupełnie jakby zadano ją bronią szarpaną od tyłu. Ktokolwiek go zabił, musiał być wybitny skoro był w stanie zajść i zabić jego człowieka od tyłu. Żeby zrobić coś takiego, samo szczęście nie wystarczy. Zamknął oczy martwego, odpiął mu płaszcz i nakrył go nim. W głębi duszy uronił łzę.
- Ruszamy – rzekł sucho.
Powoli zaczęły zbierać się w nim dwa uczucia – szacunek dla wroga, oraz chęć pomszczenia jego żołnierza. Nigdy nie był w stanie spamiętać ich imion, ale mimo wszystko byli jego podwładnymi. On rozkazywał im tak, aby jak najwięcej osób mogło wyjść z tego cało, czasami osobiście osłaniając tyły. Oni zaś walczyli tak, by mógł być z nich dumny. A dziś jeden z nich leżał martwy zabity podstępnie, od tyłu. Pod dłoni przebiegła mu malutka błyskawica.
Po krótkiej chwili dotarli do miejsca w którym asasyn został trafiony Ku zdziwieniu całej trójko – nie było wokół, żadnych śladów krwi która mogłaby potwierdzić zranienie. Zostało za to coś innego – ułamana niedaleko za grotem strzała leżąca na ziemi.
= Trafiłem, a nie zraniłem? – pomyślał – Na dodatek złamanie wygląda jakby złamała się na celu… Jak to możliwe? =
Niedaleko leżał grot z resztą strzały. Nadszczerbiony jakby uderzył w coś twardego. Odłożywszy na ziemię grot podniósł głowę i wtedy go zobaczył. Kroczył powoli, zupełnie jakby przechadzał się po ogrodzie. Płaszcz z kapturem nie pozwalał ujrzeć jego budowy czy rys twarzy. Dap odruchowo przyłożył strzałę i napiął łuk. Bez żadnego wyjaśnienia uznał, że to właśnie ta osoba, kimkolwiek nie jest, jest odpowiedzialna za śmierć jego człowieka. Celując w głowę zaklął pocisk nadając mu pełną celność i dużą siłę przebicia. Następnie zaczął manipulować wiatrem, rozrzedzając mgłę na trasie lotu. Wypuścił strzałę, w tym samym momencie rejestrując kątem oka jakiś ruch. Odruchowo odskoczył i posłał w tamtym kierunku strzałę. Wtedy dopiero rozejrzał się za podwładnymi. Jeden z nich zniknął, a drugi… Drugi leżał ze sztyletem wbitym w głowę ze strony z której zarejestrował ruch. W tym momencie Dap ostatecznie stracił nad sobą panowanie. Fala powietrza rozproszyła mgłę w promieniu paru metrów ukazując młodzieńcowi z kim końcu walczy. Strzała która wypuścił do postaci trafiła w czoło. Postać w płaszczu której wyjątkowo blada skóra rzucała się w oczy została zasłonięta przez… Szkielet. Żywy szkielet. Choć nie, to niewłaściwe określenie, albowiem kostuch był martwy tak bardzo jak to tylko możliwe. A jednak się ruszał i dzierżył zaostrzoną kość w czymś co kiedyś można było nazywać dłonią.
Serce Dapa przeszył strach w swej najczystszej postaci. Zaczął krzyczeć i biec. Nieważne gdzie, byle jak najdalej, byle nie widzieć. Krzyczał. W jednej przeciągniętej sylabie zawarł wszystko co przeżył dzisiejszego dnia – niepewność, lęk, ból po stracie podwładnych i strach. Strach który czuł w każdym fragmencie swego ciała. Nie wiedział w którym kierunku biegnie, liczyło się tylko to, że ucieka od tego wszystkiego. W rozrzedzającej się mgle ujrzał zarysy konnego zastępującego mu trasę. Zdał sobie sprawę, że w dłoniach nadal trzyma broń, którą pokryła krew. Przez cały czas kurczowo trzymał łuk nie zdając sobie z tego sprawy. Zacisnął na nim dłonie tak silnie, że rozerwał sobie skórę. Nie przerywając biegu wyciągnął strzałę i trzęsącą się ręką wypuścił ją w kierunku konnego. Wtedy rozpoznał jeźdźca – to był Eerion. Pocisk uderzył w powstałą znikąd bryłkę lodu i wbiwszy się w nią upadł na ziemię.
- To już swojego nie jesteś w stanie rozpoznać? – uśmiechnął się Eerion. Po jego mieczu spływała krew.
- Bierz swoich ludzie i uciekamy! Szybko! – Dap któremu dopiero teraz zmęczenie zaczęło dawać się we znaki dyszał ciężko
- Co ty bredzisz? – konny nie dowierzał słowom przyjaciel
- Bierz swoich ludzi i uciekamy! Rozumiesz!? Spieprzamy stąd! – Dap krzyczał na całe gardło
- Ale czemu?! – Eerion nadal trwał nieprzekonany
- Później ci opowiem! Bierz swoich ludzi póki nie jest za późno! -
- Już dobrze. Wskakuj na konia i jedziemy – w końcu ustąpił
- Wiesz, co z Ignatiusem i Ishidą? – Łucznik się odrobinę uspokoił
- Nasze oddziały się spotkały. Obecnie toczymy walki metodą oskrzydlającą. Do rutyny brakuje nam tylko ciebie
- No to mknij! Zbieramy ich i uciekamy. A poza tym… Czemu nie jesteś z resztą? – Dap odrobinę się uspokoił
- Poczuliśmy twój wybuch. Powiedziałem im że ciebie poszukam, bo zostałem jedynym konnym z dowódców. – Eerion zachowywał się, jakby rozmawiali o pogodzie
- A twój oddział?
- Dowodzi nim jeden z oficerów. – Uspokój się chłopie – u nas wszystko w porządku. A teraz jedziemy – powiedział po czym ruszyli.


Reklamy
Ryzy Użytkownik jest offline
Postów: 677
Ostrzeżenia: 50%  
Ryzy
16514 Wysłany: 28 Wrz 06 21:51 • Temat postu:
Żałuję że to przeczytałem..Bo teraz mam ochotę na więcej! Pisz Errionku, pisz.. Choćby dla tego już małego, jednego fana w Gdańsku. Wspaniały pomysł, wspaniałe wykonanie. Oby tak dalej!
Buli Użytkownik jest offline
Postów: 1695
Ostrzeżenia: 0%  
Buli
16787 Wysłany: 25 Paź 06 18:52 • Temat postu:
Sory że dopiero teraz to przeczytałem ale wcześniej mi sie nie chciało
No więc opowiadanko jest świetne tylko rzecz która mnie irytuje to "kurwa". całkowicie nie pasuje do opowiadania i psuje cały klimat. Chodź i tak opowiadanie wciągające Więc możesz wrzucać kolejną część :> Jeśli taka w ogóle istnieje
Eerion Użytkownik jest offline
Postów: 811
Ostrzeżenia: 0%  
Eerion
17091 Wysłany: 19 Lis 06 20:25 • Temat postu:
Leci kolejna część.
Pocieszę was, że jest jeszcze kolejna na kartkach papieru, tylko czeka na przepisanie.
Wleci tutaj, ajk nie będę musiał doublepostaować
have fun

Cytat:
- Ciężko rannych na tyły i opatrzeć. Lekko ranni, po udzieleniu im pomocy medycznej mają wrócić do oddziałów. Rozstawcie czujki. – Ignatius wydawał rozkazy podkomendnym – Rozejść się.
Krzyczenie na polu bitwy i wytwarzanie, choć minimalnej szansy na zdradzenie przeciwnikowi swojej pozycji nie było mądre. Dlatego każdy oddział był wyposażony w „kurierów”. Byli to niżsi rangą oficerowie, których dodatkowym obowiązkiem było przekazywanie oddziałom rozkazów dowódcy.
Ignatius powiódł wzrokiem za biegnącymi do oddziałów żołnierzami, po czym ruszył na tyły.
Jeśli pamięć go nie myliła miał gdzieś tam jeszcze manierkę śliwowicy. Jednak ledwo uszedł parę kroków, gdy potężne klepnięcie w ramie nieomal rzuciło go na kolana.
- Popatrz Igni, jaką sobie zabawkę znalazłem – usłyszał za sobą tubalny głos Ishidy.
- Mógłbyś mnie tak lekko nie klepać? Przecież nawet mi kości nie połamałeś – powiedział Ignatius przez zaciśnięte zęby rozmasowując obolały bark – Poza tym nie mów do mnie Igni, bo to brzmi jakbyśmy sam wiesz, co.
Odwrócił się i chciał coś powiedzieć, lecz to, co ujrzał wytrąciło go z równowagi. Ishida dzierżył w dłoni młot. Lecz nie był to zwykły młot bojowy, oj nie. Pierwsza różnica jest taka, że młoty bojowe nie mają niecałych pięciu stóp rękojeści i stopy obuchu. I zazwyczaj nie są także grawerowane i w całości metalowe.
- Skąd… Skąd masz tego kolosa? – Wykrztusił z siebie
- Zabrałem jednemu z dowódców wroga – powiedział pogodnie Ishida
- On tym władał?
- Noo... Znaczy się wydawało się, że trochę przyciężkawy na niego, ale szło mu niezgorzej. Niestety nie by w stanie odbić sztyletu – rzekł, po czym uśmiechnął się
- Dobra. Choć teraz za mną na tyły. Mam tam manierkę z bardzo interesującą zawartością.
A potem zarządzimy wymarsz – Zakończył rozmowę Ignatius
Po czym wznowił swój marsz.



- Więc mówisz, że zmarli powstali i zabijają wszystkich? – Eerion przekrzykiwał wyjący w uszach wiatr.
- Tak! Co najgorsze, to nie wygląda mi na robotę Serendei. Nie są na tyle potężni by stworzyć coś takiego! – Odparł Dap
- No to musimy go dorwać, a potem wypytać. – Odparł. Chciał dodać coś jeszcze, lecz w oddali usłyszał odgłosy walki.
- Tam już walczą! – Krzyknął Galothij – Pospieszmy się!.
Przyspieszyli zmuszając konia do jeszcze większego wysiłku. Eerion oblekł miecz lodem i przedłużając ostrze wykreował coś na wzór lancy.
- Rozpraszaj mgłę – krzyknął do siedzącego za nim towarzysza.
Lekka fala powietrza uderzyła go w plecy. W promieniu paru metrów mgła zaczęła rzednąć. W oddali ujrzał sylwetki walczących. Część z nich była nienaturalnie chuda.
- Już tu są! – Krzyknął Dap. A potem uniósł się w powietrzu zostawiając konnego samego.
= Nie możesz drugi raz spanikować – pomyślał – Od tego zależy życie twoich ludzi i przyjaciół =
Wyciągnął z kołczanu strzałę, po czym nałożywszy ją na cięciwę ruszył
- Zapłacicie mi za wszystko – Powiedział do siebie



Rozgrzana do czerwoności halabarda przecięła korpus szkieletu na pół. Górna połowa zupełnie się tym nie przejmując zaczęła pełznąć, lecz drugie cięcie oddzielające głowę od korpusu skutecznie to uniemożliwiło. Ruchy ustały
- Ile się trzeba namęczyć, żeby zabić to łajtajstwo – mruknął do siebie Ignatius
Czujka z gorącego powietrza drgnęła za jego plecami. Halabardnik był na to przygotowany. Można nawet powiedzieć, że zaczął się już przyzwyczajać do bycia atakowanym od tyłu. Obrócił się na pięcie i ciął na odlew. Zardzewiały miecz przeciął powietrze w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą była głowa wojownika. A potem razem z kawałkiem ręki i głową na ziemię.
- 3 części za jednym cięciem? Nieźle – powiedział na głos przyglądając się szkieletowi. Rozejrzał się. W pobliżu trwała rozpaczliwa walka. Ci, którzy w panice nie uciekli, próbowali z przerażeniem w oczach zabić umarłych. Niestety walka z nimi wyglądała trochę inaczej niż z żywymi. Dojrzał Ishidę, któremu najwyraźniej ten przeciwnik przypadł do gustu. Jego młot w morderczym tańcu miażdżył każdego wroga, który ważył się podejść za blisko.
= Z takim młotkiem, to można ich tłuc = pomyślał
Rozważania przerwał mu następny przeciwnik, który dosłownie skoczył na Ignatiusa. Ten schylił się i jednym płynnym ruchem nadział truposza na ostrze halabardy. Następnie machnął nią, dodając mu pędu i nie dając mu szans na kontrolowany upadek. Szkielet uderzył głową w ziemię łamiąc sobie kark, lecz dla pewności halabardier oddzielił pchnięciem głowę od korpusu. Popełnił tym samym podstawowy błąd w walce – opuścił gardę, a w tym samym momencie natarł na niego następny przeciwnik. Wojownik jedną ręką broń, po czym wyciągnął ją w kierunku przeciwnika równocześnie kreując w odległości paru cali od opuszków palców malutką tarczę z magmy. Zablokował nią cios… Choć nie. Nie można tego nazwać zablokowaniem, gdyż broń wraz z połową dłoni się po prostu na niej stopiła. Następnie Ignatius przeszedł do kontrataku i utrzymując tarczę w powietrzu wypalił przeciwnikowi głowę
= Ktoś wskrzesił cały cmentarz, czy to sąd ostateczny? = Stwierdził dmuchając na poparzone opuszki palców. Wyrwawszy z ziemi halabardę ruszył szukać oficerów swojego oddziału. Trzeba się stąd wynosić i to szybko.



- Utworzyć bastion! – Ryknął Ishida – musimy się wycofać! Ranni do środka!
Zdziesiątkowany oddział zaczął przegrupowywać się i kreować czworobok z tarcz. Ataki powoli przybierały na sile. Ishida zauważył, że poniektórzy z przeciwników byli martwymi żołnierzami obu armii, co oznaczało, że wróg na bieżąco uzupełniał straty. Wojownik zmiażdżył trupowi klatkę piersiową, po czym złapał za przypasany u boku miecz i jednym płynnym ruchem odciął głowę niedawnemu towarzyszowi broni. Schowawszy ostrze i korzystając z chwilowego braku przeciwników wokół niego, podniósł trzymaną głowę do góry i krzyknął.
- Oto wasz niedawny przyjaciel, który teraz służy wrogowi! Baczcie by z wami się coś podobnego nie stało! Walczcie najlepiej jak potraficie, bo dzisiaj walczymy z samym piekłem o nasze dusze!
W odpowiedzi usłyszał ryk swoich ludzi. Ryk tych, którzy wiedzą, że zginą. Mimo to będą walczyć do końca. To był ryk straceńców.



Ignatius usłyszał tęten kopyt, co oznaczało tylko jedno – wsparcie. Chyba, że przeciwnikowi udało się dosiąść koni, ale niespecjalnie w to wierzył. Odwróciwszy się zobaczył około dwóch tuzinów konnych galopujących w jego stronę. Ci na jego widok zwolnili, a dotarłszy do niego zatrzymali się.
- Czemu tak pędzicie, jakby was sam diabeł gonił? I co was tak mało? – Zapytał pieszy
- Trafił pan w sedno, to musi sam diabeł, bo nic innego czegoś tak potwornego stworzyć nie może. Oddział został rozbity. Masa trupów. Świącami z koni, zabijali każdego. Było ich tylu, że nie szło ich odgonić. Tylko nam udało się wyrwać, reszta jest martwa – mówił ledwo powstrzymując emocje konny. Ignatius dopiero teraz zauważył, że ten żołnierz, pomimo, mimo iż wyglądał najzdrowiej, miał paskudne rozcięcia na udzie i ramieniu. Z resztą było jeszcze gorzej.
- Jedźcie tam – wskazał ręką w kierunku gdzie ostatnio we mgle majaczył mu Ishida – tam niedaleko jest oddział piechoty który zapewni wam wsparcie. Ale jeszcze jedno. Widzieliście gdzieś moich ludzi?
- Tylko trupi, ale niewiele. Muszą gdzieś być jeszcze żywi.
- Gdzie to było?
- Stamtąd skąd wracamy, ale proszę tam nie iść. Zginie pan
- Dobra lećcie już. Ja dam sobie radę.
Crash Użytkownik jest offline
Postów: 1424
Ostrzeżenia: 10%  
Crash
17115 Wysłany: 20 Lis 06 16:34 • Temat postu:
Calosc skomentuje cytatem jednego z moich ulubionych bohaterow*:
"Man, this is SWEET dude!"
Dawaj wiecej Ern. ;]


* - gwoli scislosci - tak, to powiedzial Sonic.

____________________

[obrazek]
ziomin Użytkownik jest offline
Postów: 147
Ostrzeżenia: 10%  
ziomin
17116 Wysłany: 20 Lis 06 17:06 • Temat postu:
To poprostu jest Super pisz dalej

____________________

Mówcie na mnie "Komandos" xP
wujek_kolacz Użytkownik jest offline
Postów: 1408
Ostrzeżenia: 0%  
wujek_kolacz
17138 Wysłany: 21 Lis 06 08:29 • Temat postu:
no niezłe ciekawe czy Erni coś jeszcze do tego doda

____________________

[obrazek]
Eerion Użytkownik jest offline
Postów: 811
Ostrzeżenia: 0%  
Eerion
17170 Wysłany: 21 Lis 06 22:42 • Temat postu:
@up:
Doda doda
W czwartek najprawdopodobniej kolejna część wpadnie (tylko napiszcie coś niżej - bym double pościć nie musiał ;) )
Duni Użytkownik jest offline
Postów: 71
Ostrzeżenia: 0%  
Duni
17173 Wysłany: 21 Lis 06 23:41 • Temat postu:
Tobie to się chyba naprawdę nudzi ;D

____________________

ROFL! Wywiad z Kaczyńskim, nie, nie wiem z którym :P
-Reporter: Co pan sądzi o IV RP?
-Kaczyński: Bez komentarza

ViVa la kaczka xD
Eerion Użytkownik jest offline
Postów: 811
Ostrzeżenia: 0%  
Eerion
18112 Wysłany: 12 Sty 07 18:59 • Temat postu:
Niestety muszę double posta walnąć.
Mam andzieję, ze się nie obrazicie.
Obecna część jest dość długa muszę przyznać.
Szczerze to chyba za bardzo przeciagnąłem tą bitwę. Trudno, mea culpa, przynajmniej już po sprawie
Mam nadzieję, że się wam spodoba ^^
Niestety robie tutaj podstawowy błąd jakiego się nie powinno robić, ale proszę o wybaczenie. Tekst daję wam, zanim sam go przeczytałem (znaczy się tekst był przepisywany z kartek, ale normalnie jeszcze raz go czytam)
Niestety jutro idzie on do znajomego do krytyki i chcę, żebyście pomogli mi wyłapać jak najwięcej błędów

Cytat:
Miecz przeciął krtań umarlaka. Następnie wojownik lekko obracając bark wyszarpnął broń odrywając równocześnie kawałki ciała i odbił cios drugiego z przeciwników. Krótkim mieczem w drugiej ręce zdjął mu głowę z ramion. Resztki szyi trupa za nim rozerwała strzała. Eerion wykreował w ręce stożek lodu, po czym wbił go w serce umarlaka krusząc żebra.
- To za mojego konia gnojku – mruknął
Pobiegli dalej kierując się intuicyjnie w kierunku, z którego przybył miecznik. W oddali ujrzeli sylwetki walczących. Gdy zbliżyli się rozpoznali Ignatiusa, który akurat pacyfikował trupa. Jego twarz nie wyrażała nic, ale kto znał tego człowieka wiedział, że uwielbia on walczyć, a to, co się dzieje sprawia mu niebywałą przyjemność. Dotarcie do niego nie zajęło im większych problemów. Przeciwników prawie w ogóle nie było wokół.
- Dobry! – Zagadnął Eerion uśmiechając się trochę wymuszenie
Dap stojący za jego plecami skrzywił się. Ten dzień jest dla niego koszmarem, z którego w dodatku nie idzie się obudzić.
- Co tam u was? – Dokończył
- Źle. Ci niespecjalnie żywi zaatakowali nas z paru stron i rozbili. Jakby tego było mało masa z nich spanikowała – zwłaszcza z mojego oddziału. Obecnie zostaje tylko Ishida i trzymał się z chłopakami całkiem nieźle, jak go ostatnim razem widziałem.
- A moi? –
- Z twojego oddziału z tych, co nie uciekli zostały, co najmniej dwa tuziny, ale powiedzieli mi, że masa zginęła. Ci, co żyją, są w stanie, co najmniej kiepskim.
- Coś słabo im poszło bojowanie. Trudno – powiedział wciąż się uśmiechając
- Jesteś nienormalny! Jak możesz mówić coś takiego!?- Wybuchnął Dap
- Ponieważ jeśli będę się zamartwiał to otoczeniu i podwładnym spadnie morale, a stąd tylko krok do osłabienia się woli walki i defensywy – odrzekł poważnie
Dap pochylił głowę niczym dziecko które zrobiło coś złego i się wstydziło czynu. Przed oczami zobaczył siebie uciekającego na oślep w panice.
- Poza tym – kontynuował – śmierć jest częścią życia, a po śmierci jest lepiej, więc czemu mam się tutaj martwić? – Uśmiechnął się
- A skąd jesteś tego… - Ignatius próbował o coś spytać, lecz brzmiący z oddali, niezwykle głośny ludzki krzyk bólu mu przeszkodził. – Szybko – krzyknął – zagadaliśmy się, a nasi mogą potrzebować pomocy!
Ruszyli. Dap bardziej skoncentrował się na rozpraszaniu i tak już słabnącej mgły. Po przebiegnięciu około półtora setki stóp przed nimi wyłonił się straszny widok.
- No to już wiemy, czemu u nas świeciło pustkami – powiedział Ignatius widząc falę umarłych szturmujących na ścianę z tarcz oddziału Ishidy. W oddali w powietrze wyleciało parę zmasakrowanych zwłok
- Ishida nie próżnuje – stwierdził Eerion – My też nie powinniśmy. Dap, przestań rozpraszać mgłę i spróbuj skupić ją za naszymi plecami
- Po co? – Ten zapytał zdziwiony
- Zobaczę. A jak stworzę to coś, to pomożesz mi to kierować. Inaczej nic z tego nie wyjdzie
- Ale co chcesz zrobić? – Zapytał Ignatius
- Mgła to chmura, która jest nisko. We mgle jest woda, bo z chmur pada deszcz. A woda… Zamarza. A teraz czas ostatecznie rozwalić to łajtajstwo na kawałki – rzekł, po czym uśmiechnął się szeroko



Sytuacja wyglądała coraz gorzej. Masy trupów nacierały na bastion. Wprawdzie mało inteligentne istoty jak ich przeciwnicy normalnie nie są w stanie samodzielnie przebić tej ściany, lecz ta ich ilość… Co chwilę upadał jeden z żołnierzy przewrócony nadmiarem zwłok, które się na niego rzuciły. Wtedy było po nim. I chociaż wyjątkowo drogo sprzedawali swoją skórę. I chociaż miecze cięły z nienawiścią, z żądzą zemsty i rozpaczliwą próbą uratowania swej duszy. Mimo to ich liczba wciąż malała zaś wrogów nie było końca.
- Trzymać szyk! Zaprzeć się w ziemi i nie pozwalać się obalić – Ishida wciąż krzyczał zza pleców żołnierzy. Co pewien czas wyrzucał w powietrze, lub tworzył rozłamy w ziemi, dając żołnierzom chwilkę wytchnienia czy pozwalając im przegrupować się. Coraz częściej tworzył za żołnierzami małą ściankę która dawała im oparcie i nie pozwalała upaść. Lecz to było za mało, wciąż za mało.


Ignatius! Osłaniaj nas – krzyknął Dap. Coś co dowodziło trupami musiało ich zobaczyć, gdyż część przeciwników jak na komendę ruszyła na nich. W powietrzu powoli zaczęła powstawać broń. Dwa tuziny lodowych kul, a każda o średnicy około sześciu cali, unosiło się w powietrzu na wysokości karku.
- Zaczynamy szybciej Dap, bo Igni sam nie da rady!
Galothij skinął. Pociski drgnęły, po czym ruszyły w kierunku wrogów nabierając prędkości. W końcu, niczym miecz w nieosłonięte ciało, wbiły się w przeciwników. Kruszyły i miażdżyły kości, odrywały karki mknąć wzdłuż jednej ze ścian formacji, ku zaskoczeniu żywych obrońców
- Aż chce się żyć, jak się widzi wroga dostającego takie cięgi – powiedział Eerion. – A teraz czas by przywitać naszych nieproszonych gości – dodał odwracając się w kierunku Ignatiusa który właśnie wbił się w oddział wroga.
- Usiądźcie sobie! Możecie dodatkowo popodziwiać widoki! Ja sobie spokojnie dam radę. Przecież co to jest pięćdziesięciu przeciwników?! – Usłyszeli głos krzyczącego Ignatiusa
= Ale on mnie czasami wkurza = pomyślał do siebie miecznik biegnąc. Koło ucha przemknęła mu strzała. Nie przejął się. Ufał celności Dapa.

Ignatius przekręcił pierścień w halabardzie i zwolnił blokadę. Wyciągając szpikulec odbił jakiś przedmiot lecący w jego kierunku, po czym schylił się, unikając ciosu półtorarocznym mieczem. Zerwał się, obrócił na pięcie by uniknąć kolejnego ciosu, równocześnie ciął kogoś po karku resztą halabardy. Dopiero wtedy zobaczył co przeciwnik chce zrobić. Pozwolili mu wbić się w głąb grupki, aby móc go oflankować.
= Kiedy te gnojki nauczyły się myśleć = zapytał sam siebie w myślach zaczynając tworzyć na przed ramieniu lawę, gdy ktoś krzyknął obok niego
- Ja biorę tych z prawej! – był to głos Dapa, który z przewieszonym na plecach łukiem i długim mieczem w dłoni cicho niczym kot przyszedł mu na pomoc.
- A gdzie Eer… - próbował coś powiedzieć, ale skoncentrował się na odpieraniu ataków. Wtedy ujrzał go kątem oka. Ten oblókł swoją katanę lodem tworząc kij zakończony pojedynczym, lekko zakrzywionym ostrzem na każdym jego końcu.
= A wiec zaczynasz tańczyć = pomyślał do siebie, po czym korzystając z chwili na złapanie oddechu, na którą pozwoliło mu wsparcie zaczął oblekać szpikulec magmą.
- Ja także dziś zatańczę – pomyślał.
Ruszył



Dap odskoczył. Długi zardzewiały miecz przemknął mu cal od twarzy. Zaklął w myśli. Wrogów których powinno już dawno nie być, było coraz więcej. To wyglądało zupełnie jakby dowódca wroga rzucał na nich coraz to nowsze oddziały.
= Dowódca = Galothij przypomniał sobie tamtą bladą twarz. Dłonie mocniej zacisnęły mu się na rękojeści broni. Przeciął kolejną grdykę, po czym rękojeścią dokończył dzieła. Zaczęła go znów przepełniać mieszanina bólu, wściekłości i żądzy zemsty. A on ją bez żadnych ograniczeń przelewał na swą broń. Ciął wściekle, z premedytacją. Nie wziął pod uwagę tylko jednego. Pozwalając ponieść się emocjom, częściowo porzucił defensywę. Gdy zdał sobie z tego sprawę leciał już jego stronę sztylet. A on nie miał szans na to by go uniknąć. A potem coś pociągnęło go za nogi. Gdy upadał coś przemknęło mu nad głową dotykając jego włosów. Dap, który powoli zbliżał się Do swojego limitu, przyspieszył delikatnie swe ruchy. Także korzystając z wiatru wyczuł co to było, co prawie pozbawiło go głowy. Odturlał się, błagając w myślach, by jego łuk przetrwał wagę jego ciała, po czym zerwał się na nogi i odskoczył. Pozwolił Ishidzie zająć jego miejsce. Ku jego zdziwieniu razem z nim przybył jego oddział, a nawet paru konnych Eeriona.
= Co się stało? = Zapytał się w myślach.
- Proszę się odsunąć! – Usłyszał za sobą czyjś głos – my się już zajmiemy resztą!
Dap uśmiechnął się lekko widząc jak piechurzy odpierają ataki wroga
= Niemal w ostatnim momencie. Zupełnie jak w baśniach = Stwierdził, osuwając się na ziemię, tracąc przytomność.




- Ale burdel… - mruknął potężnie zbudowany wojownik – widziałeś wcześniej taką masakrę?
- Nie – odparł drobniejszy – I całe szczęście, że się w to nie wpakowaliśmy
- Ja tam żałuję. Na szczęście nikt nas za nie pojawienie się nie opieprzy, bo generał nie żyje
- I dobrze. Nie żal mi gnoja. A teraz chodź! Musimy zdać relację reszcie
- Idź sam. Podoba mi się ten widok. Popatrzę sobie jeszcze trochę
- Tylko nie zrób nic głupiego - drugi zakończył rozmowę. Zeskoczył z gałęzi, na której ulokowali sobie punkt obserwacji na pole bitwy. Następnie odpiął buteleczkę od pasa, odkorkował i wypił jej zawartość krzywiąc się lekko. Przeciągnął się i ruszył z nieludzką prędkością w głąb lasy.
= Nic się chyba nie stanie, jak zabiję trupa, czy dwa. No może trochę więcej = uśmiechnął się do siebie wojownik wyciągając wąski, dość długi i koszmarnie poszczerbiony miecz.
– Chodźcie dziatki. Dostarczcie mi choć trochę rozrywki – mruknął. Potem pobiegł w kierunku w którym ostatnio widział jakichś przeciwników.



Dap otworzył oczy. Przez chwilę półprzytomnym wzrokiem wpatrywał się w drewniany sufit, lecz chwilkę później w pełni wracając do zmysłów zerwał się z łóżka. A raczej próbował, bo gdy się podnosił się Ishida przycisnął go z powrotem do łóżka.
- Leż cholero! – Usłyszał
- To powiedz mi gdzie jestem i co się stało!
- Zemdlałeś gdy przyszliśmy ci na pomoc. A teraz jesteśmy w karczmie w której byliśmy 2 dni temu.
= 2 dni. A wydawałoby się, jakby od tamtego beztroskiego momentu minęły lata = pomyślał. Potem przypomniało mu się, jak walczył z trupami
- A w jaki sposób byliście w stanie nam udzielić wsparcia? Co z atakującymi?
- Skończyli się. Co najciekawsze spora ich część przy nas najnormalniej w świecie upadła. I nie wstała. Coś co ich tutaj trzymało musiało zniknąć. A przy was wciąż walczyli, więc wykluczyłem możliwość śmierci twórcy. Wiesz kto, lub co może być za to odpowiedzialne?
Przed oczami Galothija po raz kolejny pojawiła się biała twarz
- Nie – odpowiedział natychmiast
- Kłamiesz – uśmiechnął się Ishida. Ale spokojnie, odpoczywaj teraz, później wyciśniemy z ciebie prawdę.
Ishida zgasił świeczkę, po czym ruszył w kierunku drzwi.
- Ishida… Czy ktoś moich… No wiesz. Przeżył? – Dap zapytał do odchodzącego.
- Nie. Przynajmniej my nie widzieliśmy nikogo.
- Szczery aż do bólu – skwitował. – A teraz daj mi spać.
Ishida uśmiechnął się smutno i zamknął drzwi. W pokoju zapanowała idealna ciemność. Zza zasłon zawieszonych na oknach nie było widać ani gwiazd ani księżyca.
Buli Użytkownik jest offline
Postów: 1695
Ostrzeżenia: 0%  
Buli
18115 Wysłany: 12 Sty 07 23:46 • Temat postu:
Ciekawe. Bardzo wciągające Poza paroma literówkami jest świetnie. Nie znalazłem żadnych błędów(bo nie umiem szukać ) ale na prawde mi się podobało. Można na chwile odpłynąć jak się to czyta
wujek_kolacz Użytkownik jest offline
Postów: 1408
Ostrzeżenia: 0%  
wujek_kolacz
18117 Wysłany: 13 Sty 07 12:32 • Temat postu:
spoko fajne wciąga naprawede i miło się czyta jedyne to jak sam przyznałeś za długi opis bitwy może za bardzo szczegółowo chciałes i cie poniosło ale czytając tern opis bitwy troche mnie przynudziło

____________________

[obrazek]
© 2003 - 2024 HMT. Design & Code by gnysek.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.