Wysłany: 24 Wrz 05 09:04 • Temat postu: VooDoo Island
Był wieczór. Na plaży nie było nikogo oprócz jakiegoś chłopaka, który wpatrywał się tęsknie w czerwień zachodzącego słońca nad morzem. Kochał przychodzić tu co wieczór i rozmyślać na tym molo...
Był szczupły. Wiatr rozwiewał jego ciemne włosy i smagał chude policzki. W oczach widać było nieustanny niepokój, lecz teraz czuł się bezpiecznie. Ubrany był w starą siwą koszulkę i połatane jeansy. Buty zaś choć stare był starannie pocerowane jakby był dla niego jakimś wielkim skarbem...
W pewnej chwili spostrzegł, że do brzegu dobiłą jakaś butelka a w niej jakas kartka. Szybko ją wydobył i otworzył zawiniętą kartkę.
W środku było napisane wielkie S.O.S. a poniżej nagryzmolona jakaś mapka ze współrzędnymi - pewnie do wyspy rozbitka - pomyślał chłopak. Niewiele myślac skierował się do najbliższego statku, który cumował w pobliskim porcie.
Nigdy nie był w kajucie kapitańskiej więc gdy tam się znalazł to oniemiał - Cały pokój był oświetlany przez wielkie okno, które było umiejscowione w tyle statku tak, że było widać spienione fale robione przez statek, pewnie pięknie to wyglądało, ale teraz statek cumował w porcie i chłopak nie miał okazji tego zobaczyć. Tuż przy oknie była ogromna komoda pięknie zdobiona, która sprawowała rolę biurka. Na niej było pełno róznych map i papierów, a na nich różne przyrządy do pomiarów typu kompas, sekstans, były również lnijk, kątomierze i cyrkiel o dwóch ostrzach do odmierzania równych odcinków. Po drugiej stronie obok map leżał też jakis zeszyt - prawdopodobnie dziennik pokładowy. W dalszej części kajuty stały rózne egzotyczne rzeźby - prawdopodobnie pamiątki z poprzednich rejsów, a na środku rozpostarty był duży, piękny perski dywan.
Stary, brodaty kapitan, który na pierwszy rzut oka wyglądał na bardzo doswiadczonego najpierw zmierzył surowym wzrokiem chłopaka, a potem zapytał:
- Co cię do mnie sprowadza chłopcze?
- Na brzegu morza znalazłem jakąś butelkę z tą kartką - niech pan się jej przyjży - odparł chłopak i przekazał kartkę kapitanowi.
Kapitam uważnie zaczął studiować mapkę i po chwili podszedł do swego biurka i zaczął porównywać mapki. Po chwili zwołał chłopaka, wskazał na jakaś wyspę na swojej mapie i powiedział:
- Współrzędne wskazują na tą maleńką wysepkę na północy. Jak widzisz jest ona daleko od nas, ale traf chciał, że akurat trasa naszego rejsu przecina sie z tą wysepką. Sprawdzimy więc tę wysepkę. Dobrze się spisałeś synu - możesz odejść.
Chłopak rozejżał się jeszcze chwilę po kajucie i skierował sie do drzwi. Już naciśkał klamkę gdy kapitan zawołał:
- Czekaj synu - mam do ciebie propozycję!
Chłopak tylko na to czekał. Odwrócił się i powiedział:
- Zamieniam się w słuch!
- Właśnie sobie przypomniałem, że brakuje nam chłopca pokładowego na statku - interesowałaby cię ta posada?
- Ależ oczywiście Panie Kapitanie - odparł radośnie chłopak...
- A tak w ogóle to jak masz na imię synu?
- Karol panie kapitanie...
Tymczasem gdzieś dalej toczyła się interesująca rozmowa:
- Ależ panienko - nie możesz odpłynąć stąd! Musisz tu zostać! Tu czeka na ciebie sir Lorenzo! Ma wobec panienki szczere plany...
- Nie zamierzam się oddawać jakeimuś staremu grzybowi! Zresztą nie szukam miłości! Chcę jechać do ameryki i tam pojadę!
- Ależ czemu ci tak śpieszno do niej panienko?!
- Bo tam moje miejsce - wśród luksusu i wygody!
- Ależ Julio...
- Milcz - jade i już!
Kłótnia toczyłą sie nadal, ale dalej nie było nic ciekawego. Skupmy się na rozmawiających. Dziewczyna była młoda. Wiek około szesnastu lat. Była szupła, zdabana. Twarz miała piękną, lica gładkie, a w jej zielonych oczach można było widzieć cały świat... Jej długie, piękne blond loki były spięte u tyłu co dodawało jej kobiecości. Ubrana była w kosztowną suknię z czego można było wywnioskować, że była kimś ważnym i bogatym. Cała postawa, ubiór i wygląd robił z niej piękną kobietę, ale to piękno wydawało się sztuczne...
Sługa zaś był człowiekiem już starszego wieku. Ubrany był skromnie, ale zadbanie. Na skroniach widać już było siwiznę, choć jego długie wąsy nadał były czarne. W oczach widniała powaga, oraz zatroskanie... Jakby wiecznie sie o coś martwił. Tymczasem rozmowa nabrałą rozpędu:
- Panienko - jeżeli się nie uspokoisz i nie zostaniesz na miejscu to wezwe tu twoich rodziców!
- A wzywaj ich Remigiuszu! Zanim oni sie tu pojawią to mnie już nie będzie!
Po czym porwała leżacą w kącie walizkę, popchnęła Sługę w strone ściany i wybiegłą trzaskając drzwiami.
Po chwili znalazła się na ulicy. Była już noc. Wokół panował straszny ziąb. Dziewczyna postanowiła się gdzieś skryć przed zimnem.
- Ale gdzie, skoro wszyscy mnie tu znają? - pomyślała...
Zaczęłą isć przed siebie - byle nie marznąć. W drodze zaczęłą żałować tego co zrobiłą, ale miała już dość tego wszystkiego. Za wszystko decydują rodzice - nawet o tym z kim ma się ożenić. Tak dłużej być nie mogło! Musiałą uciekać i... stać się nezależna... Nie spostrzegła gdy znalazła sie na molo. Zauważyła, że jeden statek kierował się do odpłynięcia z portu
- Jest szansa na ucieczkę! - pomyślała i skierowałą się w jego stronę.
- Dokąd to panienko? - zapytali marynaże
- Chcę się widzieć z kapitanem
- Niestety nie można - właśnie odpływamy
- TO powinno chyba wystarczyć - powiedziałą i rzuciła plik banknotów. Po chwili byłą już w kajucie kapitana. W tej samej, w które parę minut wcześniej był nasz młody marzyciel
- Co pani tu robi?! - zapytał srogo kapitan
- Ja mam bardzo ważną sprawę! Muszę stąd jak najszybciej dotrzeć do mojej chorej matki, która jest w ameryce. Proszę mnie zabrać ze sobą - sowicie zapłacę! - Tak bardzo jeszcze nigdy nie nakłąmała, ale była zdesperowana. Nastałą chwila ciszy. Dziewczyna zaczęła przyglądać się z wyczekiwaniem na kapitana. Ten chwilę pomyślał po czym odparł z uśmiechem:
- W zasadzie to to nie jest statek pasażerski, ale powinno się dla pani znaleźć jakieś miejsce...
- Oh jak bardzo się cieszę! Dziękuję panu z całego serca! - Krzyczałą dziewczyna.
Chwilę jeszcze porozmawiali sprawach podróży po czym kapitan zaprowadził ją do jej kajuty.
Następnego ranka Karola obudziło kołysanie i szum fal
- Gdzie ja jestem? - pomyślał, ale po chwili zrozumiał, że jest zatrudniony na statku i że zaraz czeka go praca. Wstał, ubrał się i wyszedł na pokład. Był jeszcze świt. Na pokładzie nie było prawie nikogo. Nagle zauważył przy rufie statku jakas dziewczynę. I to w jego wieku! Tak - to była nasza Julia, która uciekła przed światem na tym statku!
- Co taka dziewczyna może tu robić? - zaciekawił się, ale nie miał odwagi podejść. Po chwili ta jednak odwróciła się i ujżał najpiękniejszą dziewczynę jaką kiedykolwiek widział na świecie. Miała anielski uśmiech i śliczne zielone oczka. Włosy były koloru słońca, a po bokach miała dwa warkoczyki, które dodawały jej zabawnego uroku. Ubrana była w koszulkę oraz w szorty, które odsłaniały piękne, opalone nogi. Stałtak jeszcze chwilę oniemiały, aż nagle usłyszał jej śmiech a po chwili pytanie :
- To na statkach też są żebracy?
Popatrzył na siebie - raczej się nie prezentował w wytartych jeansach i podartych butach. Zaczerwienił się mocno, po czym oddalił by wyczyścić pokład. Podczasz szorowania był przepełniony smutkiem i żalem:
- Czemu ja jestem nikim? Tak bardzo bym chciał być kimś ważnym, a nigdy mi sie nie udaje... Czy zawsze tak byś musi, że inni mogą z ciebie szydzić, a ty nic nie możesz bo jesteś nikim? Czemu na świecie jest tyle zła?
Smutek ten jednak szybko przerodziłsie w złość i rządzę zemsty, a zaraz potem w bezsilność, bo nie wiedział jak jej się odgryźć.
Następne dni upływały szybko i spokojnie. On pracował na statku, a wieczorami wdrapywał się na maszt i wpatrywał w niebo. Ona zaś codziennie przyglądała się jak inni pracują, albo spędzała czas przy czytaniu. Jeden dzień miałbyć jednak inny od innych. Już od rana zamierzało sie na burzę. Starsi marynarze gadali, że będzie w nocy sztorm, ale Karol nie dawał temu wiary. Koło wieczora morze zaczęło się robić wzbużone. Karol został wybrany do sprawowania warty na pokładzie. Miał odbyć chrzest bojowy. Bardzo się bał, ale nie dawał tego po sobie znać.
Nadeszła noc. Julia już spała, gdy nagle zbudziły ja okropne krzyki. Coś sie działo na pokładzie! Ubrała sie w pośpiechu i poszłą zobaczyć co się stało. Na zewnątrz panowała okropna burza, a pokład był stale wymywany przez fale. Wkoło ogólny zgiełk i rwetes. Nagle statkiem coś drgneło i dziewczyna upadła na ziemię. Po chwili zostałą uniesiona przez falę. Zaczęła krzyczeć ratunku, ale nikt jej nie słyszał. Czuła się okropnie - jakby opuszczona przez cały świat. Nagla poczuła, że ktoś chwycił ją za rękę i mocno trzymał, ale to nic nie dało - wpadła do morza wraz ze swoim wybawcą. Poczuła okropne zimno i ogłuszenie przez wodę. Tonęła. Jednak po chwili poczuła, że ten ktoś kto trzymał ją ciągle kurczowo za rękę zaczyna ja wyciągać. Gdy znalazła się na powierzchni usłyszała:
- Chwyć sie tego drewna - drugi raz nie trzeba było jej powtarzać - trzyamła sie kłody. Zaczęli wołąc o pomoć, ale nie byli w stanie przekrzyczeć burzy... Statek odpłynął bez nich...
C.D.N.
Całkiem całkiem.
Ale denerwujące są te przeskoki między tą dwójką - powinny być jakieś odznaczenia, bo można się zgubić.
Kolejnym bólem jest początek jej historii.
Po prostu wzorowy szmatławiec - mogłeś się bardziej postarać tutaj.
No i z "zaczęła krzyczeć ratunku"
Jeśli to ma być krzyk to zrób coś lbu rpzeredaguj.
Np - zaczęła wołać o pomoc / wołała o pomoc / zaczęła krzyczeć - ratunku! -
Poza ty nie esjt źle.
Z dokłądniejszą analizą i oceną poczekam na kolejne części
- Co teraz zrobimy? - zapytała przerażona dziewczyna
- Nie wiem... Krzyczmy dalej.
Z ich piersi wydał się krzyk pelen strachu i nadzei. Jednak to nic nie dało - statek był już zbyt daleko od nich...
- Boję się...
- Nie bój się, będzie dobrze... Nie dam Ci umrzeć! - pocieszał.
Też się bał, ale nie mogł tego powiedzieć, chciałby miała jakąś nadzieję... Choć jej nielubił, choć go skrzywdziła to czuł, że nie może jej tak zostawić z beznadziejnymi myślami! Jej bezradność i strach obudził w nim jakąś siłę. Zaczął wiosłować rękami i kierować ten kawałek drewna, którego się kurczowo trzymali w niewiadomym kierunku licząc na dopłynięcie do jakiegoś stałego lądu.
- "Kapitan wspominał, że juz niedaleko wyspa z rozbitkiem" - pomyślał i płynął i płynął. Jedną ręką trzymał kurczowo jej dłoń a dugą ciągle wiosłował. Wiosłował poki mu starczyło sił. Burza nosiłą nimi na prawo i lewo, ale on ani myślał jej puścić. Jej ręka drżała - była w szoku. Nie była w stanie ani ocenic sytuacji, ani w ogole czegokolwiek zrobić.
- Bylebym nie tracił glowy - myślał Karol.
Nagle mocniejsza fala sprawiła, że wymiotło ich pod wodę. Karol zdążył nabrać wody w płuca. Pod wodą poczuł, że dziewczyna się nie rusza. Była nieprzytomna.
- Nie zostawię cię! - przemknęło mu przez myśl.
Nie tracąc głowy przytulił ją do siebie, przywarł jej usta do swoich i wprowadził do niej powietrze, ktore tak kurczowo złapał w ostatniej chwili.
- Otworzyłą oczy - jak dobrze - pomyślał.
Nie puszczajać jej wypłynął z nią na powierzchnię. Na gorze jednak już deski nie było...
- Co teraz? - pomyślał ze strachem.
Nagle w oddali na horyzoncie zobaczył jakieś swiatełko. Zaczał tam płynąć. Było mu ciężko z nią, ale za nic w świecie by jej nie puścił. Była mu jakaś... bliska... Płynał i płnął... Zaczynało brakować mu sił...
- Ocknij sie głupia bo umrzemy! - zaczął ją szturchać... Na nic... musiałdać sobie rade sam...
Zaczynało mu brakować sił, ale sie nie poddawał... Swiatełko było coraz bliżej... Wreszcie nie widział nic poza nim... Naglę poczuł że spada do jakiegoś tunelu... Stracił przytomnośc...
Pierwsze co Julia poczuła to piasek na twarzy, dalej było potworne zmęczenie. Nie wiedziała gdzie jest ani jak tu się znalazła. Po paru chwilach zaczynałą sobie przypominać: statek, przeraźliwą burzę, ogromną falę, nagłe uczucie zimna, wodę i... i... Tego chłopaka...
- Kim on właściwie jest? - pomyślała.
Powoli zdążyłą się już otrzepać z piasku, gdy nagla wstała jak oparzona
- Gdzie on włąsciwie jest?! - zastanawiała się przerażona.
Zaczęła rozglądać sie po plaży. Jego jednak nigdzie nie było...
Zaczęłą rozglądać się w strone wyspy. Wyspa była dosyć duża, w oddali rysował się zarys wulkanu - na szczeście nieczynny - Przy plaży było kilka palm kokosowych, dalej rozciągał się las. Spojżała na niebo - piekne poranne niebo, gdy wszystko się budzi. Zamknęła oczy i zaczęła się wsłuchiwać w życie wyspy. Było tak pięknie, że na chwilę zapomniałą o sowjej sytuacji. Ciche zawodzenia mew, szum oceanicznych fal, melodia leśnego wiatru i ta... cisza... Ta piękna hałaśliwa cisza...
- Jak tu pięknie - zamruczała Julia.
Nagle usłyszała krzyk Przeraźliwy krzyk, ktory był niepodobny ani do ludzkiego, ani do jakiegoś zwierzęcia. Znowu poczułą strach, skuliła się w piachu i zaczęłą drżeć. Była w niewiadomym miejscu, bez niczego, sama, bezbronna. Teraz chciała być poprostu w... jego ramionach. Nawet nie pamiętała kto to był. Pamiętała tylko, że był chyba młody i chudy. Z rożmyślań wyrwał ją znowu ten krzyk. Tym razem zaczęłą być przerażona! Całą bezmyślna sytuacja sprawiła, że zaczęłą przeraźliwie krzyczeć. Krzycząła coraz głośniej i głośniej tak jakby chciałą by usłyszął ją cały świat.
Swiat jednak nie słyszał...
Karola obudził czyjś krzyk. Potem nastała głucha cisza. Nie wiedział co się dzieje, ani gdzie jest. Do głowy nasuwało się mnóstwo pytań. Powoli już dochodziłdo siebie, jednak rozmyślania przerwał mu kolejny odgłos krzyku. Przeraźliwego krzyku, jakby ktoś się czegoś okropnie bał. Aż go od tego ciarki przeszły. Nie było tu bezpiecznie... Krzyk się nasilał. Wydawał sie taki jakiś znajomy...
- Ależ... to ona! Coś się dzieje! - pomyślał z przerażeniem i zaczął biec w kierunku glosu. Nie baczył na bijące go po twarzy gałęzie i na szarpiące jego ciało kolczaste rośliny. Biegł na oślep jakby pchałą go jakas siła.
- Nie moge jej zostawić, nie moge jej zostawić - powtarzał w myślach. Ta dziewczyna go zmieniła. Obudził się w nim jakiś opiekuńczy instynkt. Krzyk był coraz wyraźniejszy. Był coraz bliżej. Już widział koniec lasu. Jeszcze tylko pare metrów. Craz bliżej. Nagle krzyk ustał. Znowu głucha cisza...
- Chyba już za późno - stwierdził z przerażeniem, ale mysli te tylko dodały mu sił. Już ostatnie kroki, już mijał ostatnie drzewa.
- Juz po wszystkim, już po wszystkim - dobijały go myśli. wyskoczył z lasu jak opażony. Na plaży zobaczył skuloną dziewczynę. Podbiegł do niej, delikatnie podniósł do góry, wziął w ramiona i przytulił do siebie mocno. Całą drżała. Po dłuższej chwili takiego stania uspokoiła się na tyle, że przestała się trząść i mogłą mówić.
- Co się stało? - zapytał i spojzał jej w oczy. Aż go przeszedł dreszcz jak zobaczyłje z bliska. Były jednocześnie piękne i tajemnicze, choć widniało na nich teraz przerażenie. Tak zielonych oczy Jeszcze nie widział. Ta przerażona zieleń tak wspólgrała z rozczochranymi blond włoskami i smutną minką, że wyglądała teraz jak mał wystraszony kotek.Znowu ją przytulił. Tym razem mocniej. Znowu zapytał:
- No co się stało? Powiedz mi!
- W... widziałam... Znaczy słszałam jakieś ryki. Najpierw jeden, potem wiecej. Jakieś bestie się tu zbliżały... Zaczęłam krzyczeć... Chyba się tego wystraszyły... - powiedziała po czym wtulając się w niego wyszeptała:
- Nie opuszczaj mnie więcej... Nigdy!
Serce mu rozmiękło. Stali wtuleni w siebie nie wiedząc co robić dalej. Sami na bezludnej wyspie....