Wysłany: 17 Cze 05 10:44 • Temat postu: Lara Croft: Tomb Raider i Świątynia Czasu
Koło jaskiń Longmen,godź. 13:30,18 lipca.
Lara teraz jechała na motorku z jakimś chinskim gościem,ktory ciągle do niej gadał.Sama nie wiedziała o czym,nie interesował jej chinski zresztą...miałą własne problemy.W co ona wdepła??Raz,krąży w niej śmiertelny wirus,zdolny to uwolnienia się w każdej chwili,dwa - pracuje do jakiegoś elegancikowego szaleńca który to niby bawi się w wybawcę ludzkości,trzy - nie wie co robić!!Nigdy nie zastanawiała się nad Świątynią Czasu,ani tym co było z tym powiązane.Teraz musi zdać się na archeologiczny instynkt...Z daleka widziała wejście do grot.Wielki posąg ozdabiał wejście,a rośliny prawie całkowicie je zamaskowały.Gdzieś koło posągu był napis wstęp wzbroniony...Człowieczek podjechał i wysiadł wypuszczając Lare.Wszystko ją bolało bo taka jazda motorem wśród kamienistych dróg musiała kosztować bólem krzyża.Wysiadła obolałe i rozejrzałą się.Tylko tyle??Żadnych atakujących mistycznych potworów tylko pare roślin na krzyż??Nieźle.Zdziwiła się że Jacqeauise nie wysłał ludzi...ale cóś,służba nie drużba...Powoli wyjeła skromny plecacze z paroma racjami żywnościowymi,opatrunkiem i nożem.Jacqeauise nie chciał by lara mogła uzbrojona wyruszyć w świat.Pomyślał o wszystkim.Wchodząc poczuła obrzydliwy zapach stęchlizny.Zjetczała kapusta to nic przy tym smrodzie.Obrzydlistwo.Wzieła chustkę i zawineła ją sobie wokół ust.No teraz mniej śmierdziało.TEraz rozejrzawszy się zobaczyła że czeka ją wielka przeprawa.Jaskinie były ogromne.Posągi dawnych strażników i prawdopodobnie cesarzy były wszędzie.Różne występy.pochylnie...na górze widziała przejście.Tam musiała iść.Wspnęła sie na półke i zamierzała sie do skoku na następną.Phi,to nic przy jej skokach.Hop,jest.Teraz musi się podciągnąć i wejść na pochylnie później zeskoczyć i chwycić się,przesunąc troche w prawo,podciągnąć się,odskoczyć na następną pochylnie i chwycić się,potem opuścić i musiała potem bawić się w spidermana na pnączach.CHwile po tych zabiegach już była na górze.Tutaj już nie pachniało stęchlizną.Ale czuła jakąś moc,nie wiedziała jaką moc.Postanowiła odnaleźć manuskrypt jak najszybciej.Koło niej znajdowała się jakaś mapa,prawdopodobnie mapa jaskiń.
-Hmmm...-zamruczałą do siebie- trzeba teraz iść w prawo...ale jest zamknięte.Gdzieś tu będzie przełącznik...-powiiedziałą i zaczeła sie rozglądać.Jest przełącznik.Ale za to za wielką przepaścią.Wzieła swój plecaczek i zaczełą grzebać...Gdzieś tam powinna być lina.Jest.Teraz celny rzut...naszczęscie to wajcha.Chwila bawienie się w kowboja i lina jest na wajchie...Lara zaczeła ciągnąć,całymi siłami bo wajcha była już stara,ale udało sie.Ściągneła line i zobaczyła jak wejście do biblioteki otwiera się.Nagle zobaczyła pare wilków.W tych stronach??Ale to nie były zwykłe wilki...one były za duże jak na nie i takie...mgliste!Wilki Olbrzymy z Mgły??Zoologiczna sensacja.Postanowiła je ominąć ale one ciągle na nią patrzały.Każdy krok był obserwowany,podązały za nią.Zirytowana takąsytuacją wyciągneła nóz i zaczeła im grozić.Chyba rozumiały co mówiła ale nie zamierzały jej posłuchać.Trudno.Niech robią co chcą.Biblioteka była duża...gdzieś daleko widać było zakurzoną i troche rozbitą szklaną szkatułkę.Tam widziała mape,i jej uwage przykuła nazwa Wyspy Putoshan,napisane po chinsku.Jednak coś z chinskiego rozumiała.Podeszła i rozbiła nożem szkatułkę.Mapa była stara...lepiej ją przerysować by jej nie zniszczyć.Wyjeła stary ołówek który trzymała w poszewce plecaka i kawałek papieru.Zaczeła rysować.Nawet nieźle jej szło...czysta perfekcja.Zadowolona ze swojego kartograficznego talentu,schowała mapę do plecaka.Odwróciłą się a wilki ciągle tam stały.Upierdliwe psiska.Ale nagle zaczeły iść w jej stronę.Powoli,spokojnie jakby zapraszały ją na herbate czy coś.Lara zaczełą się cofać i niechcący dotknęła podestu gdzie była mapa.Uszłyszała szuranie i nagle wszystko zaczeło się trząść.Wilki uciekły a gdy ona uciekała wejście zawaliło sie.Nagle poczuła ból u tyłu głowy,taki sam gdy została ogłuszona...
Gdzieś prawdopodobnie w jaskiniach Longmen,godzina nieznana,data nieznana
-Obudź się dziewcyno...walcz o swoje zycie...mmmm...walcz!!Nie poddawaj się!!-usłyszała Lara.Głos był miły,mówiący czystą agielszczyzną,ale z dziwnym akcentem.Głowa ją strasznie bolała,jakby ktoś doszczętnie rozbiłjej czaszkę,wyjał mózg i powywracał go na wszystkie strony i włożył.
-Au au au au...booli...-zajęczała.
-Och,całe szczęscie że jeszcze żyjesz!!-zawołał głos,i poczuła jak coś zimnego i kojącego przykłada jej do głowy.
-Gdzie...gdzie ja jestem??-zapytała ledwo ruszając szczęką.Myślała że ma "Deja Vu" i znowu jest u Jacqueaise'a ale nie widziała tego okropnego błysku lampy szpitalnej.
-W klasztorze mnichów Taino-Chi...odpoczywaj,dostałaś bardzo mocno...nie martw się o plecak,uratowałem go.
-Klasztor??Byłam w grotach Longmen...jak...uuuhh...-odpowiedziała i zaczeło być jej niedobrze.
-Nie widziałaś znaku że nie wolno wchodzić??Dzięki bogu że moje oczy zaczeły cie obserwować.Te wilki to byłem ja...obserwowałem cie cały czas...
-Dlatego były takie łągodne i mgliste...zachowywały sie dokładnie jak para oczu...masz coś na ten ból??
-Masz,wypij to-powiedział głos i podał jej jakiś płyn,który smakował mietą i czmś jeszcze.Po jednym łyku,podniosła się i zwymiotowała obficie.W rzygowinach widziała malutką kapsułeczkę z antenką pikającą leciutko.No nietylko Jacqueaise ją podtruwał ale i mógł ją śledzić.
-Prosze,zniszcz tą kapsułkę...ale uważaj,tam jest wirus.-powiedziała.Ale teraz czułą sie lepiej.Ból niedoskwierał już tak bardzo.
-Dobrze,nie martw się...-powiedział głos i zauważyła jak postać odziana w jakieś czarno czerwone szaty podniosła się i wzieła,bez obrzydzenia z rzygowin kapsułkę i wrzuciła ją do ognia.
-Kim jesteś??-zapytała.
-Zapytaj lepiej kim byłem...teraz jestem zwykłym mnichem Tuochang'iem ale byłem Angielskim Podróżnikem,Johnem Frayerem.
-Och!!CZytałam o tobie!!Ostatnio widziano cię w Chinach a potem...zaginełeś!!
-Taaak...ale już o tym nie mów,odpoczywaj.ZOstawie cię i zgasze świece byś mogła...-powiedział John,i wyszedł zgaszając świecie.Lara została sama,gdzie powoli zapadała w kojący sen...
Wysłany: 15 Cze 05 20:40 • Temat postu: Lara Croft: Tomb Raider i Świątynia Czasu
Surrey,godz. 13:00 ,17 Lipca
Słońce powoli wlewało sie do pokoju Lary,oświetlając jej twarz.W końcu było popołudnie,więc pora była dosyć ciepła.Lecz Lara,zmęczona po ostatnich przygodach,wcale nie chciałą wychodzić z łóżka.Było jej poprostu dobrze.
-Panno Croft!!Jest już bardzo późno!!Czas wstawać!!-zaczął od progu jej wierny i niezmordowany w swojej służbie lokaj.
-Zieeew...Winston??Prosze nie przeszkadzaj mi...jestem straaaaasznie zmęczona...i pewnie jest jeszcze wcześnie.-odpowiedziała sennie Lara i obruciła się na drugi bok.
-Jeśli sie panna pospieszy,to zdązy na śniadanie,ale to raczej pora obiadu...-powiedział oschle jej lokaj.
-Obiad??Ehh...i tak dzisiaj nie mam nic do roboty oprucz wylegiwania się...-usprawiedliwiała sie Lara,walcząc o to by zostać w swoim łóżku.
-Panno Croft,powinna panna stawać o przyzwoitej porze,mimo wszystko czy ma sie jakieś obowiązki czy nie!!
-Bla bla bla...Winston bądź wyrozumiały...nie jestem jakaś zgrzybiałą snobkowatą arystokratką tylko zmęczoną kobietą która ma niejedno za sobą.-rzekła Lara i schowała się pod kordłę.
-Niech panna przestanie zachowywać się jak jakaś mała dziewczynka!!-odpowiedział Winston i odciągnął zasłony.Popołudniowe słońce całkowicie zalało pokuj,prawdopodobnie teraz uniemożliwiajace Larze dalszy sen.
-Doobra Winston,wygrałeś.Nie ma to jak walka Lokaja z jego panią.Eh,co na śniadanie??-powiedziałą pokonana Lara,która zamierzała zmusić swoje ospałe ciało przynajmniej do spróbowania wstać.
-Na obiad...planowałem jakąś zupę,być może pomidorową...bo wiem że nie potrzebne są żadne wykwintne dania...
-Mmm...zuuupa...brzmi zachęcająco.No to przygotuj to kuliarne dzieło,ja postaram sie doprowadzić do stanu urzywalności-rzekła Lara i wstała,po czym zmierzała do łazienki.W jej łazience którą sama urzytkowała,można by pomiescić ładną rodzinkę 10 rozwrzeszczanych dzieciaków,a conajmniej połowa zmieściła by się w samej wannie.No narazie wystarczy szorowanie zębów oraz przemycie twarzy.Po tych zabiegach lara zeszła na dół i kierowała sie do kuchni wspaniałym zapachem.Była strasznie głodna,do tąd nie pamiętała kiedy jadła coś dobrego.Zupa pomidorowa brzmiała wprost luksusowo.
-Ahh Winston jesteś najlepszym kucharzem...mmm...dawno nie jadłam niczego dobrego...nalewaj.-odpowiedziała Lara i usiadła przy stole.Winston nalał jej duży talerz zupy,która ze smakiem zajadała.Teraz miała wszystko co było jej potrzebne do szczęscia,dobre jedzenie,wygodne posłanie...
-Ah tak panno Laro,wczoraj dzwonił jakiś pani stary znajomy,Jean Evyes,czy jakoś tak...-powiedział Winston krzatając sie przy kuchence.
-Jean??A cóż on do cholery chce...dawno sie nie odzywał od czasu Egiptu...mówił coś jeszcze??
-No,mówił że to bardzo ważna sprawa i żeby panienka oddzwoniła jak najszybciej.
-Hmmm...trzeba do niego zadzwonić.Dziękuje Winston,zupa byłą wspaniała,ale obowiązki wzywają.-odpowiedziała Lara i wstała od stołu,gdzie optem ruszła w stronę telefonu.Przeszukiwała bloczek z adresami by znaleśc telefon kontaktowy Jeana,bo jakoś nie miała pamięci do numerów telefonów.
-...*trzk* Halo??Kto mówi??-odpowiedział głos w słuchawce Jeana.
-Jean??Tu ja,Lara.Podobno do mnie dzwoniłeś??
-Ag,moundie!!Lara!!Świetnie że tak szybko zadzwoniłaś,mam bardzo poważne kłopoty na głowie.
-Mów dalej...
-Francuski korporator sieci La Puaeire,Pierre La Jacqueaise która zajmuje sie praktycznie wszystkim co mogło by służyć ludziom, zaczął mnie "nachodzić",doptyując sie o pewną rzecz.Mówi że potrzebuje czegoś co by zadowoliło ludzi.Czegoś co by zmieniło wszystko.Słyszałaś o Świątyni Czasu??
-Hmm...mity i legendy tubylców...nic konkretnego...świątynia która trzyma potężną moc pozwalającą na podróżowanie w czasie...nie sądze by coś takiego istniało...-powiedziała Lara ale Jean szybko jej przerwał.
-Otóż istnieje.Niedawno ekspedycja w Ameryce Południowej Pierre La Jacqueaise'a,odkryła starożytne ruiny.Malowidła przedstawione na ruinach mówią o danej świątyni.Ale nie mogą otworzyć świątyni.Wielka moc im przeszkadza,paru ludzi zgineło.Pierre'owi chodzi o Klejnot Wieczności.
-O ten klenot który...
-Był przekazywany w cesarskich rodzinach Chin??Tak.Podobno jest ukryty gdzieś w zachodnich Chinach...
-Rozumiem...coś więcej??
-Lara,przyjedź jak najszybciej do Hong-Kongu,inaczej grozi mi śmierć!!Proszę!!
-Nie martw się Jean,nie zawiode...-odpowiedziała Lara i odłożyła słuchawkę.Już miała ułożony plan w głowie.Zekwipowany plecak,troche jedzenia i jest gotowa.Nawet zamówiła prywatny samolot,za 2 godziny.
-Winston,wyjeżdżam...nie czekaj na mnie.
-Tak tak,wiem...do widzenia!!
Gdzieś nad Tybetem,godz. 17:00,17 lipca
Lara lecąc dużo rozmyślała.Przede wszystkim w co wpakował sie Jean??I do czego byłą mu ona potrzebna...no tak by odnaleźć ten klejnot...ale miał swoich ludzi.Spojrzała zza okno samolotu i zobaczyła białe i ośnieżone szczyty.
-Gdzie jesteśmy??-zapytała pilota.
-Gdzieś nad Tybetem,w okolicach Himalajów ale w Hong-Kongu powinniśmy być za dwie lub trzy godziny...-odrzekł pilot.Lara już pare razy zwiedzała Himalaje...raz gdy poszukiwała sztyletu Xian,a raz...gdy jej rodzice zgineli w wypadku.Zawsze gdy to wspominała coś w niej sie otwierało.Lecz nigdy nie płakała lub inne rzeczy.Poprostu stawała sie bardziej zamyślona,roztargniona.Po paru godzinach wreszcie wylądowała w Hong-Kongu.Na lotnisku ujrzała pewną postać w płaszczu,prawdopodobnie Jeana.
-Jean!!Tutaj,to ja,Lara!!-zawołała.Jean nagle ruszył,ale w przeciwnym kierunku i skręcił w jakiś zaułek.LAra pobiegła za nim,zobaczyła go w zaułku,gdzieś w oddali i nagle...nagle białe światło błysneło przed jej oczami,wszystko zrobiło sie czarne a ona poczułą przenikliwy ból gdzięś z tyłów czaszki...
-Żyje??
-Tak,uraz nie był mocny,ale jednak za mocny.Powinien pan sobie lepiej dobierać damskich bokserów...
-Ona jest wyjątkowa...sądze że z kimś innym by sobie poradziła.No dobrze,prosze ja obudzić jak najszybciej.
-Nie jestem jakimś szamanem!!Sama musi sie obudzić.
-Byle szybko!!Nie mam czasu na czekanie aż łaskawa Croft sie obudzi!!-usłyszała Lara z jakby oddali.Głowa ją strasznie bolała,jakby dostała powaznego kaca...ale jednak to było coś innego.Przed oczami miała biało,prawdopodobnie to była jakaś lampa...
-Ona sie budzi,Panie Jacqueaise!!-usłyszała głos z chinskim akcentem.
-Doskonale...panno Croft...słyszy mnie pani??-zapytał głos,prawopodobnie Jacqueaise'a,dosyć z francuskim akcentem.
-Uhh...moja głowa...gdzie...gdzie ja jestem??-zapytała Lara ostatkami sił.Głowa straszliwie jej pulsowała,a każde słowo bądź ruch był dla niej ogromnym wysiłkiem.
-Miała pani...drobny wypadek.Chiang,daj jej coś przeciwbólowego.-powiedział Jacqueaise.Lara po chwili poczułą ukłucie w okolicach nadgarstka...po chwili zaczeło być jej lepiej,głowa przestała pulsować.
-Co...gdzie jest Jean??-zapytała Lara.
-Jean??Ahhh...no niestety tu go nie ma,nie było i nie bedzie,droga Laro.
-Co??Przecież...przecież z nim rozmawiałam!!
-Rozmawiałaś ze mną,ale z głosem Jeana...technika potrafi wszystko...
-Prosze mnie wypuścić!!Nie będe tu tkwiła,jak jakaś porwana!!
-Pani JEST porwana.I uwięziona.Choćby pani stąd wyszła,nie pożyła by pani długo.Otóz w pani ciele,pływa taka malutka kapsułka.Niepozorna,zwyczajna.Ale jednak w jej środku kryje sie potężny wirus.Wirus który spowoduje że pani organy zaczną gnić,tak samo z mózgiem.Zostanie pani chodzącym trupem,aż do całkowitego zniszczenia ciała.Coś jak wirus ebola,ale z przyspieszonym działaniem dzięki moim ludziom.Wystarczy że wcisne czerwony przycisk,a wirus sie uwolni.Ale jest też zielony przycisk.Ten przycisk uwolni w powłoce przeciw ciała,które zniszczą wirus a potem same sie rozpuszczą...jeśli pani nam pomoże,wcisne zielony guzik...ale w przeciwnym razie...
-To szantaż??Co mam zrobić??Chodzi o tą świątynie??
-Dokładnie.Moja korporacja dostarczyła ludziom wszystkiego co można było dostarczyć,ale czegoś takiego jak podróże w czasie,nie.Potrzebujemy czegoś dla ludzkości!!Będziemy mogli uratować kogoś bliskiego,zapobiec nieszczęscią,cofając sie w czasię!!.
-CHĘTNIE bym pomogła, ale nie mma informacji o tej świątyni.
-Za to my mamy.Otóż do świątyni jest potrzebny klucz.Klejnot Wieczności,który otwiera wrota.Krejnot kryje sie gdzieś na Wyspie Putoshan,ale nie wiemy gdzie.Podobno coś w rodzaju mapy,jest w Grotach Longmen.W 1900 roku pewien taoistyczny mnich odkrył przypadkiem jaskinie, większą część biblioteki i przedmiotów artystycznych sprzedał europejskim uczonym i kolekcjonerom.Ale jednak zostało tam pare manuskryptów,które zostały ukryte.Dlatego potrzebujemy pani.
-Ah,mam znaleść mapę,potem klejnot i potem biegać po świątyni w poszukiwaniu czegoś co by nas przeniosło w czasie??
-Tak!!Więc,będzie pani współpracować??
-Chyba nie mam wyboru....
Pisałem to na innym forum o tematyce TR :> ale uważałem że dobrze by było je tutaj tez przenieść http://www.fajneforum.fora.pl/ wchodzcie tu a będzie zawsze najnowsza częśc :> potem na HMT
Wysłany: 13 Cze 05 19:44 • Temat postu: Muzaaa... co byśmy bez niej zrobili......
umcy są fajne rock też ja słucham techno (ale mało) głównie house (ATB RULEZ) i ostatnio zainteresowałem sie rockiem...kto słyszał Prodigy - Spitfire??? piosenka rulez XDD
Wysłany: 13 Cze 05 19:11 • Temat postu: Świętujemy urodziny
Gnysek zrobił skórke HM!!super znudziła mi sie ta pomarańczowa :> no ja jeszcze pamiętam staaaaare forum przed j.portalem ;P ja też niedługo bede kończył rok na tej stronie :> no co 50% tej strony przeżyłem :>
Wysłany: 12 Cze 05 09:24 • Temat postu: Fajne książki
co wy chcecie moja siora ma na imie ania (franiu,pralko ty moja,bębenie z calgonitem ) to już wystarczy xD nie no az tak sie nie spodobała ale żeby przeczytać to tak :>
Wysłany: 11 Cze 05 21:36 • Temat postu: Fajne książki
Ja tam lubie Serie Chrestomanciego,Serię Abramakabra,Mennymsów (bardzo fajna ksiązka o życiu lalek któryz udająprawdziwych ludzi),Abarat (wyśmienita książka polecam) oraZ Spisek w królestwie czarów xD
Wysłany: 11 Cze 05 15:23 • Temat postu: Gry warte polecenia
Medal of honor Anonimowi Alkoholicy.Jesteś samotnym żołnieżem na wojnie z podstępnym nałogiem,i jako samotny żołnież musisz dotrzeć do swojej bazy Anonimowych alkoholików bez spojrzenia nawet na butelkę i dostaniesz medal za wytrwałość...sciągnąc to se gacie możesz piracie!!kupuj orginała a nie piratami żyć!!
Ja tam potrafie sie żywić bez mięsa Pizze margharite lubie,zwykły sos pomidorowy,jakieś makarony,zupy owocowe (truskawkowa najlepsza!!) a drób czasem jadam...ogólnie to żyje ważywnie więc nie przyczyniam sie do śmierci zwierząt...ale w końcu po to są hodowane...
tutaj macie moje znaki ze wszystkich chorych skopów Chinski horoskop
SMOK
Smoki są energiczne, pełne entuzjazmu, sumienne. Potrzebują przestrzeni, swobody. Wszystko chcą robić najlepiej. Ich wada to brak cierpliwości. Czasem przesadzają w wierze we własną nieomylność. Nie lubią krytyki, niechętnie przyznają się do błędów, bywają nietolerancyjne. Za to cieszą się, gdy są podziwiane. I każdą okoliczność potrafią obrócić na swoją korzyść. Ich nieobliczalność, w połączeniu z urokiem, dodaje życiu blasku. Smoki lubią stawać na czele wszelkich działań zbiorowych, przewodzić, błyszczeć, często jednak czują się niezaspokojone, bo rzeczywistość potrafi stawić opór ich zamierzeniom. Mogą jednak liczyć na szczęście. Dzięki temu często są w stanie podołać zadaniom na pozór niewykonalnym. Smoki mają wiele wdzięku i nie wierzą, że ktokolwiek mógłby mu się oprzeć. Dlatego, jeżeli ktoś się im spodoba, zdobywają go, dając do zrozumienia, że dla zdobytego to prawdziwy zaszczyt. W miłości zawsze wiedzą czego chcą i potrafią to osiągnąć, czasem nawet kłamiąc...
Taaak niektóre z wymienionych tam rzeczy są zgodne z prawdą...a niektóre nie :>
Horoskop Majów
Lazuryt
Życie powinno być przyjemne. To naczelna zasada, jaką kierują się ludzie urodzeni pod tym znakiem. Przyjemne to znaczy wygodne, dostatnie, płynące w miłym towarzystwie. W tym umiłowaniu przyjemności posuwają się niekiedy do egoizmu, choć trudno byłoby im zarzucić wykorzystywanie innych. W końcu otoczenie, które się lubi, i przez które jest się lubianym, dostarcza przyjemności. Także życie uczuciowe jest w przypadku Lazurytów podporządkowane ich naczelnej życiowej motywacji. Lubią błyszczeć, odbierać hołdy i czuć się ośrodkiem zainteresowania. Przedłużając ten stan niemal w nieskończoność. Stałe związki, a zwłaszcza życie rodzinne, męczą je, utrudniając osiąganie najważniejszych dla nich celów.
DOKŁADNIE!!Trafione w sedno xDD
Horoskop Druidów
Jarzebina
Efektowna, pełna wdzięku, rozpoznawalna z daleka. Dba o siebie, zarówno o swój wygląd, jak i zachowanie, poddawane ostrej samokontroli. Często niepotrzebnie komplikuje kontakty z innymi. Równie często (także niepotrzebnie) czuje się za wszystko odpowiedzialna. Dlatego niekiedy rozdrabnia się na sprawy niegodne uwagi, co sprawia, że nie odnosi wielkich, wymarzonych sukcesów. W miłości nader wymagająca. Wiele żąda, ale w uczuciach sama też bywa szczodra. Zraniona, nie przebacza. Ze względu na poczucie odpowiedzialności jest za to doskonałym kandydatem do małżeństwa.
NIektóre gut,niektóre niegut czyli pół na pół
Horoskop Kwiatowy
Kamelia
Spokojna. Nie poddająca się uczuciom. A jednocześnie potrafiąca tonować emocje, jakimi miotani są bliscy jej ludzie. Dlatego wszyscy chętnie szukają jej towarzystwa, szukają u niej pociechy, chociażby dobrego słowa. Za tę sympatię płaci niekiedy brakiem szczęścia w miłości. Ostatecznie w tej sferze życia zdolność wywoływania silnych emocji bywa atutem.
Wysłany: 11 Cze 05 12:53 • Temat postu: Łotr of the Ryngz : Drużyna Pierdzenia
Część druga
No jednak coś w tym miało sens.Odkąd Bylbo wróciłz pierścionkiem coraz więcej hobbistek przebywało na ulicy a starsi hobbisci je molestowali...dużo było kradzieży i nie urodzaju...
-A jednak...widze że sie nad tym zastanawiasz...-powiedział Eerion różowy.
-Co "jednak"??-rzekł Smrodo wyrwany z zamyślenia.
-No to!!Że zło!!
-Jakie zło??Co ty pierdolisz człowieku??
-K***a!!
-Gdzie??
-Na latarni!!
-Nie wynaleziono ich debilu!!
-DAMNIT!!
-Dobra zapomnij...więc co do cholery mam zrobić z tym pierścionkiem??-powiedział Smrodo...Eerion R. wstał,nagle wszystko stało sie mroczne (nie umył sie - autor),nawet dzwięk nożyc (nie)wiernego sługi,Srama...
-Musisz iść do Szczelinek Ogłady,w ciemnej (brood,smrood i ubóstwo - autor) krainie S'Mrodu,gdzie żądzi władca ciemnoty i ogólnej głupoty,Borymon...Zbiera swoich sługusów, dziewięciu Jeźdców Ciemnoty którzy mają odebrać jego własność...
-Wof...No i pójde,a co z tego będe miał??
-O_o!!Uratujesz świat!!
-A co mnie świat obchodzi!!-rzekł Smrodo.
-No jasne,co go ma obchodzić jakiś świat, o którym mu pierdoli pedał w różowej sukience-nagle zza okna wydobył sie głos Srama.
-Ja ci dam pedała ty niedorozwinięty wzrostowo kutafonie!!-powiedział Eerion R. i wpierdolił do środka Srama jednym zręcznym ruchem laski.
- O k***a!!Pierdol sie!!
-Zamknij sie Sram-powiedział Smrodo -Dobra to pójdziemy do tej szczelinki i co??wrzucimi pierścionek??Łee to można iść...
-Jak to pójdziemy??Ja nigdzie nie ide!!Spierdalaj - powiedział oburzony Sram,gotowy do ucieczki do domu.
-Idziesz,jesteś moim sługą nie??
-Właśnie..Czeka was dłuuuuuga droga...no nic,przygotujcie sie do wyprawy...