Wysłany: 22 Sty 05 20:34 • Temat postu: Bardzo śmieszny komiks
Mnie to sie bardzo podobało....no ale cóż ja mam gorszą szkołe gdzie ludzie to nie sa dzieci bite patelnią...gorzej może też zrobie taki komiks...(ale ja rysować ne umiem )
Wysłany: 22 Sty 05 10:14 • Temat postu: Jak sądzicie
GG nie jest takie złe,bo jest po to by porozumiewać się ze znajomymi.Prawda że czasami przyłączają sie nastolatki i "heeeej poklikamy??skąd jesteś??"itd. ale wtedy najczęściej odsyłam je z kwitkiem.Na czacie nie byłem chyba z pół roku.GG nie jest takie złe.
Wysłany: 21 Sty 05 22:27 • Temat postu: Jak sądzicie
wiesz co znam to z doświadczenia mojej siostry.Spotkała się z paroma osobami z czata.
Jeden wydawał się jej odpowiedni,a tu ona sie z nim spotyka i okazuje się uwodzicoelskim żigolakiem naprawde cuda jakieś wyprawiał(np.przykleiał taśmą jej ręce do krzesła albo coś innego) później o nim zapomniała.Drugi to okazał sie miły itd. ale na żywo to wyglądał jak rockmenowski trup.3 to już wogule na misiaczka sie robił a jakiś gangster wyszedł no i tak sie dzieje...przyjaciela można spotkać ale nie takiego mocno prawdziwego.
Wysłany: 21 Sty 05 21:38 • Temat postu: Jak sądzicie
jezu wujek ale masz problemy
Cytat:
"Jak sądzicie czy przez internet można poznać swoją przyszłą drugą połowę ????"
tak można było wiele takich przypadków ale najlepiej jest sie spotykać "na żywo"
czaty i innternet to taka ostatnia szansa,w realu im nie wychodzi więc muszą spróbować w necie!
Ja bym chciał by hm było poważne żadnych wróżek i innych pierdół tylko prawdziwe życie z prawdziwymi problemami nie takimi np. jaki dać prezent skrzatom......
Wysłany: 20 Sty 05 20:44 • Temat postu: Kilka pytań
1.W sobote(czy bodajże niedzielę_ oglądasz telewizję na kanale prawym.Pewnego dnia w super markecie może ci sie trafić lodówka wtedy idziesz do innnu,dzwonisz z telefonu przy ladzie,zamawiasz i po 3 dniach masz.Mudsisz mieć bodajże 2 raz rozbudowaną ale nie jestem pewien.
2.Lustro,lodówka,łazienka i wiele innych.
3.Może przegapiłeś??albo podali zły dzień??
4. O jaki towar ci chodzi??jak mieć lepsze mleko??kochaj krowe i jak zdobedzie określoną liczbe serduszek to bedzie lepsze mleko i tak samo z krowami owcami itd. itp.
Wysłany: 19 Sty 05 21:25 • Temat postu: Harvest Moon:Another Side
yhym literówki są moge sie przyznać ale musiałem sie strzeszczać z pisownią bo:
-siostra mui wejsć na czata
-musi sprawdzić majla
-musi coś do szkoły
więc tylko szybko wkleiłem i siut siut siostra na czata.Nawet fenthick je wskazał ale nie mogłem zmienić bo siostra siedziała.A fabułą no cóż musi być troche zbliżona to hmowej no ale postanowie ją troche bardziej rozwinąć...no cóż przy gfo 2+ to szczęście
Wysłany: 19 Sty 05 19:43 • Temat postu: Harvest Moon:Another Side
Postanowiłem napisać ficka o hm.Jednak to nie będzie ten stary,baśniowy spokojny hm.Bedzie to prawdziwy hm,pokazujący problemy bohaterów oraz bardziej realistyczny.Zachęcam do czytania o zamierzam go kontynuoować
Harvest Moon:Another Side
Z mojego pięknego snu,obudziłem się w moim małym,prywatnym życiowym koszmarze.Moja żona szybko się krzątała po pokoju szukając czegoś.Znając ją jakichś dokumentów do pracy.
-Czy mogłabyś się zachowywać ciszej o tak nieprzyzwoitej porze??-zaczęłem pełen gniewu.Nie lubiałem jak mnie wyrywano z mojej jedynej przyjemności-snu.
-Oh John,przepraszam,ale spieszę się do pracy i musze mieć te cholerne dokumenty...oo są.-odpowiedziała Jeniffer.Jeni (tak ją nazywam) byłą typową,amerykańską kobietą sukcesu.Gdzie tam rodzina,liczy się dla niej tylko życie zawodowe.
-Budzenie mnie o 6.40 rano by tylko znaleść jakieś pieprzone dokumenty uwarzasz za sprawiedliwe wobec mnie??-odpowiedziałem zbulwersowany.Moja żona powinna się nauczyć że mi też się coś od życia należy.
-John,naprawde to nie jest pora by robić mi wymówki!Jestem już dorosłą dziewczynką i spieszę się do pracy!Ty zresztą też powinieneś!-odpowiedziała wogule na mnie nie patrząc.Opanowała tą sztuke ignorowania mnie dosyć szybko,w czasie 2 miesięcy naszego małżeństwa.Jeni potrafi być strasznie irytująca.Czasami się zastanawiam,po co wogule ją z nią jestem?Postanowiłem położyć wszystko na jedną karte.Wypowiedziałem magiczne słowa które mogą ją oprzytomnieć.
-Chcę rozwodu.-powiedziałem stanowczo.Myślałem że chociarz to sprowadzi ją na ziemię i zapomni o pracy.Myliłem się.
-John!Jesteś niesprawiedliwy wobec mnie!Mam teraz ciężki okres w pracy i naprawde nie mam za dużo czasu!Powinieneś to zrozumieć a nie żądać rozwodu!Jestem pewna że na pewno tego nie przemyślałeś!A teraz papa bo naprawde się spieszę...kawa powinna być jeszcze ciepła,jak chcesz to się napij,a jak nie będzie ciepła poproś Sarah by ci zrobiła nową.-odpowiedziała pospiesznie Jeni i wybiegła z naszej sypialni.Usłyszałem trzask drzwi,bieg na podjeździe i warkot silnika samochodu.Potem momentalnie nastała cisza.Leżałem więc tak w moim królewskim łożu i rozmyślałem.Zapaśc w sen czy poświęcić cenne godziny wypoczynku i wstać.Ale przypomniało mi się że dzisiaj,24 marca mam jakieś zebranie.Tylko jakie?Zresztą nieważne...nie jestem taki pochłonięty pracą.Jednak zmusiłem się do wstania.Wszedłem do kuchni i postanowiłem napić kawy.No cóż jeśli tą zimną lure można nazwać kawą...
-Saarah!Możesz tu przyjść?-zawołałem grzecznie do mojej służącej.Sarah to była porządna kobieta i sam nie wiem ile lat służy w tym domu.
-Dzień dobry,panie Mitcheer!Jak minął poranek?Może porządne śniadanie zamiast tych okropnych fastfoodów?-przywitała mnie Sarah z promiennym uśmiechem.Jeśli szukacie przywódcy do butny przeciw barom szybkiej obsługi oraz innego świnstwa,macie tutaj Sarah która doprowadzi rewolucje w tej branży.Chętnie bym zjadł porządne śniadanie a nie hot doga na mieście.
-Dziękuje.A teraz wybacz,pójdę się doprowadzić do stanu urzywalności.-odparłem grzecznie i udalem się do łazienki.Rozebrałem się z koszuli nocnej i wstąpiłem pod prysznic.Takk orzeźwiąjąca woda,która powoli w małych kropelkach spływała mi po twarzy,byłą istnie przyjemna.Niestety tutaj kończy się cała przyjemność,jak i również kończy się prysznic.Ogoliłem się i ubralem w schlodną koszule w pasy oraz spodnie.Wszedłem do kuchni i przepszyne kanapki z żółtym serem i pomidorem powitały mnie od wejścia.Również powiało aromatem przepysznej kawy.Teraz na razie nic mi więcje do szczęścia nie potrzeba.Po skończonym posiłku obdarzyłem Sarah usmiechem i wyszłem do holu.Ubrałem marynarkę i wyjąłem kluczyki od samochodu.Czas się udać do pracy której,przeciwnie do Jeni,nie nawidziłem.Taaaak korki z samego rana to po prostu marzenie.Wrzeszczący na siebie kierowcy,smród spalin i straszny hałas.To każdego doprowadzi do depresji.Po godzinnym postoju i korkach nareszcie dotarłem do pracy.Powoli wjechałem windą na 12 piętro.Gdy wszedłem do dosyć zatłoczonego holu powitała mnie zza swojego biurka moja sekretarka.
-Panie Mitcheer,czekają na pana.-zatrajkotała.
-A któż tym razem?Komornicy?-powiedziałem pełen ironi i zasmiałem się z swojego dowcipu.Sekretarka jednak zachowała powagę.
-Nie.Pańscy...eee...jakby to nazwać...współwłasciciele firmy.
-Cooo?Ojciec wg.jego testamentu przepisał mi całą firmę!CAŁĄ!-zawrzeszczałem.
-Proszę się nie unosić.Odnaleziono nową aktualną wersje testamentu.Tamta poprzednia to była niedokończona.Pański ojciec zmienił przed śmiercią zdanie.
-Ha!Ten stary idiota jednak oprzytomniał.No cóż a jednak liczyłem na jego hojność i nainwność.Prowadź to tych współwłaścicieli,jak ty to nazwalaś.-powiedziałem.Ona wskazała na drzwi od sali konferencyjnej.Gdy weszłem przywitała mnie pulchna,wesoła twarz.
-Jooooohn!Jak ja cie dawno nie widziałem!Kiedy to było?chyba przed śmiercią ojca!-przywitał mnie osobnik.O boże!Jego się najmniej spodziewałem.Mój brat przyrodni,Frederick.Jego nieznosiłem NAJbardziej.
-Oh mój boże,Frederick co za...ekhem...przemiła niespodzianka.-przywitałem się próbując jak najbardziej udawał "miłego".Niezbyt to wyszło.
-John,mam nadzięje że ta twoja leniwa sekretarka wprowadziła cię w konkrety?
-Jak miałem okazje nazwać, ta "leniwa" sekretarka zdążyła mnie o wszystkim poinformować.-powiedziałem z irytacją.Nagle weszła Sally,czyli sekretarka, z kawą.Widocznie wszystko słyszała.Przechodząc koło Fredericka, „niechcący” wylała kawę na jego spodnie.Wyglądało to dośc komicznie.Frederick nagle skoczył,przysłowiową mówiąc jak oparzony i zaczał się wydzierać na Sally.
-TY GŁUPIA IDIOTKO!CO ROBISZ?TE SPODNIE KOSZTOWAŁY MAJĄTEK!-zacząłsie wydzierać,przy czym zrobil się czerwony jak burak.Naglę wybiegł z sali do toalety by jakoś się wytrzeć.Ja natomiast posłałem pełne wdzięczności spojrzenie do Sally.O mało nie wybuchnąłem śmiechem.Jednak starałem się zachować powagę.
-Mitcheer,przejdźmy do konkretów.-powiedział stanowczo prawnik,jak sądze,Fredericka.-Pański ojciec postanowił zmienić przed śmiercią testament,niestety nie na pana korzyść.
-Naprawdę?Co za wzruszający akt dobroci ze strony mojego ojca.-powiedziałem ironicznie.
-Tak.Żeby zostać udziałowcem firmy,musi pan spełnić warunki zawarte w testamencie.
-Ooo do tego jeszcze mam jakieś warunki?Cudownie...
-Proszę zachować powagę,to nie spotkanie towarzyskie.-powiedział z pełną powagą prawnik.-Musi pan spełnić 2 warunki.Musi pan pojechać na farmę,w Coastall town,należącą niegdyś do pańskiego dziadka.Również przez 5 lat musi pan doprowadzić farmę do użytku,i rosnących przychodów.-podczas gdy prawnik skończył wymieniać warunki wszedł z satysfakcją Frederick.
-Noo widze że mój prawnik wprowadził cię w zawartość testamentu.-powiedział szczerząc zęby.
-No tak.Widzę że nasz ojciec daży mnie wyjątkową sympatią.-powiedziałem z zrezygnowaniem.
-Spójrzmy wprawdzie oczy,John,ty nic nie wiesz o życiu na farmie.-rzekł Frederick i poklepał mnie po plecach.Sądze że wg.Fredericka sprawa przesądzona i nie spełnie warunków.Nie, nie dam się i nie dam mu tej satysfakcji.
-Kiedy wyjazd?-powiedziałem spokojnym tonem do prawnika.Frederick i prawnik zrobili zaskoczone,wręcz zrozpaczone miny.
-Uhh...można by powiedzieć że...natychmiastowy...-powiedział patrząc w testament prawnik...
Oceniajcie szczerze a nie piszcie booże super fajne itd.Prosze wymienić wady i zalety jakby można ale sądze że to troche za mało jak na ocenianie ficka dokłądnie :]
Ostatnio edytowany Środa, 19 Stycznia 2005, w całości zmieniany 1 raz(y).