Tak jakoś mi się wymyśliło. Dałem do szkolnej gazetki - jutro to zamieszczają. Ładne?
Pamiętam tylko, że było mi smutno. Poszedłem pospacerować na łąkę. Od razu poczułem się beztrosko. Po dłuższej wędrówce rzuciłem się na trawę by poleżeć, odpocząć i popatrzeć w chmury. Jednak moją uwagę przyciągnął jakiś błysk dobywający się z pobliskiego drzewa. Postanowiłem to zbadać… Uśmiechnięty, czując zbliżającą się przygodę, poszedłem w kierunku tajemniczego drzewa. Był to piękny jesion, ale nie on przyciągnął moją uwagę. Na drzewie wisiało… lustro! Piękne, zdobione i duże lustro! Zdziwił mnie ten widok, ale jeszcze bardziej zdziwił mnie fakt, że nie widziałem w nim swojego odbicia. Zafascynowany postanowiłem dotknąć lustra – a może jest jakieś zaczarowane? Położyłem na nim dłoń – nic się nie działo. Po chwili jednak wszystko zaczęło się kręcić i rozmazywać. Potem widziałem już tylko czerń…
Gdy się zbudziłem leżałem pod tym samym jesionem, ale wszystko było jakieś inne, barwniejsze. Wstając zauważyłem, że obok mnie siedzi jakaś dziewczyna. Patrzyła na mnie i uśmiechała się. W jej uśmiechu nie sposób się było nie zakochać – był taki cudny! Zapytałem kim jest, ale ona nic nie odpowiedziała. Nie przestając się uśmiechać chwyciła mnie za rękę i zaczęła gdzieś prowadzić, a ja nie byłem w stanie się jej oprzeć - czułem od niej takie ciepło, że szedłem za nią potulnie jak baranek. Po niedługim czasie tego niemego spaceru trafiliśmy do jakiegoś tajemniczego i zapomnianego ogrodu. Tam przystanęła, odwróciła się i popatrzyła na mnie, po czym wtuliła się tak ciepło. Zamknąłem oczy - tak bardzo wtedy chciałem, by ta chwila trwała wiecznie… Jednak uścisk zwolnił się. Znów poczułem jej miękką dłoń w swojej i gdzieś byłem ciągnięty. Po drodze minąłem wiele mistycznych posągów, tajemniczych drzew i fantazyjnie przyciętych krzewów. Zafascynowany, nawet nie spostrzegłem, że znaleźliśmy się na drewnianym mostku. Tu znów przystanęła. Nie bacząc na nic usiadła na krawędzi mostku wymachując radośnie zwisającymi nogami. Miała przymknięte powieki, wsłuchiwała się w muzykę natury. Wyglądała tak pięknie… Usiadłem obok Niej. Siedzieliśmy wtuleni patrząc jak spokojnie i nieustannie płynie woda w strumieniu odbijając się od kamieni. Nasunęły mi się na myśl nasze życia – też tak wytrwale i nieustannie płyniemy ku niezbadanemu celowi obijając się często o kamienie… Tak bardzo chciałem by wyszeptała mi cos do ucha, jednak ona ciągle milczała… Po dłuższej chwili wstała, popatrzyła na mnie, zawadiacko się uśmiechnęła i przywoływała mnie palcem, zachęcając, bym wstał. Gdy to zrobiłem, ta przybliżyła się do mnie, dała całusa w policzek i zaczęła uciekać. Nie wiele myśląc zacząłem biec za nią. Ganialiśmy się beztrosko pośród posągów i krzewów, aż wreszcie padliśmy zmęczeni na trawę. Położyłem głowę na jej brzuchu i sennie wpatrywaliśmy się w chmury szukając takiej, któryby przypominała serce. Było nam tak miło i błogo… Wkrótce zasnęliśmy…
Gdy otworzyłem oczy była już noc. Początkowo myślałem, że to, co się działo to był tylko sen, ale po chwili usłyszałem czyjś miarowy oddech – jednak Ona snem nie była. Tak bardzo się ucieszyłem z tego powodu… Nie chciałem jej budzić, więc po prostu usiadłem obok. Wsłuchiwałem się w jej oddech, który był dla mnie niczym muzyka i patrzyłem na twarzyczkę, które była dla mnie piękniejsza niż niejedno dzieło Michała Anioła. Popatrzyłem na lekko rozchylone usta, po czym złożyłem na nich pocałunek. W tej samej chwili się obudziła. Przeciągnęła się leniwie patrząc na mnie błogo. Nie mogłem przestać się nią zachwycać… Przez chwilę zastanawiałem się skąd ta cała sytuacja i jak właściwie się tu znalazłem, ale odurzony chwilą szybko przestałem o tym myśleć… Nagle zaczął padać deszcz. Kocham jak pada… Ona chyba też kochała. To był taki prawdziwy ciepły, letni deszcz. Zamiast skryć się gdzieś staliśmy naprzeciwko siebie patrząc sobie o oczy. Patrzyłem jak wskutek przemoknięcia jej grzywka powoli stawała się cięższa, po czym niezdarnie opadła jej na czoło. Odgarnąłem jej włosy z czoła i wytarłem cieknącą po jej skroni strużkę wody. Uśmiechnęliśmy się do siebie radośnie. Zaczęła zbliżać swe usta do moich, gdy nagle zerwał się potężny wiatr. Był tak silny, że porwał nas do góry. Szybko chwyciliśmy się za ręce, ale wiatr był silniejszy. Targnął nami w przeciwne strony. Zdążyłem jeszcze zobaczyć jej tęskne oczy, gdy po chwili uderzyłem tyłem głowy w jakiś posąg.
Gdy odzyskałem przytomność był dzień, a ja znów znajdowałem się pod znanym mi jesionem. Szybko wstałem licząc na to, że za chwilę dotknę lustra i znów będę przy niej, ale lustra już tam nie było… Poczułem ogromny smutek, ale obiecałem sobie, że i tak Ją kiedyś odnajdę………
*snifflez* ta story przypomina mi swym smutnym endingiem jeden mój sen kiedy sie okazało że nad-rasa kosmitów wybijała normalnych kosmitów za to że im żłóbek familjarów zniszczyli przypadkiem :< a ja musiałam bc mediatorką... i byłam stronnicza wobec nad-kosmitów bo lepiej umieli grać w scrabble i za to normalni kosmici zniszczyli naszą Ziemię :< to był bardzo smutny sen...
Nom niezłe B) ale wćiąż nie rozumiem jak wam sie chce to pisać rozumiem po co się pisze poradnik
do gry ale nierozumiem te opowiadania
Bo widzisz,ja nie rozumiem po co pisać poradniki (do wszystkiego lubie dochodzić sam ) a opowiadania rozumiem (bo miło poczytać coś ciekawego i dać innym coś takiego).A to opowiadanie jak cała twórczość Blounta-fenomenalne ;p