Wysłany: 23 Kwi 08 09:19 • Temat postu: Anime, manga =)
Cytat:
Nie wiem czy wróg anime miałby Ryukuu na avku 0o
A ja kojarzę 2 czy 3 sooby, które nie lubiąc M&A mają na avku/sygnie/pulpicie tapetę z jakiegoś anime. Bo akurat grafika im się spodobała i sobie wkleili.
Cytat:
Poza tym to był przykład mojego głupiego poczucia humoru, które jak widać nie wszyscy potrafią zrozumieć ^^
Nadal w tym nie widzę niczego takiego, ale zwalę to na nie rozumienie twojego poczucia humoru
Wysłany: 21 Kwi 08 20:36 • Temat postu: Anime, manga =)
Cytat:
Przecież to jakiś syf dla dzieci a nie dla dorosłych ludzi.
Cytat:
zgadzam się z Bulim
Kocham dzieci, które na dany temat gówno wiedzą, a wypowiadały się jakby widziały tego nie wiadomo ile i mogły wydawać osądy.
Pomijam fakt, że wszelkiej maści sailor moon to są bajki dla dzieci - bo takie jest ich przeznaczenie.
Wysłany: 21 Mar 08 22:06 • Temat postu: Skąd avatar? (aka "Naruto PL jest fuj")
Cytat:
Haha, jestes pewien? jak ja mam internet i jak jest zejeeeeeszybki to mam 5Mb/s i to tylko tak jest napisane bo jest jeszcze wolniejszy...
Masz 5 Mb czyli Megabitów. 8 Bitów to jeden bajt. Czyli twoja maxymalna prędkosc sciągnaia powinna wynosić 640 KB na sekundę. Oczyuwiscie jak mało seedów na torrentach to tak nie uda się =f
Nie... Eerion nie ma nic do powiedzenia.
Eerion ile razy widzi ten post to traci głos.
Bo takiego <censored> <censored> <censored> <censored> <censored> <censored> <censored> <censored> <censored> <censored> to ja dawno nie widziałem
Wysłany: 08 Mar 08 13:57 • Temat postu: Dzień Kobiet
I mnie też dopiszcie.
Nawet nie wiem co oryginalnego napsiać..
Więc hmm...
<mało oryginalne>Żeby wam niczego w życiu nie brakowało (mowa oczywiscie o samych pozytywnych rzeczach ;) )</mało oryginalne> Ale to tak szczerze. Od serca ;)
Dawno temu powstało opowiadanie o plemionach. Stricte związane z grą, a wiec nierealistyczne i żałosne. Eerion zjechał je i wywiązała się dyskusja.
Jak napisać opowiadanie z plemion? Obiecałem, że podejmę się tego wyzwania, ale temat zaginął w mrokach dziejów.
Dwa tygodnie temu rozmawiałem z jednym z moich starych znajomych z ś1. Razem tworzyliśmy tam małe (niecałę 20 osób) ale bardzo silne lokalne plemię. Stoczyliśmy niesamowitą wojnę z jednym z największych sojuszy na swiecie i ogólnie bardzo mile wszyscy wspominamy te czasy.
- Dlaczego nikt tego nie spisywał? - powiedział mój znajomy. Wtedy w głowie pojawił mi się pomysł. I choć sporo czasu minęło, to pamiętam wiele z tamtych walk. Tak więc powstał pomysł na stworzenie "plemiennego opowiadania".
Będę dawał tylko prawdziwe imiona (przez co naszych przeciwników będzie odrobinę mniej, bo było ich masa i nie spamiętałem wszystkich. No i niektórzy będą brzmieć śmiesznie, ale co tam). Nazwy wiosek - jakie pamiętam, resztę wymyślę.
To by było na tyle wstępu.
Have fun & comment!
Z czasem oczywiście będę dawał następne części
Równinę pokrył mglisty płaszcz, jakby chcąc ukryć coś przed światem. I tylko czubki najwyższych drzew wystawały ponad zasłonę, wyglądając niczym wyspy rozrzucone po szarym morzu.
- Czasem zastanawiam się czy dobrze wybraliśmy. Czy gdzieś nie popełniliśmy przypadkiem strasznego błędu. - powiedział Piantki spoglądając w dal, jakby chciał przeniknąć wzrokiem mgłę.
- Zrobiliśmy, co uważaliśmy za słuszne. Byliśmy i nadal jesteśmy z siebie dumni. Czyż nie to było wtedy najważniejsze? - Odparł Eerion. Po chwili dodał - Będzie mi brakować tego wszystkiego. Ale jestem szczęśliwy i zadowolony z obranej drogi. Nie wyobrażam sobie, że moglibyśmy pozwolić im ją zabrać. Cóż by wtedy znaczyły nasze słowa, nasze czyny, gdybyśmy nie poświęcili wszystkiego dla tego, w co wierzymy.
- Mówisz jak nawiedzony, a mimo to... Chyba masz rację.
Odwrócili się. Niedaleko za nimi stało kilkanaście osób. Stara Gwardia, jak sami siebie nazywali.
- Przyszliście, by nas poprowadzić?
Jeden ze stojących skinął głową. Rozpoznali w nim Bozo. Człowieka, który rozpoczął to wszystko. Delikatnie się uśmiechał. Zupełnie jak kilka lat temu na polu bitwy.
Ze stojących w pierwszym rzędzie ludzi rozpoznali jeszcze Wkseka, Hegemona, Jakuba, Koksika no i Fnord, będącą powodem tamtej wojny. Z tyłu wystawała bujna czupryna Lukiluka. Ale wiedzieli, że są tutaj wszyscy. Przecież byli jednością. Niesamowitym istnieniem zwanym Czarnym Słońcem.
Spojrzeli z powrotem na mgłę...
***
Słońce znajdowało się w zenicie. Ulice wewnątrz murów miejskich tętniły życiem. Żebracy i bogacze, kupcy i kupujący. Wszyscy prowadzili swój spokojny codzienny żywot, z dala od zgiełku bitew oraz nieustannych potyczek. Wprawdzie słyszeli o wojnie, lecz działa się ona daleko na północy, zatem nie było czym się przejmować. Nie wiedzieli jednak, że za murami cytadeli odbywały się obrady, których wynik mógł zamienić te spokojne krainy w pole bitwy. Kto wie co by teraz robili? Być może ich życie potoczyłoby się wtedy inaczej.
Baszta, znajdująca się na obrzeżach cytadeli, została przerobiona na salę obrad. W bezpiecznym miejscu nie można było pozwolić sobie na rozmach, lecz mimo to wnętrze prezentowało się niesamowicie. Zupełnie jakby brak przestrzeni został zastąpiony przepychem. Pozłacane trony tworzyły półksiężyc. Zasiadali na nich wybrani spośród władców sojuszu, aby decydować o losie imperium. Właśnie w tym momencie ważyła się jego przyszłość.
- To nie może dłużej tak wyglądać! Dlaczego pozwalacie na takie zachowania? - Eerion krzyczał, stojąc przed radą. - Dlaczego nie możecie uszanować czyjegoś zdania na ten temat?
- Ta władczyni nie podpisała z nami sojuszu. Nie złożyła nam nawet hołdu czy obietnicy zostania lennikiem. - orzekł przywódca rady, siedząc na pozłacanym tronie. - Poza tym, jej ziemie można objechać konno w ciągu jednego dnia. Nie jest godna bycia członkinią Hooligans.
- Zatem tego wymagacie? By wszyscy uklękli, pocałowali was w zady i płacili trybut tylko za to, że istnieją?
- Jesteś tu nowy, a używasz słów, których bałby się użyć wieloletni członek Najwyższej Rady. Panuj nad sobą, albo dosięgnie cię kara.
- Powiedz mi, dlaczego mam was szanować? Postępujecie według jakiegoś chorego kodeksu! Oszukaliście nas obiecując, że w radzie przy moim boku będą mogły zasiąść jeszcze dwie osoby. A nie ma tu nikogo! Mieliśmy razem stworzyć nową potęgę. A tymczasem to wasze sztandary powiewają na naszych basztach, zaś moi ludzie są traktowani jako wasze uzupełnienie! - Eerion wykrzyczał ostatnie słowa zaciskając pięści ze zdenerwowania.
- Zostaliście członkami Wielkiego Paktu, na którego zebraniach macie wysłanników. Sam reprezentujesz swoich ludzi na naszych zebraniach. Jesteś otoczony przez przyjaciół i jeszcze ci coś przeszkadza? Zapewniliśmy przyszłość i niezmienną pozycję najpotężniejszej koalicji naszego kontynentu. A co ty robisz w podzięce? Tylko plujesz na nas!
Eerion spojrzał na niego wzrokiem przepełnionym nienawiścią. Mełł przekleństwa w ustach.
- Zatkało? Czy to dlatego, że powiedziałem prawdę?
- Nie, Khaain. To dlatego, że uważacie się za niezwyciężonych, czy nawet Bogów. Dlaczego niby potrzebowaliście fuzji? Wasze granice na północy są zżerane przez postępujący Legion oraz innych wrogów, których długo by tu wymieniać. Powinniście się bać obecnej sytuacji, ale wy jesteście zbyt puści by to rozumieć obecną sytuację. Banda żałosnych idiotów! Do tego podnosicie swoje morale atakując słabszych i uznając to za wielki wyczyn.
- Dość tego! Masz natychmiast się uspokoić oraz ukorzyć i odszczekać swoje plugastwa, albo nasze połączenie zostanie uznane za nieważne!
- I dobrze. Będąc z hienami tylko by mnie w taką zamieniło.
- Zniszczymy cię, kupo ścierwa! - Khaain stracił nad sobą panowanie - A następnie pokażemy twoją głowę wszystkim, których podbijemy! Żeby wiedzieli kogo nienawidzić. Kto sprowadził na nich głód i niewolę!
- A ja wam powiem jedno. Nie będę tym, kto pierwszy zaatakuje. Ale jeśli ruszycie Fnord... Rozerwiemy was na strzępy...
***
Promienie słońca wpadały do, bogato ozdobionej, sali poprzez szklane sklepienie. Przeźroczysta kopuła, zbudowana z tafel szkła połączonych srebrnymi spoiwami kosztowała fortunę. Ale dzięki temu sala ta jest znana nawet poza granicami państwa. Aether Fanum. Sanktuarium Niebios, bo tak została nazwana. Sala tronowa przywódcy sojuszu Black Sun.
- Panie! Nieprzyjaciel został pokonany! Wsparcie dotarło na czas. - Meldował goniec, równocześnie walcząc o odzyskanie oddechu - Oflankowaliśmy wroga. Oblężenie zostało przerwane! Wróg wycofuje się do granicy.
- Będzie trzeba pogratulować Bozowi trafnej decyzji. - odrzekł Eerion. - Zanim jednak udasz się na spoczynek, muszę zadać ci parę pytań. Kto jeszcze otrzymał tę wiadomość?
- Lord wysłał ją do wszystkich możnowładców, lecz nie wiem kto już ją otrzymał.
- Kiedy minąłeś nasze wojska i gdzie się wtedy znajdowały?
- Obozowały niedaleko Aeris Sanctum. A działo się to trzy dni temu. Za dwa dni powinni osiągnąć twierdzę.
- Dobrze. Czy w momencie oblężenia byłeś w mieście?
- Tak panie.
- Wiec odpocznij dzisiaj. Jutro zdasz nam dokładny raport o stanie obrony. Za kilka dni zaś wyślę cię do lorda Bozo. Z wiadomością ode mnie.
- Tak panie.
- Jesteś wolny.
Posłaniec wstał z klęczek i nie podnosząc wzroku, tyłem udał się do wyjścia. Gdy zniknął, a drzwi za nim zostały zamknięte, Eerion głęboko odetchnął. Udawanie wiecznie opanowanego człowieka było niezmiernie ciężkie. Jednak dawało podwładnym pewność, że ich pan niczego nie robi pochopnie. A ta wiara była potęgą.
Mężczyzna spojrzał poprzez szklane sklepienie na niebo. Było cudownie bezchmurne. Słońce przyjemnie ogrzewało skórę. Do głowy napłynęły wspomnienia dawnych dni. Gdy jako chłopiec o tej porze roku leżał całymi dniami pod jakimś drzewem i rozkoszował się spokojnym życiem. Ile lat upłynęło od tamtego momentu? Piętnaście? Dwadzieścia? I choć obecne życie w luksusie pod wieloma względami jest lepsze, to mimo wszystko... Spokój i beztroska... Nie tego się nie dawało porównać. Te uczucia pozwalały na spokojne, szczęśliwe życie. A to było najważniejsze.
- Panie? - głos posłańca przerwał rozmyślenia.
- Czego? - Nuta niezadowolenia w głosie Eeriona sprawiła, że sługa skulił się w sobie, prawie słysząc świst batoga.
- Panie mój. Melduję, że Bozo zdobył Mernich należące do Olivera z Toyi.
- Co? - Bezgraniczne zdumienie wykwitło na twarzy monarchy. - Ale przecież... Nie było nawet oblężenia, nie było niczego! Jak on to zrobił?
- Armia lorda Bozo była w trakcie pogoni za wycofującym się nieprzyjacielem, gdy przekroczyli granicę. Zwiadowcy donieśli, że armia Olivera z jednego z pobliskich fortów miała uderzyć na nas od boku. Następnie do walki dołączyłyby się armie uciekające, które zostały powiadomione o tym manewrze. Ostatecznie chcieli dokonać podobnego oskrzydlenia, którego wróg doświadczył podczas oblężenia twierdzy należącej do Lady Fnord.
Torturować rozkażę tamtego posłańca, jeśli okaże się, że wiedział on o tej pogoni - pomyślał Eerion
- Gdy generał dowodzący naszą armią dowiedział się o opuszczeniu twierdzy przez wroga - kontynuował sługa - nakazał rozproszenie armii. Następnie, korzystając z zamętu, jaki dział się w mieście z powodu nowej wojny, wprowadził wraz z uciekinierami drobną część wojsk i zdobył kontrolę nad bramą. Co jakiś czas napływały do miasta kolejne oddziały, które dołączały się do postępującej pacyfikacji. Gdy na horyzoncie ukazał się powracający wróg, miasto było pod naszą kontrolą. I wtedy prawie pokrzyżowane zostały nasze szyki. Myśleliśmy, że obie armie będą stacjonować poza miastem, by zachować gotowość bojową. Jednak nasz wróg uznał, że należy schronić się bezpiecznie za murami. Wojska Boza nie były przygotowane do walki w mieście, ale dzięki geniuszowi taktycznemu naszego generała, wróg został odparty.
- W jaki sposób? - Lord nie ukrywał już podniecenia. Przecież to było niemożliwe, dlatego Eerion dał się ponieść nurtowi emocji
- Najcięższe oddziały do walki wręcz zostały ustawione przy murach, by uderzyć i zgnieść wchodzące czoło wrogiej armii. Zaś na murach przyczaili się łucznicy oraz lekka piechota na stanowiskach z wrzącą smołą. Gdy tylko wojska nieprzyjaciela wkroczyły do miasta, uderzyliśmy na nich z całą siłą. W chaosie nieprzyjaciele sami się tratowali. Nasi łucznicy nie musieli nawet celować. Nie wiem ilu dokładnie wrogów padło podczas tego starcia, gdyż ledwie wrzawa bitewna opadła, zostałem wysłany do ciebie panie. Odjeżdżając tylko widziałem pobojowisko, na którym liczba zwłok była przerażająca.
W głowie Eeriona kłębiły się dziesiątki myśli. Mernich zdobyte? Toż to całkowicie zmieniało rozkład sił! Teraz mogli swobodnie urządzać akcję w głąb terytorium Toyi, lub uderzyć na zachód i wedrzeć się w Hools! Przeciwnikowi został zadany bolesny cios! Co mógł teraz zrobić? Jak zadać im jak najwięcej strat i rozproszyć ich armię? Napaść na Itchena czy Branda z Toyi? A może jednak Hools? Ziemie Khaaina były zaledwie parę dni drogi stamtąd. Można by było dać mu nauczkę. Nie - skarcił się w myślach. To nie jest teraz tak ważne. Khaain ucierpi później.
Dopiero po chwili Eerion zdał sobie sprawę, że posłaniec dalej znajduje się parę kroków dalej.
- Powiedz mi jeszcze jedno - odrzekł, jednocześnie karcąc się w myślach, że zapomniał o nim i pozwolił mu ujrzeć siebie tak rozgorączkowanego - Czy wiesz już, jak Bozo nazwie swoją nową twierdzę?
- Klasztor Słońca panie.
Słońce... Tak. Ta nazwa pasowała idealnie.
Wygląda na to że tak jest
Nie popre tego niczym,mam nadzieje że się myle ale wydaje mi się że książka sprzedała się bardzo dobrze [o książkach które sprzedają się słabo filmów nie kręcą].Filmu nie oglądałem,książki nie czytałem i jestem z siebie dumny ;p
Dobra reklama, dobre hasło (młody talent, koleś w wieku 16 lat napisał książkę) przyciągnęło ludzi. Nikt nic nie wymaga, to książka, odpowiednio nagłośniona zyskała jeszcze większą popularność. Zdolna reklama.
Tak samo było z Kodem leosia, tylko tam reklamą było (popularne btw) rzucanie się na kościół jakie to niby służby nie był i co nie ukrywają. Ten sam kicz, ten sam styl reklamy, ta sama niewymagająca publika.
W dzisiejszej kulturze można wypromować każdy kicz (co widać po wielu zespołach muzycznych chociażby), wszystko zależy od odpowiedniej reklamy ;)s
Ot cała strategia.
A teraz wszystko napędza się samo.
Tyle tłumaczeń = książka musi być dobra = niezależnie od krytyki wszystko toczy się dalej. Pozytywne podejscie ludzi, itd. itp.