Wysłany: 04 Kwi 09 14:32 • Temat postu: Jakie książki czytamy?
No, a co, kurczę, myślisz, że ci goście u Wyspiańskiego to na trzeźwo to wszystko gadają?
Na trzeźwo, to on tego nawet nie pisał - przecież to wszystko straszne pijusy były, a ten, na dodatek, miał kiłę.
Ale rysował pięknie i piękną techniką (węgiel i pastele!) - to muszę mu przyznać z całego serca! ! !
Ostatnio edytowany Sobota, 04 Kwietnia 2009, w całości zmieniany 1 raz(y).
Wysłany: 04 Kwi 09 13:53 • Temat postu: Rick i Lilia oraz Carter
Lubi wszystkie składniki deserów, które uwielbia przyrządzać, czyli: jajka, mleko, miód, wino, owoce, sery, masło, dżemy, marmoladę i inne rzeczy do pieczenia ciast, puddingów itp. potrzebne.
Wysłany: 03 Kwi 09 18:20 • Temat postu: [BtN B&G] Śmierć zwierząt
Ależ one są zdrowiutkie i mają full serc! dziobią sobie na podwóreczku pod opieką mego pieska i nagle... mogiła. Rick filozofuje coś o tym, że nie mogliśmy temu zapobiec, pastor się modli, bohaterka załamana...
Mam o jeden % mniej, więc wsadzam jajo do inkubatora i po wykluciu się pisklęcia procenty wracają do poprzedniego stanu.
(Acha, szczegół: faktycznie pisklę nie potrzebuje paszy; poznałam po tym, że wynajęte do pracy krasnale mu jej nie dają.)
Postanowiłam nie sprzedawać tych, mających umrzeć, kur. Zobaczę, co będzie. Żal mi tylko złotych jaj... No, ale jaj i majonezów sprzedałam już grubo ponad tysiąc (nie wiem ile, bo licznik dawno się skończył.)
Wysłany: 03 Kwi 09 18:13 • Temat postu: $w33ta$na $tr0nk@
Wiecie, ci słitaśni ludzie czytają książki, przynajmniej tak twierdzą. I to niektóre takie, jak my (Pamiętnik narkomanki, Czerwony smok Tomasa Harrisa - dobra rzecz). Tyle udało mi się przeczytać wśród tych motylków (ale czy tutejsze krówki są lepsze, to nie wiem; dobrze, że nie tak dominujące). Ale wystrój tego ich forum ponoć da się zmienić. Chyba rzeczywiście się zarejestruję dla badania zjawiska socjologicznego.
Acha, bawią się także tymi Flyffablesami, jak Proszty i Chroono...
Wysłany: 03 Kwi 09 09:23 • Temat postu: Jakie książki czytamy?
Hej, Domka, moja niniejsza odpowiedź głównie do Ciebie, ale nie tylko...
Pierwsza kwestia, to słowo "fajny". Uśmiejecie się, ale teraz jest znacznie MNIEJ używane niż swego czasu przez moje pokolenie. Jak nas nauczyciele tępili za te "fajności", ojejku jejku! Kolejny przykład, dlaczego należy duuużo czytać: bo można się nauczyć paru synonimów. (Np. zaje...ty , albo mojego ulubionego słówka: "zajefajny" i jeszcze bardziej lubianego "zarąbisty".)
Masz, Domko świętą rację, że tak ludziom na ambit wjeżdżasz, żeby trochę rozwinęli słownictwo, ale ogólnie określenie książki jako fajnej, albo niefajnej, to przecież nic złego... skoro rozumiemy o co chodzi. Ale, ludzie uczcie się przymiotników!
(A jak się pije piwo i pali trawkę, to się jest: super, cool, trendi, si, ziom, frendzia, megazaje....y, odlotowy, w porzo, a nie "fajny"!)
Piszesz też, Domko:
"Ach, Muscat, wybacz, muszę to zrobić XD "de gustibus non disputandum est" -> w łacinie czasowniki lądują zawsze na końcu ;] Tata mi to wpaja do głowy za każdym razem, jak źle powiem ten cytat... "
I ma świętą rację; ja miałam dobrze zapisane, ale na wszelki wypadek sprawdziłam w Kopalińskim, a tam było "est" w środku; ponieważ nie znam łaciny, to się zawahałam i uznałam wyższy autorytet... Jak widać nie nieomylny.
Mimo tego, zachęcam wszystkich do korzystania ze słowników; "Słownik wyrazów obcych" Kopalińskiego towarzyszy mi od dzieciństwa i jeszcze wcale mi się nie znudził (Tam, to dopiero mozna znaleźć ciekawe inwektywy.)
Acha - Domkaaa! NIGDY nie wybaczam! Jestem mściwa i mam pamięć jak słoń
Co do głębszej zawartości książek: każda coś nam przekazuje między wierszami, jak nie o zyciu, to o autorze samym. Istnieje mnóstwo takich, w których jest tego rzeczywiście mało, ale na pewno nie zaliczyłaby tu książek młodzieżowych, jak HP, który jest przecież o wytrwałości, przyjaźni, wybaczaniu, pracy nad własnym charakterem itd., a to wszystko w fajnej oprawie trochę oklepanego, ale stale aktualnego dydaktyzmu: walka dobra ze złem, ważne życiowe wybory, sens miłości (nie tylko tej wzajemnej, ale tej... no "caritas" - znowu słownik się przydał). HP to nie jest głupia książka; chociaż trudno ją nazwać odkrywczą.
Rada dla Blondi: wypożycz gdzieś i obejrzyj "Wesele" w reż. Wajdy, a potem dopiero przeczytaj Wyspiańskiego; zapewniam, że wrażenie będzie bardzo pozytywne. Żyjemy w XXI wieku i od tego są filmy, żeby uprzystępniać trudne dzieła literackie. Oczywiście warto znać oryginał.
Co do odrzucania książki, której pierwsze kilka kartek jest niezachęcające: będąc w Waszym wieku, nigdy tego nie robiłam i nie żałuję, bo dzięki temu zaliczyłam trochę klasyki, do której teraz, jako 40-latka nie miałabym już cierpliwości (z drugiej strony, trochę czasu po prostu w ten sposób zmarnowałam). Teraz robię tak, jak Mariossjex - szkoda zycia, żeby się męczyć. Ale zdarza mi się robić "drugie podejście" po paru miesiącach, jeśli ktoś mnie zapewni, że warto.
(Kamienie na szaniec kiedyś mi się podobały, mimo tego całego nachalnego dydaktyzmu. Mój syn, te kilka lat temu, był zachwycony, bo to o wojnie.)
Domka, wiesz, zdarzało mi się, że mimo zainteresowania tematem, jakiejś książki nie dałam rady przeczytać, ze względu na nieciekawą prezentację tematu - to chyba nie jest wstyd? Wina autora, że nudzi.
(A w ogóle świetnie się z Wami gada na ten temat; gdzie teraz można znaleźć młodzież, która w ogóle zastanawia się na tym, co i po co czytać?)
Wysłany: 02 Kwi 09 19:50 • Temat postu: Jakie książki czytamy?
Kutas to taki pęk frędzli; generalnie nic złego. Sama tego słowa w tym znaczeniu używam.
A to o czym myślisz ma wiele cudownych nazw u Fredry albo Boya Żeleńskiego (Nowoczesna sztuka chędożenia) na przykład. Kiedyś ludzie w Polsce mieli bogatsze słownictwo miłosne, aczkolwiek trochę "grube".
A "Trzynastą księgę" czytali? Boki zrywać! Zresztą jest kilka wersji. Mnie się podoba ta, w której Tadeusz okazuje się dobrym mężem dla Zosi.
DJ, jak można się otwarcie przyznawać, że się czyta tylko lektury? Rozumiem już, ze niektórzy nie czytają, ale oświadczyć to publicznie to jakiś ekshibicjonizm : )
(Polecam opowiadania goblińskie albo w klimacie Earthdawn na stronie goblikonu.)
Ostatnio edytowany Czwartek, 02 Kwietnia 2009, w całości zmieniany 1 raz(y).
Wysłany: 02 Kwi 09 19:41 • Temat postu: Rysunki Muscat
Dzięki za pochwały. Tylko nie przesadzaj, dobrze? Mnie nie wolno chwalić, bo się psuję, jak dziecko. Myślałam, że mnie zjedziesz zresztą : )
Ja zazdroszczę i podziwiam wszystkich, którzy potrafią tworzyć coś w komputerze. To jest właśnie przyszłość sztuki! Obiecałam sobie, że kiedyś się tego nauczę.
Tymczasem znowu mnie palce swędzą, żeby za piórko lub ołówek chwycić...
Masz rację, że ta parka trochę nienaturalnie ułożona, sztywni jacyś. Właściwie mi to pasowało, bo miałam na myśli konkretną treść (w opowiadaniu oni zostają jakby przymuszeni do tego aktu). No, jednak jest to błąd jakiś w rysunku. Ale Ciężko coś takiego narysować z natury, bo kto będzie pozował? W ogóle, to mam nadzieję, ze ktoś się nie poczuje urażony tematyką i że nie wyjdę na jakąś zboczenicę, co młodzieży świńskie obrazki pokazuje, coby zdemoralizować : )
Pyszczek goblinki to już raczej symbol, schemat, niż realistyczne przedstawienie; tu wszystko było pod kontrolą : ) Ale najtrudniej narysować dłonie...
Cała ta seria powstała na potrzeby "Antologii goblińskiej" czyli tomiku opowiadań wydanego przez nasz klub fantastyki z okazji konkursu na opowiadanie o tematyce goblińskiej. Celowo prace różnią się od siebie stylem tak, jakby różne osoby je rysowały; chciałam, żeby było różnorodnie i... trochę się nie mogłam zdecydować jaki styl i technikę rysunkową wybrać.
Ostatnio edytowany Czwartek, 02 Kwietnia 2009, w całości zmieniany 1 raz(y).
Wysłany: 02 Kwi 09 10:34 • Temat postu: Jakie książki czytamy?
Starożytni mawiali: de gustibus non est disputandum (o gustach się nie dyskutuje) i to jest prawda. Podam przykład: uwielbiam fantastykę wszelaką od romantyzmu po cyberpunka; kiedyś namówiono mnie, abym przeczytała Władcę Pierścieni; nie dałam rady przebrnąć przez pierwszy tom. Powody były dwa: bohater był zbyt zwyczajny (prosty chłopek Frodo), a jego zachowania nierealistyczne (duma, odwaga, żadnych wahań) - nie dało się z nim utożsamić czytając. A drugim powodem był ten straszny, powolny tok opowiadania, gdzie doczytawszy do końca jakąś dygresję zapominało się, jak przebiegała dotąd akcja! Zmęczyć tego nie mogłam. A nie należę do tych, którzy przekartkowują opisy przyrody. W końcu na ekrany weszła "Drużyna Pierścienia", którą oglądało się świetnie i, jak wiecie, kończy się w dramatycznym momencie. Po powrocie z kina do domu wzięłam Władcę (mogę nie czytać, ale to klasyka, więc na półce stoi choćby ze snobizmu, jak w wielu domach Biblia) i przeczytałam jednym tchem (oczywiście, jak jakaś postać zaczynała się rozwodzić o swojej historii powyżej 50 lat wstecz, to włączałam "szybkie przewijanie").
Jak więc widać na moim przykładzie fajność książki jest tak bardzo względna, że czasem od nastawienia, od chwilowej potrzeby zależy, czy się spodoba.
Mnie "Mały Książę" wydawał się zbyt dydaktyczny, moralizatorski, już w dzieciństwie i do dziś tej książki nie lubię, ale skłonna jestem przyznać, że to doskonała satyra na ludzkie wady i postawy.
Lektury szkolne to ja zawsze miałam przeczytane jeszcze w czasie wakacji, ale muszę przyznać, że choć bardzo mi się Krzyżacy podobali (kibicowałam Jagience, a mojej mdłej imienniczce życzyłam śmierci), to była to pierwsza w moim życiu książka, w której pominęłam wszystkie opisy przyrody (z całą świadomością, że robię źle) i niechętnie przebiegłam wzrokiem scenę bitwy...
Co do "Zemsty": jeśli nie chcesz mojej zguby, krokodyla daj mi luby! Czyż to nie jest często słyszany opis stosunków damsko-męskich?
A postać Papkina jest uroczo śmieszna, musicie przyznać! Oczywiście o wiele przyjemniej jest to oglądać w teatrze, albo chociaż w TV, niż czytać, prawda?
A Pan Tadeusz podobał mi się kiedy czytałam, a kiedy zaczęliśmy to brać w szkole i tę "narodowość" z tego wyciskać, to mnie zemdliło. Szkoła obrzydziła mi wiele książek. M.in. dlatego jestem przeciwna wprowadzaniu fantastyki do kanonu lektur.
Ciekawostka: film Pan Tadeusz - moim zdaniem wybitnie udany - wyświetlany był we Francji z opisem gatunkowym "komedia historyczno-obyczajowa" czyli tak, jak - moim zdaniem - powinno być, ale Polacy tam przebywający zareagowali oburzeniem. Śmieszne. Wyobraźcie sobie "Przeminęło z wiatrem" puszczane jako "epopeja narodu amerykańskiego" tfu! I kto by kupił na to bilet?
Przepraszam za tak długiego posta; ciekawe, czy ktoś to przeczyta, czy potraktuje jak opis przyrody?