Dawno temu powstało opowiadanie o plemionach. Stricte związane z grą, a wiec nierealistyczne i żałosne. Eerion zjechał je i wywiązała się dyskusja.
Jak napisać opowiadanie z plemion? Obiecałem, że podejmę się tego wyzwania, ale temat zaginął w mrokach dziejów.
Dwa tygodnie temu rozmawiałem z jednym z moich starych znajomych z ś1. Razem tworzyliśmy tam małe (niecałę 20 osób) ale bardzo silne lokalne plemię. Stoczyliśmy niesamowitą wojnę z jednym z największych sojuszy na swiecie i ogólnie bardzo mile wszyscy wspominamy te czasy.
- Dlaczego nikt tego nie spisywał? - powiedział mój znajomy. Wtedy w głowie pojawił mi się pomysł. I choć sporo czasu minęło, to pamiętam wiele z tamtych walk. Tak więc powstał pomysł na stworzenie "plemiennego opowiadania".
Będę dawał tylko prawdziwe imiona (przez co naszych przeciwników będzie odrobinę mniej, bo było ich masa i nie spamiętałem wszystkich. No i niektórzy będą brzmieć śmiesznie, ale co tam). Nazwy wiosek - jakie pamiętam, resztę wymyślę.
To by było na tyle wstępu.
Have fun & comment!
Z czasem oczywiście będę dawał następne części
Równinę pokrył mglisty płaszcz, jakby chcąc ukryć coś przed światem. I tylko czubki najwyższych drzew wystawały ponad zasłonę, wyglądając niczym wyspy rozrzucone po szarym morzu.
- Czasem zastanawiam się czy dobrze wybraliśmy. Czy gdzieś nie popełniliśmy przypadkiem strasznego błędu. - powiedział Piantki spoglądając w dal, jakby chciał przeniknąć wzrokiem mgłę.
- Zrobiliśmy, co uważaliśmy za słuszne. Byliśmy i nadal jesteśmy z siebie dumni. Czyż nie to było wtedy najważniejsze? - Odparł Eerion. Po chwili dodał - Będzie mi brakować tego wszystkiego. Ale jestem szczęśliwy i zadowolony z obranej drogi. Nie wyobrażam sobie, że moglibyśmy pozwolić im ją zabrać. Cóż by wtedy znaczyły nasze słowa, nasze czyny, gdybyśmy nie poświęcili wszystkiego dla tego, w co wierzymy.
- Mówisz jak nawiedzony, a mimo to... Chyba masz rację.
Odwrócili się. Niedaleko za nimi stało kilkanaście osób. Stara Gwardia, jak sami siebie nazywali.
- Przyszliście, by nas poprowadzić?
Jeden ze stojących skinął głową. Rozpoznali w nim Bozo. Człowieka, który rozpoczął to wszystko. Delikatnie się uśmiechał. Zupełnie jak kilka lat temu na polu bitwy.
Ze stojących w pierwszym rzędzie ludzi rozpoznali jeszcze Wkseka, Hegemona, Jakuba, Koksika no i Fnord, będącą powodem tamtej wojny. Z tyłu wystawała bujna czupryna Lukiluka. Ale wiedzieli, że są tutaj wszyscy. Przecież byli jednością. Niesamowitym istnieniem zwanym Czarnym Słońcem.
Spojrzeli z powrotem na mgłę...
***
Słońce znajdowało się w zenicie. Ulice wewnątrz murów miejskich tętniły życiem. Żebracy i bogacze, kupcy i kupujący. Wszyscy prowadzili swój spokojny codzienny żywot, z dala od zgiełku bitew oraz nieustannych potyczek. Wprawdzie słyszeli o wojnie, lecz działa się ona daleko na północy, zatem nie było czym się przejmować. Nie wiedzieli jednak, że za murami cytadeli odbywały się obrady, których wynik mógł zamienić te spokojne krainy w pole bitwy. Kto wie co by teraz robili? Być może ich życie potoczyłoby się wtedy inaczej.
Baszta, znajdująca się na obrzeżach cytadeli, została przerobiona na salę obrad. W bezpiecznym miejscu nie można było pozwolić sobie na rozmach, lecz mimo to wnętrze prezentowało się niesamowicie. Zupełnie jakby brak przestrzeni został zastąpiony przepychem. Pozłacane trony tworzyły półksiężyc. Zasiadali na nich wybrani spośród władców sojuszu, aby decydować o losie imperium. Właśnie w tym momencie ważyła się jego przyszłość.
- To nie może dłużej tak wyglądać! Dlaczego pozwalacie na takie zachowania? - Eerion krzyczał, stojąc przed radą. - Dlaczego nie możecie uszanować czyjegoś zdania na ten temat?
- Ta władczyni nie podpisała z nami sojuszu. Nie złożyła nam nawet hołdu czy obietnicy zostania lennikiem. - orzekł przywódca rady, siedząc na pozłacanym tronie. - Poza tym, jej ziemie można objechać konno w ciągu jednego dnia. Nie jest godna bycia członkinią Hooligans.
- Zatem tego wymagacie? By wszyscy uklękli, pocałowali was w zady i płacili trybut tylko za to, że istnieją?
- Jesteś tu nowy, a używasz słów, których bałby się użyć wieloletni członek Najwyższej Rady. Panuj nad sobą, albo dosięgnie cię kara.
- Powiedz mi, dlaczego mam was szanować? Postępujecie według jakiegoś chorego kodeksu! Oszukaliście nas obiecując, że w radzie przy moim boku będą mogły zasiąść jeszcze dwie osoby. A nie ma tu nikogo! Mieliśmy razem stworzyć nową potęgę. A tymczasem to wasze sztandary powiewają na naszych basztach, zaś moi ludzie są traktowani jako wasze uzupełnienie! - Eerion wykrzyczał ostatnie słowa zaciskając pięści ze zdenerwowania.
- Zostaliście członkami Wielkiego Paktu, na którego zebraniach macie wysłanników. Sam reprezentujesz swoich ludzi na naszych zebraniach. Jesteś otoczony przez przyjaciół i jeszcze ci coś przeszkadza? Zapewniliśmy przyszłość i niezmienną pozycję najpotężniejszej koalicji naszego kontynentu. A co ty robisz w podzięce? Tylko plujesz na nas!
Eerion spojrzał na niego wzrokiem przepełnionym nienawiścią. Mełł przekleństwa w ustach.
- Zatkało? Czy to dlatego, że powiedziałem prawdę?
- Nie, Khaain. To dlatego, że uważacie się za niezwyciężonych, czy nawet Bogów. Dlaczego niby potrzebowaliście fuzji? Wasze granice na północy są zżerane przez postępujący Legion oraz innych wrogów, których długo by tu wymieniać. Powinniście się bać obecnej sytuacji, ale wy jesteście zbyt puści by to rozumieć obecną sytuację. Banda żałosnych idiotów! Do tego podnosicie swoje morale atakując słabszych i uznając to za wielki wyczyn.
- Dość tego! Masz natychmiast się uspokoić oraz ukorzyć i odszczekać swoje plugastwa, albo nasze połączenie zostanie uznane za nieważne!
- I dobrze. Będąc z hienami tylko by mnie w taką zamieniło.
- Zniszczymy cię, kupo ścierwa! - Khaain stracił nad sobą panowanie - A następnie pokażemy twoją głowę wszystkim, których podbijemy! Żeby wiedzieli kogo nienawidzić. Kto sprowadził na nich głód i niewolę!
- A ja wam powiem jedno. Nie będę tym, kto pierwszy zaatakuje. Ale jeśli ruszycie Fnord... Rozerwiemy was na strzępy...
***
Promienie słońca wpadały do, bogato ozdobionej, sali poprzez szklane sklepienie. Przeźroczysta kopuła, zbudowana z tafel szkła połączonych srebrnymi spoiwami kosztowała fortunę. Ale dzięki temu sala ta jest znana nawet poza granicami państwa. Aether Fanum. Sanktuarium Niebios, bo tak została nazwana. Sala tronowa przywódcy sojuszu Black Sun.
- Panie! Nieprzyjaciel został pokonany! Wsparcie dotarło na czas. - Meldował goniec, równocześnie walcząc o odzyskanie oddechu - Oflankowaliśmy wroga. Oblężenie zostało przerwane! Wróg wycofuje się do granicy.
- Będzie trzeba pogratulować Bozowi trafnej decyzji. - odrzekł Eerion. - Zanim jednak udasz się na spoczynek, muszę zadać ci parę pytań. Kto jeszcze otrzymał tę wiadomość?
- Lord wysłał ją do wszystkich możnowładców, lecz nie wiem kto już ją otrzymał.
- Kiedy minąłeś nasze wojska i gdzie się wtedy znajdowały?
- Obozowały niedaleko Aeris Sanctum. A działo się to trzy dni temu. Za dwa dni powinni osiągnąć twierdzę.
- Dobrze. Czy w momencie oblężenia byłeś w mieście?
- Tak panie.
- Wiec odpocznij dzisiaj. Jutro zdasz nam dokładny raport o stanie obrony. Za kilka dni zaś wyślę cię do lorda Bozo. Z wiadomością ode mnie.
- Tak panie.
- Jesteś wolny.
Posłaniec wstał z klęczek i nie podnosząc wzroku, tyłem udał się do wyjścia. Gdy zniknął, a drzwi za nim zostały zamknięte, Eerion głęboko odetchnął. Udawanie wiecznie opanowanego człowieka było niezmiernie ciężkie. Jednak dawało podwładnym pewność, że ich pan niczego nie robi pochopnie. A ta wiara była potęgą.
Mężczyzna spojrzał poprzez szklane sklepienie na niebo. Było cudownie bezchmurne. Słońce przyjemnie ogrzewało skórę. Do głowy napłynęły wspomnienia dawnych dni. Gdy jako chłopiec o tej porze roku leżał całymi dniami pod jakimś drzewem i rozkoszował się spokojnym życiem. Ile lat upłynęło od tamtego momentu? Piętnaście? Dwadzieścia? I choć obecne życie w luksusie pod wieloma względami jest lepsze, to mimo wszystko... Spokój i beztroska... Nie tego się nie dawało porównać. Te uczucia pozwalały na spokojne, szczęśliwe życie. A to było najważniejsze.
- Panie? - głos posłańca przerwał rozmyślenia.
- Czego? - Nuta niezadowolenia w głosie Eeriona sprawiła, że sługa skulił się w sobie, prawie słysząc świst batoga.
- Panie mój. Melduję, że Bozo zdobył Mernich należące do Olivera z Toyi.
- Co? - Bezgraniczne zdumienie wykwitło na twarzy monarchy. - Ale przecież... Nie było nawet oblężenia, nie było niczego! Jak on to zrobił?
- Armia lorda Bozo była w trakcie pogoni za wycofującym się nieprzyjacielem, gdy przekroczyli granicę. Zwiadowcy donieśli, że armia Olivera z jednego z pobliskich fortów miała uderzyć na nas od boku. Następnie do walki dołączyłyby się armie uciekające, które zostały powiadomione o tym manewrze. Ostatecznie chcieli dokonać podobnego oskrzydlenia, którego wróg doświadczył podczas oblężenia twierdzy należącej do Lady Fnord.
Torturować rozkażę tamtego posłańca, jeśli okaże się, że wiedział on o tej pogoni - pomyślał Eerion
- Gdy generał dowodzący naszą armią dowiedział się o opuszczeniu twierdzy przez wroga - kontynuował sługa - nakazał rozproszenie armii. Następnie, korzystając z zamętu, jaki dział się w mieście z powodu nowej wojny, wprowadził wraz z uciekinierami drobną część wojsk i zdobył kontrolę nad bramą. Co jakiś czas napływały do miasta kolejne oddziały, które dołączały się do postępującej pacyfikacji. Gdy na horyzoncie ukazał się powracający wróg, miasto było pod naszą kontrolą. I wtedy prawie pokrzyżowane zostały nasze szyki. Myśleliśmy, że obie armie będą stacjonować poza miastem, by zachować gotowość bojową. Jednak nasz wróg uznał, że należy schronić się bezpiecznie za murami. Wojska Boza nie były przygotowane do walki w mieście, ale dzięki geniuszowi taktycznemu naszego generała, wróg został odparty.
- W jaki sposób? - Lord nie ukrywał już podniecenia. Przecież to było niemożliwe, dlatego Eerion dał się ponieść nurtowi emocji
- Najcięższe oddziały do walki wręcz zostały ustawione przy murach, by uderzyć i zgnieść wchodzące czoło wrogiej armii. Zaś na murach przyczaili się łucznicy oraz lekka piechota na stanowiskach z wrzącą smołą. Gdy tylko wojska nieprzyjaciela wkroczyły do miasta, uderzyliśmy na nich z całą siłą. W chaosie nieprzyjaciele sami się tratowali. Nasi łucznicy nie musieli nawet celować. Nie wiem ilu dokładnie wrogów padło podczas tego starcia, gdyż ledwie wrzawa bitewna opadła, zostałem wysłany do ciebie panie. Odjeżdżając tylko widziałem pobojowisko, na którym liczba zwłok była przerażająca.
W głowie Eeriona kłębiły się dziesiątki myśli. Mernich zdobyte? Toż to całkowicie zmieniało rozkład sił! Teraz mogli swobodnie urządzać akcję w głąb terytorium Toyi, lub uderzyć na zachód i wedrzeć się w Hools! Przeciwnikowi został zadany bolesny cios! Co mógł teraz zrobić? Jak zadać im jak najwięcej strat i rozproszyć ich armię? Napaść na Itchena czy Branda z Toyi? A może jednak Hools? Ziemie Khaaina były zaledwie parę dni drogi stamtąd. Można by było dać mu nauczkę. Nie - skarcił się w myślach. To nie jest teraz tak ważne. Khaain ucierpi później.
Dopiero po chwili Eerion zdał sobie sprawę, że posłaniec dalej znajduje się parę kroków dalej.
- Powiedz mi jeszcze jedno - odrzekł, jednocześnie karcąc się w myślach, że zapomniał o nim i pozwolił mu ujrzeć siebie tak rozgorączkowanego - Czy wiesz już, jak Bozo nazwie swoją nową twierdzę?
- Klasztor Słońca panie.
Słońce... Tak. Ta nazwa pasowała idealnie.
no, no, no... Nie umiem oceniać prac, ale moim skromnym zdaniem bardzo fajne jakbyś się uparł to spokojnie byś jakąś dobrą książkę napisał ;)
W krytyce to cię chyba nikt nie pobije (^^) więc nawet nie będę próbować. A i tak trudno by cokolwiek znaleźć jedynie kilka błędów interpunkcyjnych, ale to przecierz nie ważne - liczy się zawartość (przynajmniej dla mnie)