Wysłany: 22 Maj 05 20:44 • Temat postu: Goddess'zianka
Proszę uważać przy czyaniu tego dzieła!!! No, zapewne lepiej się będzie czytało, gdy ktoś zapoznany jest ze "Świtezianką" A. Mickiewicz, ale jak nie, to nic się nie dzieje!!! A, i proszę się nie wystraszyć długości, co??? Proszę o jak najwięcej komentarzy (nawet nieżyczliwych). Ale jedna prośba, nawet jak się wam nie podobało to piszcie bez jakiś szcvzególnych rzekleńsw, bo jestem uczulona, co??
Jakiż to chłopak piękny i młody,
Jakaż to obok dziewica?
Brzegami słonej (bo morskiej) wody
Stoją przy świetle księżyca...
Rasmus miał szczerą nadzieję, że z tą dziewicą to jest szczera prawda... ale nie wnikajmy w szczegóły! W każdym bądź razie trzeba wam wiedzieć, że od blisko ½ roku prowadził wspaniałą, usianą w kwiatach farmę o dźwięcznej nazwie Moon Flower (no i co, że się nie zmieści?!) W tej konkretnej chwili stał sobie przy Karen. A było to (jak wskazuje wyżej zamieszczony wierszyk) nad morzem. Była niedziela 29 Summer (lata) i dookoła świecił wesoło księżyc (hej, uwierzcie na słowo... wiem, że tego nie widać!). Karen nie odchodziła z niezbadanych przyczyn. No, Rasmus o dziwo nie miał jej ochoty zostawiać samej wśród morskiej topieli (mmmm...) Był w końcu dżentelmenem...
Stał tak przy niej i cieszył się każdą chwilą spędzoną w jej towarzystwie. Nagle dookoła pojaśniało.
-Oups, sorry, kotku, wiesz ale powinienem już spadać, bo zaraz...
Nie dane mu było dokończyć. Punkt godzina szósta rano (już poniedziałek) przeniosło go z powrotem na jego przytulną, kwiatową farmę...
-Arght!!!- darł się na siebie samego. Był totalnie i okropnie wściekły. Przenoszenie do domu o szóstej (szególeni, gdy był w takim toważystwie) było tym, czego nienawidził najbardziej pod słońcem!!!
Wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Potwornie mocne „trzask” bynajmniej nie nie staneło na wysokosci oczekiwań, raczej wkurzyło go jeszcze bardziej. Sprawiło, że z wściekłości nie trafił do psiej miseczki rybą o rozmiarze XXL (specjalnie złowiona nad morzem dla pieska, Kinolka)!!!
Głęboko oddychając policzył do dziesięciu i spróbował jeszcze raz (rybą L/ średnią tj.) Tym razem wyszło, co go nieco uspokoiło. Upojony zwycięstwem nad własnymi niepokornymi nerwami, poszedł nakarmic kurczaki. Dwa z nich (o dość dziwnych imionach Juzek i Ruzka), zachowywały się dośc dziwnie. Siedziały koło inkubatora i nie ruszały się. Chore, czy co??
Poszedł do nich, a one nieoczekiwanie zaczęły mówić do niego ludzkim głosem (a było to w dodatku rymowane):
Do Usia lecim, do Uśka!
Cóż to Usiek, nie znasz Józia?
(nie, najwyżej Juzka...)
A to siostra moja Rózia!!
A na oboim ramieniu
Jak u motylków skrzydełka!!
(Z wrażenia siadł na kamieniu,
U motylków?! Kurza mgiełka!!!)
Bo słuchajcie i zważcie u siebie,
Że według Bożego rozkazu,
Kto nie doznał goryczy ni razu,
Ten nigdy nie może być w niebie...
-Serio??? – zapytał z powątpiewaniem Rasmus. Usiu to musiał być on. Często mawiał bowiem do kurczaków: „no, słuchajcie wujka Usia, słuchajcie...” Ale ma mądre kurczaki, nie ma co... Ale zaraz... zastanowił się ponownie i zapytał kuraków- jesteście duchami?
Kurczęta jednakże milczłały, zawzięcie dziobiąc ziarno.
A potem jeszcze bardziej zadziwiły go swoimi umiejętnościami, odfruwając w siną dal z przytulnego, jak mu się dotąd wydawało, kurnika.
-Hmmmm? Chyba jestem chory- uśmiech rozjaśnił jego twarz. Karen przyjdzie mnie leczyć...- pomyślał z rozmarzeniem...
Nakarmił resztę kurczaków i poszedł pokopać w polu.
W ten upalny poniedziałek pracował coś do 3, gdy nagle usłyszał słowa z najsłodszych ust świata:
-Hi, Misiu!
Zachwycony i wzruszony podszedł do Karen i...
Ona mu z kosza daje maliny,
A on jej kwiatki do wianka,
Pewnie chłopakiem jest tej dziewczyny,
Pewnie to jego wybranka...
Słusznie, pomyślał, wybranka...
-Och, nie możesz się tak przepracowywać, masz!- i dała mu wielką malinę. -Dzięki!- powiedział, i mimo, że chciał zatrzymać na pamiątkę, zjadł ją, żeby nie robić jej przykrości...
Dał jej następnie wielki kwiatek i kilka mniejszych. Zachwycona dziewczyna uwiła sobie wianek i powiedziała:
-Wpadnę jeszcze do ciebie! Na razie pa!
-Pa- powiedział urzeczony.
Następne dwie godziny Rasmus spędził pod natchnieniem, pisząc wiersz o Karen, ale rozpaczliwie nie mógł znaleźć żadnego rymu do „piersi łabędzie” prócz „no, niech ci będzie”, lub, „jesteś w błędzie”, a obydwa nie bardzo mu pasowały. I nagle ku jego zdumieniu ponownie przyszła do niego Karen.
-Choc, Misiu, zabiorę cię na przechadzkę, co?
Och, jakie to milusie, pomyślał Rasmus, alias Misiu (czy tez Rasmisiu), zabierze mnie na przechadzkę!!! Na stówę będzie bajecznie!
Nagle jednak, nie wiadomo skąd przyszła mu na myśl bajka o Jasiu i Małgosi. Ale przecież Karen chce go zabrać tylko na przechadzkę, a jednak...
Zebrał małe kamyczki, z zamiarem późniejszego rzucenia ich na ścieżkę, którą będą szli. Zaciekawiona Karen z ciekawością spytała:
-po co to?
-Na szczęście...- odparł, rumieniąc się.
Dziewczyna uśmiechnęła się prześlicznie; wreszcie poszli. Rasmus, jak można się było spodziewać, tak zapatrzył się w Karen, że zapomniał rzucać kamieni na ścieżkę. Gdy sobie to uświadomił, pomyślał: „hej, zaufanie jest podstawą związku, tak, czy nie?”
Karen zaprowadził go nad jeziorko.
-Oooo... ładnie tu!- stwierdził zgodnie z prawdą.
Karen, nie odwracając się do niego zapytała:
-Kochasz mnie?
Pytanie bynajmniej nie zbiło go z tropu.
Chłopiec przyklęknął, chwycił w dłoń piasku,
Piekielne wzywał potęgi.
Klął się przy świętym księżyca blasku,
Lecz czy dochowa przysięgi???
-Dochowaj, Misiu, to moja rada,
bo kto przysięgę naruszy,
Ach, biada jemu, za życia biada,
I biada jego złej duszy.
To mówiąc Karen więcej nie czeka,
Wianek włożyła na głowę,
I pożegnawszy chłopca z daleka
Ucieka za dąbrowę.
-A jednak miałem racje, jeżeli chodzi o Małgosię i Jasia... Chyba jednak mnie nie kocha... teraz umrę w zapomnieniu...
Te i inne smętne myśli przebiegały Rasmusowi przez głowę. Siedział na brzegu jeziorka majdając nogami. Po niejakim czasie zgłodniał... Z tej więc przyczyny otworzył plecak i zaczął przeszukiwać go pod kątem czegoś do zjedzenia. Wkrótce znalazł zbawienną potrawę (jedyną, jaką w tej chwili miał), tj. jajko. Wyjął je drżącymi rękami... i . No, chyba jednak zbyt drżącymi rękami. Jajko wpadło do wody.
-O, ch...ra. O, ku..e. – i tym podobne rozległy się w borze. Gdy nagle...
Stoi nad wodą, wiatr klątwy niesie,
Błędnymi rzuca oczyma.
Znów wiatr zaszumiał po gęstym lesie,
Woda się burzy i wzdyma...
Burzy się, wzdyma, pękają tonie,
O, najdziwniejsze zjawiska!
Ponad srebrzyste jeziorka tonie,
Dziewicza piękność wytryska.
<<Daj się namówić, czułym wyrazem,
Pożuć wzdychania i żale,
Do mnie tu, do mnie, tu będziem razem
Po wodnym pląsać krysztale.>>
Podbiega Rasmus i staje w biegu,
I chciałby skoczyć, i nie chce:
Wtem modra fala prysnąwszy z brzegu,
Z lekka mu stopy załechce...
<<Chwileczkę, woła, ja jestem Misiem
Dla jednej tylko mej Karen!!!>>
I rzuca celnie jednym kamysiem,
Wierząc, że dla niej jest darem!
Nagle z otchłani zimnej jak lód
Wynurzy się Goddess głowa
<<Jednym tym słowem sprawiłeś cud!
Karen już do ślubu gotowa!!>>
„Co?”, zapytał Misiu zdziwiony.
Karen była piękna, kochana...
Od dawna pragnął takiej żony!
„Dlaczegóż jestem tak wywyższony?”
Złote mu włosy mignęły przed okiem
„Bo byłeś wierny, Misiu kochany!
Choć cię skropiła miłosnym sokiem!
Choć, Rasmusiu, pójdziemy w tany!!!”
Takiej imprezki nie widział świat od dobrych paru lat!!! (Po co te rymy??? Tak w prozie?!) I ja tam byłam, sok i oranżadę piłam.... I w ogóle było świetnie!!!
I wszystko byłoby okey, gdyby nie to, że Misiu odkrył dnia następnego, że na serio brakuje mu w kurniku tych dwóch kurczaków, od których się to wszystko zaczęło...
W tym ficu umieszczono fragmenty „Dziadów” i „Świtezianki” autorstwa A. Mickiewicza, którego uprzejmie upraszam do nie pociągania mnie do odpowiedzialności, jako, że złamałam tu zasadę o prawach autorskich.
:serce: :serce:
Luna, to jest świetne! Ja wiem, że mówiłam ci już wiele razy, że super piszesz, ale jeszcze raz powtórzę: Świetnie, wspaniale piszesz. Gratulacje. Czy dobrze się domyśliłam i czerpałaś natchnienie z niektórych naszych sobotnich zajęć?? I nawet wiele błędów nie ma!! Jestem zachwycona!! Oczywiście twoje dzieło odnosi się do HM 64 jak się domyśliłam. Jeszcze raz najszczersze wyrazy uznania.
Nie ważne, co inni powiedzą, moje uznanie masz na stówę!!!!!!
Dzięki, Iri... A teraz czekam z necierpliwością na komenty od osób obiektywnych ... Tylko, jak was prosze niech ktos to przeczyta jeszcze prucz Iri, co?? Wiem, że jest to niewyobrażalnie długie, ale... no, gdzie wasze miłosierdzie!!??
Wszystkim, któży podejmą się przeczytania mojego fica (i skomentowania go...) z góry dziękuję.
PS. Błędów jest mało, bo pisałam w Wordzie (i bez przerwy miałam coś podkreślone...)
Ja sobie pozwolę(z braku czasu) na nieco okrojony komentarz.No więc:
1.Jest super.
2.Jeśli masz wątpliwości patrz wyżej.
3.Ponadto(co moim zdaniem z moich ust ,klawiatury,jak wolicie jest wieeeelkim +)uważam,że ty Luna i Maggie wraz z nielicznymi wyjątkami robicie jedne z lepszych Fanficków.
Tylko tak dalej!!!
____________________
Płomienie strzelą znów z ogniska,
mrok rozświetlą błyskawice,
złamany miecz swą moc odzyska,
król tułacz wróci na stolicę.
Dzięki Tomek. :serce: Myślę, że zmotywowałeś mnie do działania i napiszę może coś jeszcze. Będę się wzorować na Lunie i przerzucę się na przerabianie cudzych dzieł. Ale musicie mi dać trochę czasu...
hej nie zapominajcie o mnie, w końcu ja też jestem jednym z czterech muszkieterów ( może bardziej przyziemnym no ale tak to już jest :cry: )
Lunuś naprawdę super ci to wyszło, no ale pisanie zawsze ci dobrze wychodzi, proponuję abyś opublikowała swoją książkę w odcinkach, a potem pamiętnik Alicji o smokach (coś na ten konkurs wysyłała- napewno wygrasz) napewno każdy z ochotą poczyta se twoje inne dzieła.
____________________
Kochać bez reszty to tracić siebie, żeby odnaleść się bogatszym...
Hej, dzięki wam wszystkim. Jestem naprawdę wzruszona... :cry: :cry:
I przedewszystkim, chciałabym podziękować moim rodzicą i... No, dobra, dość tej komedii... A, skoro wam się tak podoba, zabiorę się za pisanie drugiej części (nawet mam już pomysł... Element początkowy- utwór "dziady")... No, ale nic więcej nie powiem, no, to pa :aniol: :aniol:
Baza startowa: - 10/10
Let's play...
Na starcie - praw autorskich nie naruszyłaś, ale nic trudnego obrabiać książkę, a zwłaszcza pare
- 3 pkt
Na początku nawiasy strasznie wybiajjące z fabuły
- 2 pkt
Pisane totalnie na HMie trzymając jego wsyzstkie zasady (totalny surrealizm, ale taki nieznośny ;P)
-3 pkt
No to teraz parę zalet :]
podobało mi się nawet
+ 1 pkt
czytało się przyjemnie (gdyby nie wkurzające nawiasy na początku to było by +2)
+ 1 pkt
Wierszyki nienajgorsze
+2 pkt
To by było na tyle, ale uważam że twoja praca zasługuje jeszcze na mały + w związku z tym że niezauważyłem rażących, ani ten tego błędów ortograficznych i że wykazałaś się znajomością pióra naszego leszcza (jak ja kocham to mówiź XD) narodowego.
moja ocena:
6/10
całkiem całkeim, ale pomysł oklepany.
Choć i tak byłem za miły
Eeee... dzięki? No, dzięki. Co masz przeciwko moim nawiasom? Ja je strasznie lubie! Wiesz co? Mojej książki byś nie przeczytał chyba za nic w świecie... Tam nawiasy są totalnie bez przerwy! I tak w ogóle to i tak nie maja większego znaczenia dla fabuły, ale ja je po prostu uwielbiam!!! Wiesz, muszę cię zmartwić... Totalnie rażących błędów nie było, bo pisałam w Wordzie... I skopiowałam. Bo tak na codzień, to jestem dysortografem...
I dorbze że w wordzie, każdy ma prawo popełniać błędy, ale wkurzają mnie lduzie któzy wsyzstko robią na sucho.
Co do nawiasów- umiejętne nawiasy może i tak, ale nieuiejętne całkowicie mogą wybić czytelnika z rytmu ;P
Mnie się to tam podoba Pisz drugą część, no bo jak narazie idzie ci nieźle Iiii.. Ten.. U mnie błędy są baaaaardzo wyraźne, więc nie jest aż tak źle Boże O.o Mowię to tak jakby to opowiadanie było takie sobie O.o Uwiodło mnie ono, dla uwieterzylnienia mojego ee... Zdania D (niekiedy piszę bez sensu, więc musiscie się zacząć przyzwyczajać ) ;)
Mnie się to tam podoba Pisz drugą część, no bo jak narazie idzie ci nieźle Iiii.. Ten.. U mnie błędy są baaaaardzo wyraźne, więc nie jest aż tak źle Boże O.o Mowię to tak jakby to opowiadanie było takie sobie O.o Uwiodło mnie ono, dla uwieterzylnienia mojego ee... Zdania D (niekiedy piszę bez sensu, więc musiscie się zacząć przyzwyczajać ) ;)
Skoro jej post był napisany pod koniec maja to raczej nie dokończy hh:
A skąd wiesz? "Wszytsko się może zdarzyć..." P Może teraz jej się zachce pisac, hm? hm? :king: Widzisz... Bo może se zrobiła taką przerwę? Jestem zafascynowana tak tym... FF że domagam się jako twoja fanka najstępnej części