Szukaj:
Strona Forum   Wybierz
Wybierz
Uwaga! Przeglądasz stronę jako gość!      Zaloguj się      Załóż nowe konto

×

Wilk. Niebanalny (nie) horror o pewnym chłopcu...
Luna Użytkownik jest offline
Postów: 175
Ostrzeżenia: 0%  
Lunahttp://www.chibistar.prv.pl
4959 Wysłany: 25 Lip 05 18:58 • Temat postu: Wilk. Niebanalny (nie) horror o pewnym chłopcu...
Dobra zamieszczę to opowiadnie, parę osób już czytało, ale od dziś będzie ogólno dostępne...
To horror raczej, więc uwaga! Dobrze się czyta w nocy, lub wieczorem.
Aha, i Wilk na ogół nie jest taki...

Ostatni Morderca stąpał uważnie tuż przy betonowej ścianie, delikatnie wodząc po niej rękami. Ostry cień padał na niego. Nie było go widać. Był Ostatnim Mordercą. Co prawda nie tutaj. Tutaj było ich wielu. Lecz tam, skąd pochodził, tam, gdzie chyba już na wieki zamieszkała radość, był ostatni. Wiązało się to jednak ze zbyt dużym ryzykiem. Musiał uciekać.
A teraz? Idąc skulony pod ścianą szukał nowej ofiary. Czemu zabijał? Sam często się o to pytał samego siebie, ale nigdy nie otrzymał odpowiedzi. Teraz też zadawał sobie to pytanie. Nie wiedział jednak.
Życie, które prowadził, było wyjątkowo ciężkie. Nigdzie nie pozostawał na tyle długo, by poznać to miejsce. Cztery dni, było to maksimum czasu, jaki dawał sobie na znalezienie ofiary.
Miał jakieś wyrzuty sumienia? Tak. Ale tylko wtedy, gdy zamordował kogoś złego. Takiego, jak on, zdając sobie doskonale sprawę z tego, że odbiera owej osobie możliwość poprawy. Ale gdy zabijał kogoś niewinnego, przynajmniej z pozoru, to nie zwykł mieć wyrzutów sumienia.
Nagle, w ciemnych, brukowanych uliczkach miasta, w którym znalazł się tej nocy zobaczył swoją ofiarę. Nie widział jej dokładnie. Było ciemno. Ale ona, przynajmniej jak dotąd, nie widziała go w ogóle.
Ciemne, długie włosy dokładnie zasłaniały jej twarz. Siedziała sobie skulona w ciemnym zaułku. Noc była w zasadzie ciepła, ale było przecież niebezpiecznie... Co ona tu robi? Nie wyglądała ani na nikogo bezdomnego, ani pijanego. Wyglądała po prostu smutnie. Chłopak ją rzucił? Tym lepiej, że się tu znalazł.
Morderca sam siebie określał, jako przeznaczenie. A to, ze ktoś akurat przypadkiem znalazł się tam, gdzie on też był nazywał losem.
Wszedł w krąg światła ulicznej latarni, w którym znajdowała się dziewczyna. Na pewno się przestraszy. Może pomyśli, ze jestem psychopatą z nożem, co znowu niewiele odbiegałoby od prawdy. A może pomyśli, ze jestem gwałcicielem? Co od prawdy odbiegało zupełnie.
Postąpił kolejny krok. Zrobił to na tyle cicho, że nie powinna usłyszeć.
Ale usłyszała. Ma niezły słuch, pomyślał. Trochę będzie jej szkoda...
Podniosła głowę. Wcale nie wyglądała na przerażoną. Ani smutną. Raczej na... ucieszoną? "Czyżbym przypominał jej chłopaka?"
-W...wilk?- zapytała. Zdziwił się. Nikt nie znał jego imienia. On sam... znał, może kiedyś. Ale zapomniał. Teraz pamiętał. Dziewczyna mu przypomniała.
-Tak. Co tu robisz?- zapytał, nie dając po sobie poznać, ze się zdziwił. Czemu? Sam tego nie wiedział.
-Nic. Pamiętasz mnie, Wilk?- zapytała po raz kolejny. "Niby skąd miałbym cię pamiętać, dziewczyno? Nigdy cię jeszcze nie spotkałem..."
-Nie- odpowiedział beznamiętnie. Poszedł parę kroków bliżej. Serce biło mi szybciej. Miał ją zabić. Zawsze tak było. Może nie powinien się tym denerwować, choćby z przyzwyczajenia, ale denerwował się. Zawsze.
Dziewczyna spuściła oczy.
-Dlaczego?
-Nie wiem. Skąd miałbym wiedzieć? A skąd mógłbym cię pamiętać? Nigdy się jeszcze nie spotkaliśmy.
-Nie prawda. Spotkaliśmy. Poza czasem, ale... spotkaliśmy się.
"Poza czasem? Przecież... Tu nikt się nie zna na magii. Czyżby turystka, podróżująca między światami?"
-Skąd jesteś?- zapytał.
-Nie mam pojęcia. Może stąd. Może z nikąd. Przypuszczam, ze mi się śnisz. Zawsze chciałam cię spotkać, nawet we śnie!
-Aha.- podszedł jeszcze krok bliżej. Już? Już.
Wysunął z pochwy sztylet. Długi i smukły. Idealny? Trochę, ale nie do końca.
-Wilk? Ty mnie naprawdę nie pamiętasz, czy się tylko wygłupiasz?
-Czy ja wiem?- odpowiedział, wbijając sztylet w brzuch dziewczyny.
Popatrzyła się na niego trochę ze zdziwieniem, a trochę... z wyrzutem? Czyżby? Jakby był jej najbliższym przyjacielem, który ją zdradził, kiedy potrzebowała go najbardziej.
Patrzył na nią. Chłodnym spojrzeniem.
-Czemu?- zapytała. Pytanie to było standardem, najczęstszy, z tych które zadawali mu ludzie. Jeśli jeszcze mogli mówić, zawsze pytali: "czemu? Czemu ja?"
Czemu to zrobił? Sam się o to pytał i to nawet dość często.
Jak przypuszczał, zapewne zrobił to z przyzwyczajenia. Wpadł w taki nałóg i mówi się trudno.
Popatrzył na nią jeszcze chwile. Na jej śliczne, niebieskie oczy, o tym wyrzucającym spojrzeniu. Martwe oczy. Dziewczyna zresztą też była martwa. Trzymał ją za ręce. Ostrożnie.
Westchnął. Czemu to zrobił? Czemu zabił? Nie wiedział. Czy zrobi to jeszcze raz? Zapewne tak.
Zostawił stygnące powoli ciało dziewczyny z którego nadal lała się krew. Zostawił je, oparte o ścianę, pod którą wcześniej się skradał. Popatrzył jej jeszcze raz w oczy.
Otworzył swoim sposobem portal i udał się do kolejnego świata, który znajdował się byle gdzie. Nigdy nie wybierał sobie miejsca. Zdawał się na... na los. Uważał, że to wyjątkowo zabawne.
***
Następny świat wydawał mu się zdecydowanie gorszym, niż wcześniejszy, pełen zaułków. Tutaj padał śnieg, a Wilk, który niedawno po raz drugi znalazł swoje imię nie lubił śniegu.
Wlekł się drogą asfaltową, szukając jakiegoś schronienia. Po niejakim czasie znalazł. Małą kawiarenkę, gdzie cos przekąsił. Skąd brał pieniądze? Ech... sam dociekał tego od jakiegoś czasu. Zadziwiało go, że w kieszeni zawsze znajdywał odpowiednie monety. Akurat z tego świata. Akurat z tego kraju. Zaczekał, aż śnieg przestanie wreszcie padać. Kiedy się doczekał, był już wieczór. Było więc jeszcze zimniej. Ale kawiarnie już zamykali, więc nie mógł dłużej zostać.
Ruszył drogą. Postanowił, że złamie swoje odwieczne prawo i, jeśli tej nocy nie znajdzie ofiary, to wyniesie się stąd czym prędzej. Inaczej odmrozi sobie nogi.
Miał szczęście. Na zboczu, które w czasie wiosny na pewno można by nazwać łąką, a teraz zupełnie zatopionym we wszechobecnym śniegu, stała dziewczyna. Na głowie miała całą masę warkoczyków, ukrytych pod wełnianą czapeczką. Twarz miała zupełnie okręconą szalikiem. Była zresztą ubrana wyjątkowo ciepło. Wchodziła właśnie wzgórzem ciągnąc sanki.
Byłoby to całkiem normalne, ale przecież... Było już dość późno. Która mogła być godzina? Dwudziesta pierwsza. Może później.
Zobaczyła go. Pomachała mu ręką, jakby go znała i przyspieszyła. Zaczekała na nią. Było mu potwornie zimno, jak by na to nie popatrzeć. Był co prawda ubrany ciepło, ale... Zdecydowanie nie był przyzwyczajony do zimy.
Dziewczyna wkrótce dotarła do niego.
Pociągnęła nosem z zimna.
-Wilk, co ty tu robisz? Zimno strasznie przecież. A ty nie lubisz zimy!- Nie, nie, nie! To była TA dziewczyna. Mimo szalika można ja było poznać po głosie. W ogóle była podobna. Ta sama, poprawił się. Ale... ale ona już nie żyje...
-Heej, co tak stoisz wmurowany jak głaz? Zamarzłeś?
-Nie... jeszcze nie.
Nie zapytał się, skąd zna jego imię, skąd wie, że nie lubi zimy, i jak w ogóle jest to możliwe, że żyje... Dlaczego nie zapytał? Brzmiało by to głupio. On sam zresztą odkrył przed chwilą, ze wie doskonale, kim jest ta dziewczyna. Jak ma na imię, jeśli chodzi o ścisłość... Bo kim jest, nie wiedział dalej.
-L-luna.- powiedział głosem drżącym z zimna.
-Tak, tak, a już się bałam, że nie pamiętasz. Choć, przejdziemy się kawałek, zrobi ci się cieplej.
-Dobrze.
Poszli zboczem. "Co ja właściwie robię? Mam ją zamordować, a nie wybierać się na jakieś romantyczne przechadzki przy blasku księżyca..."
-W zasadzie ile naszych spotkań pamiętasz? Były, jak ja to lubię określać, poza czasem, przecież. I... czasem się ich nie pamięta.
Co jej odpowiedzieć?
-Szczerze po-powiedziawszy -powiedział drżąc z zimna- nie pamiętam ż-żadnego.
-Naprawdę?- zdziwiła się- to skąd pamiętasz moje imię?
-Nie-nie mam pojęcia.
-Aha.- powiedziała wyraźnie zmartwiona.- a jak tam twoja kolekcja sztyletów? Masz jakiś nowy?
O, nie, nie, nie. Ona chyba nie kłamie... Naprawdę miał kolekcję sztyletów. Nosił niektóre w płaszczu, a resztę w plecaku.
-T-tak, mam na pewno jakiś n-nowy- powiedział- ale jak pozwolisz, t-to pokaże ci kiedy indziej. B-bo trochę zbyt zimno.
-Ok., nie ma sprawy. A pamiętasz ten?- zapytała i wyjęła zza paska u spodni jakiś przedmiot- zobacz.
Podała mu to, co wyciągnęła. Popatrzył na ową rzecz. Mały sztylecik. Zielony, w kształcie liścia. Zapewne elfia robota. Zaraz, zaraz. Poznał go... tylko... Popatrzył na klingę. Napisane tam było: "Od Wilka dla Luny. Może jeszcze kiedyś wyruszymy w jakąś podróż "poza czasem?"... Tak, na pewno dostała sztylet od niego. Doskonale poznawał swój charakter pisma.
-Poznaje- powiedział, i już miał oddać jej sztylet, gdy pomyślał, ze to jest jego szansa. Boleśniej niż zwykle zastanowił się: Po co ja to robię? Ona mi nigdy nic nie zrobiła!
Ale mimo wszystko zrobił to. Jej własnym sztyletem, tym, który on sam jej podarował, poderżnął jej gardło. Szalik nie stanowił ku temu żadnej przeszkody. To był smutny widok. I straszny trochę, choć Wilk nie bał się przecież widoku swych ofiar.
Z jej gardła płynęła obficie krew. Ale umarła od razu, nie jak przedtem. Dziwnie uspokoiła go ta myśl. Upadła tak szybko, że nie zdążył jej złapać. Upadła na czysty, biały śnieg, zabarwiając go na czerwono krwią. Wełniana czapeczka zsunęła się z głowy. Tysiące ciemnych warkoczy rozsypały się po śniegu. Szalik odwinął się trochę, odsłaniając krwawiącą ranę.
Dziewczyna... (nie, nie dziewczyna, Luna, przecież znał jej imię) patrzyła pustymi oczami w ciemne, zimowe niebo, usiane milionami gwiazd, pod którymi spacerowały teraz zapewne zakochane pary. Kucnął przy niej, by się przyjrzeć temu, co z nią zrobił. Oczy, takie słodkie, zielone oczy wyglądały na przerażone, a... chwileczkę. Zielone. Jej oczy były zielone. Nie niebieskie. Zielone. Dlaczego? Zastanowił się.
Skrajem szalika otarł zielony sztylet i położył go w jej rękach, które złożył na piersi. Znał jej imię. Należało jej się coś więcej, od położenia pod drzewem. Należało jej się zdecydowanie więcej, niż mógł zrobić. Za to, że nie dał jej ani jednej szansy, choć spotkał ją aż dwa razy. Jeżeli to była ona. Ale przecież mógł sobie pomylić kolor oczu. Reszta zupełnie się zgadzała.
Wziął do ręki wełnianą czapeczkę i schował ją do kieszeni. Na pamiątkę, powiedzmy. Westchnął nad ciałem dziewczyny, które leżało u jego stóp. Kucnął jeszcze raz i pogładził dziewczynę po policzku. Była już całkiem zimna. Płatki śniegu znów sypały się z nieba. Duże, ciężkie płatki.
Lubię cię, Luna, pomyślał, po co cię zabiłem?
I nagle zdał sobie sprawę z pewnej rzeczy. Zrobił to... zrobił to nie chcący, nie własną myślą rozkazał ręce wykonać ten ruch, który wykonywała tak często, przecież. Naprawdę wpadał w nałóg. Robił to bez własnej wiedzy...
-Nie myśl o tym, bo prędzej zwariujesz, niż do czegoś dojdziesz- powiedział do siebie, co było już konkretną oznaka szaleństwa.
A potem wybrał się w dalszą podróż po światach, by mordować kolejnych ludzi. A może tez inne stworzenia człekokształtne. I rozumne.
***
Następny świat był... przyjemny. Było tu chyba lato. Pachniały jakieś bliżej niezidentyfikowane zboża. Po czystym, błękitnym niebie goniły się białe obłoczki- baranki.
Zamierzał poszukać tego, czego potrzebował nałogowiec jego typu, ofiary, dopiero jutro wieczorem. Był zmęczony tymi nocnymi poszukiwaniami. Cały dzień szukał noclegu... Pod wieczór miał już tak dość swojego niezbyt wygodnego trybu życia, że gotów był sam użyć na siebie jednego ze swych sztyletów.
W końcu legł w sianie. Pachniało ładnie, i noc zmierzała ciepła, więc pomyślał, ze może przeżyje.
Nie można powiedzieć, żeby się wyspał. Całą noc nękały go koszmary. Naliczył ich z dziesięć. Dziesięć razy się budził i dziewięć razy zasypiał. Dziesiątym razem dał sobie spokój i wstał, choć dopiero świtało.
Powodem owych koszmarów była właśnie dziewczyna- Luna. Różne rzeczy o niej mu się śniły.
Raz widział ją martwą pod ścianą podczas w miarę ciepłej, jesiennej nocy.
Raz widział ją bezładnie rozłożoną na zimnym, białym śniegu.
Widział ją też, rozszarpywaną przez błękitnego potwora na wielkich, kamiennych Schodach.
Śniło mu się raz, że dziewczyna, cała zapłakana budzi się ze snu i oznajmia mu, że go powiesili.
A potem śniło mu się, jak dziewczyna opowiada mu, dlaczego znaleźli się w więzieniu.
I śniło mu się jeszcze kilka podobnych rzeczy, ale najstraszniejszą z nich była ta w której z ręki zsuwała mu się czerwona rękawiczka bez palców. Taka, jakie miał teraz. I wtedy, gdy rękawiczka się zsunęła, ręce wysunęły mu się liny i zaczął spadać. Nad sobą widział przerażoną i jakby niedowierzająca dziewczynę, która wyciągała ku niemu ręce, związane ta sama liną.
Kiedyś musiał umrzeć, to jasne jako słońce. Ale miał nadzieję, że mimo tak niebezpiecznego nałogu który miał, nie stanie się to niedługo. Nie wiedział dokładnie ile miał lat, nieustannie wędrując między światami, zjawiając się w różnych miejscach, o różnych porach dnia i roku, jednak wyglądał na około szesnaście... A Luna wyglądała na około czternaście, może mniej, może więcej...
Wyłonił się z siana, które miało kolor złota, i pachniało przecudownie. Zboże przyniosło mu na myśl chleb i poczuł głód. Nie przychodziło mu na myśl żadne miejsce, gdzie mógłby cos przekąsić.
Westchnął swoim zwyczajem. Cóż robić?
Nic, dosłownie nic. Powlókł się, błądząc wśród wysokiego siana.
Wschodzące słońce sprawiało, że kolor siana wydawał się jeszcze piękniejszy. Wokół brzęczały pszczoły. Cały krajobraz pachniał i brzmiał upojnie.
-Ech- westchnął po raz kolejny- gdyby nie mój "zawód" mógłbym tu zostać nawet do skończenia lata, ale...- ale czuł po prostu, ze nie mógłby nie zabijać przez tyle czasu. Za bardzo do tego przywykł- niestety...
W takich chwilach jak te, kiedy czuł, ze naprawdę jest po co żyć... Żeby choć przez chwilę jeszcze czuć zapach siana, żeby słuchać brzęczenia pszczół, żeby widzieć puchate, białe obłoki na błękitnym niebie... I w tych chwilach właśnie nienawidził tego, co robił. Nienawidził... swojej kolekcji, swojego nałogu, siebie.
Dawniej, choć nie potrafił powiedzieć, jak dawno, przez to błąkanie się po światach, w takich chwilach czuł, że może zostawić to, co robił i znaleźć swój własny świat, ale... jakoś zawsze wtedy działo się coś, przez co zapominał o tej nienawiści.
A teraz... teraz wiedział, że tylko śmierć, nie czyjaś, ale jego własna śmierć mogłaby zakończyć ten precedens. Ten nałóg.
Westchnął raz jeszcze i popatrzył ze smutkiem na wschodzące słońce.
I w jego blasku ujrzał kogoś. Kogoś w długiej białej sukience.
W tym świecie nie powinno być kogoś takiego. Widział asfalt na drodze. Czuł smród powietrza. Tam , skąd pochodził, gdzie elfy żyły sobie spokojnie w zielonych lasach, powietrze było czyste jak kryształ.
A ta dziewczyna, która stała pod ogromnym dębem była najwidoczniej elfem. Poszedł bliżej. Na pewno. W oczach miała taką tęsknotę... Elfy tęsknią zawsze, choć nie zawsze wiedzą za czym.
Jest jeszcze ktoś, kto bez przerwy tęskni. Ale nie mógł sobie przypomnieć nazwy tej rasy. Cos z księżycem w każdym bądź razie.
Smutna dziewczyna z tęsknotą w oczach, w białej, delikatnej sukni, o długich włosach, rozwiewanych przez ciepły wiatr, odwróciła się.
Wtedy dopiero ją poznał.
-Nie, proszę, tylko nie to...- wyszeptał.
Pod ogromnym dębem stał nie kto inny, lecz Luna. Na włosach miała, jak dopiero zauważył, wianek ze stokrotek.
I patrzyła na niego smutno.
Nie jego myśli to sprawiły, nie jego, na pewno.
Nie jego myśli były sprawcą, ale jego ręce to wykonały.
Wyjął zza płaszcza sztylet. Nie patrzył, który. Wymierzył, zniewolony przez demona. Przez nienawiść do tej dziewczyny, bo nie dała mu się zabić już dwa razy.
Ale wyjmując sztylet dotknął przypadkiem wełnianej czapeczki i zrozumiał, że nie chce jej zabić. Jeśli teraz to zrobi, nigdy się od niej nie uwolni, zresztą... dlaczego ma zabijać? Przecież istnieją zboża, pszczoły i obłoki na niebie. I gwiazdy na niebie. I księżyc.
Myśl ta zmieniła trochę tor lotu sztyletu, ale nie zatrzymała go. Spudłował. W pierwszym, ślepym zamierzeniu chciał trafić w głowę, między oczami, ale spudłował.
Trafił w serce.
-N-nie.- w zasadzie zawsze musiał być klasykiem. Też standardową wypowiedź wygłosił.
Podbiegł do Luny.
Już nie żyła. W jej piersi tkwił zielony sztylet z ostrzem w kształcie liścia.
Oczy miała nadal smutne, zapłakane. Z ust ciekła krew. Na białej sukni lśniła świeża czerwona plama.
Oczy. Miała dwoje różnych oczu. Jedno zielone, drugie niebieskie.
Westchnął, swoim zwyczajem. Wziął dziewczynę na ręce, gotów zakończyć zabijanie jej. Otworzył portal. I wszedł do środka.
Zanim to jednak zrobił, przebił się sztyletem. Niegroźnie, zdawałoby się, ale... jeśli ktoś spróbowałby go wyjąć, to zabiłoby to obydwie osoby. Tego, który wyciągał i przebitego.
Dopiero potem przeszedł przez portal.
W portalu dziewczyna otworzyła oczy. Mrugnęła raz. Miały kolor niebieski. Mrugnęła po raz drugi. Miały kolor zielony. Mrugnęła po raz trzeci. Jedno było zielone, drugie niebieskie. Kiedy mrugnęła raz jeszcze, oczy się nie zmieniły.
Wilk widział trochę już przez mgłę, bo stracił mimo wszystko trochę krwi. Ale kolor oczu widział dokładnie.
-W-wilk?-zapytała.
Potrząsnął potakująco głową.
A potem Luna zrobiła coś, czego już nie chciał przecież, ale... stało się.
Wyjęła sztylet z jego ramienia.
A potem zalśniła ciemność.

Dobra, koniec... Jak wrażenia??
Nooo... teraz poprawiłam... można czytać.

Edytowany przez: Luna 2005-08-06 19:28:23

____________________

www.chibistar.prv.pl
Reklamy
Tidus Użytkownik jest offline
Postów: 671
Ostrzeżenia: 0%  
Tidus
4960 Wysłany: 25 Lip 05 19:48 • Temat postu: Re:
Ciężkie tak można określić to opowiadanie... Na początku bardzo niezrozumiałe, ale ja jakoś je zrozumiałem. Wilk był postacią, która nie mogła zaznać spokoju, był zagubiony, nie rozumiał samego siebie. I tu można powiedzieć, że śmierć jest piękna... Bo co to za życie ! Zresztą jakbyście nie wiedzieli śmierć jest bezbolesna, bolesna jest to przez co umieramy...
Lord Forte Użytkownik jest offline
Postów: 154
Ostrzeżenia: 10%  
Lord Forte
4961 Wysłany: 25 Lip 05 20:46 • Temat postu: Re:
Wiuf!Jakoś dotarłem do końca!Świetny Fik!Mnie się bardzo podobał!
Ps:Ja to jak zawsze konstruktywnie oceniam nie?

____________________

RAPE RAPE RAPE RAPE RAPE
Matizo Użytkownik jest offline
Postów: 750
Ostrzeżenia: 0%  
Matizohttp://psx.wow.net.pl
4962 Wysłany: 25 Lip 05 22:06 • Temat postu: Re:
Tidus napisał(a):
Ciężkie tak można określić to opowiadanie... Na początku bardzo niezrozumiałe, ale ja jakoś je zrozumiałem. Wilk był postacią, która nie mogła zaznać spokoju, był zagubiony, nie rozumiał samego siebie. I tu można powiedzieć, że śmierć jest piękna... Bo co to za życie ! Zresztą jakbyście nie wiedzieli śmierć jest bezbolesna, bolesna jest to przez co umieramy...

Dzięki za streszczenie, Tidus. Podziwiam was ludzie, podziwiam. Mi by się nie chciało 20 linijek napisać

____________________

[obrazek]
eloo_gosciu Użytkownik jest offline
Postów: 665
Ostrzeżenia: 0%  
eloo_gosciu
4963 Wysłany: 25 Lip 05 23:23 • Temat postu: Re:
hmm...tak,ciężko zrozumiałe...początek mi sie nawet podobał,ale czułęm że im dłużej czytałem ten fik to on mi sie wydawał bardziej kiczowaty.Dlaczego??Jak natrafiłem na wzmianke elfy to już pomyślałem "oho,znowu".Znowu elfy,śmielfy i inne pierdoły...wątpie by to pasowało,to z portalami może być ale te elfy,smielfy,probowanie łączenia tegomi sie nie spodobały :/ poprostu myślałem że to będzie jakieś dobre opowiadanie.Pomysł dobry,wykonanie dobre,ale poprostu "spierdoliłaś" dając te elfy a jeszcze utorzsamiając sie z główną bohaterką to już w ogóle ;/
moja ocena 7/10,mogło by być z tego coś naprawde dobrego ale niestety wybrałaś później złą droge ;/

A do tego napisałaś że to horror.Gdzie tu strasze rzeczy??Straszne jest coś co mówi do człowieka,budzi jego najgorsze myśli oraz instynkty.To jest przerażające.Trzeba trafić do serca człowieka,tutaj ci sie nie udało.

Edytowany przez: eloo_gosciu 2005-07-25 23:25:06

____________________

[obrazek]
Luna Użytkownik jest offline
Postów: 175
Ostrzeżenia: 0%  
Lunahttp://www.chibistar.prv.pl
4964 Wysłany: 26 Lip 05 11:05 • Temat postu: Re:
Dobra, dobra. Może nie do końca horror...
Mimo wszystko nigdzie tam nie pisze, że się utożsamiam z główną bohaterką. Po prostu to samo imię, na przykład.
Zresztą mogło być gorzej...;p

____________________

www.chibistar.prv.pl
Felixia Użytkownik jest offline
Postów: 90
Ostrzeżenia: 0%  
Felixia
4965 Wysłany: 30 Lip 05 02:06 • Temat postu: Re:
... mój chory umysł po przeżuciu tekstu łaskawie raczył wypluć informację zwrotną : nowomodny fik

... brrr...

jak dla mnie to występuje zbyt wiele nieścisłości i kiczu. Przede wszystkim: jak można wbić sztylet w ramię i zabić tym samym i siebie i pomoc medyczną? Skąd te elfy? Dziewczyna ma minimum roztrojenie jaźni, przy czym jedno nie jest nawet rodzaju ludzkiego i stokrotkuje w zbożu... sheeesh.... ślady love story do przeżycia, ale końcówka trąci kiczem. To nie było straszne. :/

choć może ja mam porypane co straszne a co nie (śmieje się na większości horrorów, a nie wytrzymuję obyczajówek... brrr... klan... O_o)

ostatecznie wystawiam mocne 3.

____________________

[obrazek]
Maea Użytkownik jest offline
Postów: 36
Ostrzeżenia: 0%  
Maeahttp://maea.mylog.pl/
4966 Wysłany: 21 Sie 05 16:24 • Temat postu: Re:
Strasznie, strasznie, strasznie mi się podooba! I mówię cąłkiem cąłkiem serio... :marysia:

____________________

Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą x3
~Miotła (gość)  

 
4967 Wysłany: 27 Sie 05 20:57 • Temat postu: Re:
Luna - chciało Ci sie tyle tego pisać?? Bo mi nieeeeee........
Maggie Użytkownik jest offline
Postów: 389
Ostrzeżenia: 0%  
Maggiehttp://irenne.blog.interia.pl
4968 Wysłany: 28 Sie 05 10:59 • Temat postu: Re:
Miotła, napisz coś z sensem, powiedz czy ci się podoba, a nie o długości fanficka. Jak chcesz wiedzieć to są dłuższe opowiadania, chociażby "Gdzie Indziej". A zarówno Luna jak i ja lubimy pisać, mamy dużo weny i dlatego powstają długie i średnie opowiadania. Jedyne krótkie, które napisałam to Inwokacja do "Pana Mateusza", a i tak wkrótce bedę pisać ciąg dalszy, bo trochę go zaniedbałam...

____________________

Nie no lol :P
Jestem lekko szurnięta. Lekko.
Eerion Użytkownik jest offline
Postów: 811
Ostrzeżenia: 0%  
Eerion
4969 Wysłany: 01 Wrz 05 11:37 • Temat postu: Re:
Źle łączysz epitety i w ogóle masz błędy
Cytat:
Ostry cień padał na niego. Nie było go widać. Był Ostatnim Mordercą.
A więc tak:Jeśli kogoś nie widać to nie pada na niego cień.
"Ostro cień" jakoś mi tutaj nie pasuje na epitet to jakby powiedzieć "ciemne słońce" po prostu to nie pasuje do siebie.
Poza tym chyba nie znasz dokłądnie pojęcia "ostanti"
Próbujesz nieumiejętnie wybudować klimat.
Czego?
grozy?
niepwności? nieświadomości?
Trudno rozeznać bo nie wyszło ci po prostu
Kreujesz z kolesia psychopatycznego morderce który zabija bez powodu.
Tacy ludzie mają inną psychologię niż tutaj opisujesz. Oni myślą głównie o zabijaniu - nie "dlaczego zabijam" tlyko "kto następny"
Cytat:
Życie, które prowadził, było wyjątkowo ciężkie. Nigdzie nie pozostawał na tyle długo, by poznać to miejsce. Cztery dni, było to maksimum czasu, jaki dawał sobie na znalezienie ofiary.
Co ma ofiara do czasu?
On zabijał 1 cżłowieka i idzie dalej do innego miasta czy jak?
Seryjny morderca widzi człowieka w zaułku i ciach go w łeb i tyle
On zabija kiedy może, a nie trafia do obcegomiasta i śledzi obcą osobę do 4 dni?
A może się zatrzymuje jeszcze w najgroszych spelunach?
To mi śmierdzi na kilometr amerykańskimi kiepskimi filmami pseudoakcji
Cytat:
Miał jakieś wyrzuty sumienia? Tak. Ale tylko wtedy, gdy zamordował kogoś złego. Takiego, jak on, zdając sobie doskonale sprawę z tego, że odbiera owej osobie możliwość poprawy. Ale gdy zabijał kogoś niewinnego, przynajmniej z pozoru, to nie zwykł mieć wyrzutów sumienia.
I tutaj bach i leże i kwicze.
Psychika osoby jaką kreujesz jest nierealna jak to tylko możliwe. Poza tym poprawy? jakiej poprawy poprzez zabijanie?
Wydaje mi się że ty nie patrzysz co wcześniej napisałaś.
Cytat:
Nagle, w ciemnych, brukowanych uliczkach miasta, w którym znalazł się tej nocy zobaczył swoją ofiarę. Nie widział jej dokładnie. Było ciemno. Ale ona, przynajmniej jak dotąd, nie widziała go w ogóle.
Tutaj pomieszanie z pop;lątaniem znowu - powinno być np. w oddali zobaczył kolejną potencjalną ofiarę, mimo że nie widział jej dokłądnie to dzięki odległości ona nie widziała go wogóle.
Lub coś w tym stylu.
Choć i tak to mi nie pasuje bo pomieszane strasznie.
Cytat:
Ciemne, długie włosy dokładnie zasłaniały jej twarz. Siedziała sobie skulona w ciemnym zaułku. Noc była w zasadzie ciepła, ale było przecież niebezpiecznie... Co ona tu robi? Nie wyglądała ani na nikogo bezdomnego, ani pijanego. Wyglądała po prostu smutnie. Chłopak ją rzucił? Tym lepiej, że się tu znalazł.
"sobie"
To źle tutaj wygląda.
Poza tym - narrator jest jakiś tutaj dziwny
A ja u ciebie nie moge powiedzieć co robi bo narrator jest zmienny zbytnio.
Poza tym - mordercy nie myślą o ofiarach bo wtedy pojawiają się wątpliwości a to na ich niekorzyść.

Cytat:
Wszedł w krąg światła ulicznej latarni, w którym znajdowała się dziewczyna. Na pewno się przestraszy. Może pomyśli, ze jestem psychopatą z nożem, co znowu niewiele odbiegałoby od prawdy. A może pomyśli, ze jestem gwałcicielem? Co od prawdy odbiegało zupełnie.
Pisałem o tym wyżej
Cytat:
Postąpił kolejny krok. Zrobił to na tyle cicho, że nie powinna usłyszeć.
Ale usłyszała. Ma niezły słuch, pomyślał. Trochę będzie jej szkoda...
Takim osobom nie szkoda swoich ofiar.
Dorba reszty nie cytuje bo 6 stron tekstu to będzie 10 krytyki a to mnie nie cieszy :/
Więc dam ogólną ocenę (czytałem całe) i komentarz.
Ogólnie mi się nie podoba.
Wątek albo się pomija albo rozwija.
Ty z kasą olałąś go zupełnie, jakby poprzedzając pytania.
Jest to wyjątkowo tragiczny pomysł

Opowiadanie pomieszane z poplątaniem.
Nie cyztało mi się go zbyt przyjemnie, ale doczytałem do końca.
Ogólnie to kolejna rzecz którą na upartego przeczytać można- dlatego że krótkie, ale jeśli ejst co innego do roboty to powinno się porzucić ten tekst.
moja ocena:
bazowo - 10/10
-1 - złe epitety
-3 - blak większego sensu, pisane dla pisania
+1 - że ci się chciało pisać
-1 - nie twój typ tekstu - jeśli amsz pisać powinnaś wybrać coś innego
-3 - tragiczne podejście do psychologii moredercy - taka psychologia nie ma prawa istnieć, po prostu robiłąś co ci pasowało nie patrząc na ład
Łącznie?
3/10
Słabiutko
© 2003 - 2024 HMT. Design & Code by gnysek.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.